Radosław Nawrot: Przychodzisz do Lecha Poznań, który jest skażony niepowodzeniem w poprzednim sezonie, skażony wielkim rozczarowaniem, jakie sprawił wszystkim. Ty jednak jesteś od tego wolny. Przychodzisz jako nowy zawodnik z czystą karta i głową. Jak się czujesz w tej sytuacji? Radosław Murawski: Nie nazwałbym tego skażeniem, to chyba za mocne określenie. I byłbym daleki, żeby się całkowicie odcinać od tego, co Lech osiągał, gdy mnie nie było. Gdy trafiasz do Lecha Poznań, to bierzesz go takiego, jakim jest i muszę się liczyć z tym, że chociaż dotąd tu nie grałem, odpowiadam już za niego. W każdej chwili mogę spotkać niezadowolonego kibica, który może mi coś powiedzieć. Co mu wtedy odpowiem? Przecież nie to, że jestem nowy i to nie ja, to oni. Przyszedłem tu, więc biorę na siebie zarazem wszystko, co się z Lechem wiąże. Oczywiście, nie będę się podpinał po mistrzostwa, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Mam na myśli to, że nie zamierzam uciekać od odpowiedzialności. Co było to było, trzeba to już zamknąć i pomyśleć, jak rozpocząć nowy sezon, z dobrymi wynikami i świetną frekwencją, mam nadzieję że z sukcesami. Powiedziałeś na konferencji prasowej, że o Lechu powinno się mówić w kategoriach "mistrz". Czyli on robi na tobie wrażenie? - Jasne. Gdyby nie robił, nie byłoby mnie tutaj. Robi ogromne. Kogokolwiek jednak nie zapytasz, to każdy patrzy na Lecha w takich kategoriach. Kiedy kończyłem poprzedni sezon w Turcji i mówiłem, że idę do Poznania, koledzy odpowiadali: "a, do Lecha Poznań". Znacie? - pytałem. Jasne, że znali. Jak grasz w europejskich pucharach to wszyscy cię znają. Każdy z tych zawodników Denizlispor, którzy grali gdzieś w Europie, znali ten klub. Lech jest na tyle duży, że wszyscy musimy na niego patrzeć przez pryzmat mistrza i do tego dążyć. Trener Maciej Skorża po przyjściu tutaj spalił mosty asekuracji. Powiedział, że interesuje do mistrzostwo i zdobycie Pucharu Polski. - Tak trener powiedział? Właśnie tak. - No to skoro tak powiedział, to znaczy, że ma taki plan i trzeba go realizować. Wypełnimy założenia i cel osiągniemy. Wiesz jak wiele osób mówiło wiosną, że gdyby Radosław Murawski już był, to może inaczej by ta wiosna wyglądała? - Nie róbcie ze mnie Maradony. Jestem środkowym pomocnikiem, który na pewno odda serce za ten klub, ale wiesz, to jest gra zespołowa. Nie liczyłbym na to, że nagle Lech ściągnie jednego zawodnika i on wykona całą robotę. Sam zdobędzie mistrza. Czasami lepiej mieć mniej znane nazwiska, ale tworzące drużynę. Dzięki temu są wyniki. Nie wiadomo, co byłoby, gdybym przyszedł wcześniej. Może wyniki byłyby lepsza, a może gorsze. O gorsze trudno. - Skupmy się na tym, abyśmy dobrze rozpoczęli ten sezon, szli do przodu i koncentrowali się na kolejnych rywalach bez pychy i dopisywania sobie domyślnie trzech punktów. Jeśli wybiegasz za daleko w przyszłość, może cię to zgubić. Gramy pierwszy mecz z Radomiakiem, to beniaminek, który na fantazji po awansie może daleko pójść. Na tym chcę się skupić, aby tego Radomiaka ograć i na tym, jaki mamy plan. Twój transfer zimą z półrocznym odroczeniem zapoczątkował chyba zmiany w Lechu, które teraz widzimy. Lech ściąga piłkarzy przede wszystkim polskich, znanych, którzy kiedyś grali w Ekstraklasie, krążyli wokół reprezentacji albo w niej grali. Graczy, którzy są pewną rybą. Uważasz się za taką? - Myślałem, że zapytasz o grubą rybę. Nie wiem, jaką rybą jestem, to się okaże, ale musisz wziąć pod uwagę to, że taki gracz, o którym mówisz, wygląda już inaczej niż dawniej, gdy tu grał. Mnie też wszyscy będą teraz odbierali jako bardziej doświadczonego. Zawodnika, który gdzieś już grał, coś zobaczył, poczuł i teraz musi włożyć do gry więcej niż ci mniej doświadczeni. Nie każdemu jest dane wyjechać za granicę, mnie akurat dane było, więc jestem teraz zobowiązany wnieść do polskiej ligi to, czego się tam nauczyłem. Generalnie tacy gracze z międzynarodowym doświadczeniem mogą sprawić, że liga będzie rosła. Dla mnie to dobre, że Lech idzie w taką stronę, bo pokazuje, że będziemy budowali zespół na polskich zawodnikach. Budować doświadczeniem. Dołożymy do tego młodych graczy, których w Lechu mieliście zawsze z najwyższej półki, co do tego nie ma dyskusji. Powstanie interesująca mieszanka. Prawda, Lech ma bardzo dobrą młodzież, która daje mu jakość, ale szybko odchodzi. Nie jest w stanie stanowić szkieletu zespołu. Ten szkielet mogą tworzyć gracze tacy jak ty. - To na pewno jest jakiś pomysł. Ściągasz piłkarzy, u których widzisz potencjał i tworzysz z nich kręgosłup. Obudowujesz to młodymi graczami, a kiedy oni odejdą, nie zostajesz z niczym. Zresztą zwróć uwagę, że Lech ma ciekawych graczy młodych i jeszcze młodszych, którzy też pukają do bram pierwszego zespołu. Przecież kilka dni temu dwie drużyny Lecha grały w mistrzostwach Polski U-15 i U-17. To tylko pokazuje, jaki tu jest potencjał do wykorzystania. Zimą niewiele brakowało, abyś tu trafił z Denizlispor? - Sprawa była skomplikowana. Denizlispor nie płaciło na czas i pojawiła się kwestia rozwiązania kontraktu z tego powodu. Finalnie je jednak zapłacili i opcja ta zniknęła. Lech bardzo mnie chciał, zależało mu, bardzo mi się to podobało, ale dostałem sygnał z klubu Denizlispor, że nie mam na co liczyć w kwestii przejścia do Lecha zimą. Nie puszczą cię? - Tak, że nie ma mowy. Grałem tam wszystko od dechy do dechy, a klub walczył o utrzymanie. Zimą moment był naprawdę newralgiczny, chcieli zatrzymać wszystkich zawodników i powalczyć o utrzymanie. To było dla ciebie dobre rozwiązanie, skoro mentalnie byłeś już jedną noga w Lechu? - Powiem ci szczerze, że jestem typem człowieka i zawodnika, który nie skupia się na czymś, w czym jeszcze nie bierze udziału. Pomimo tego, że Lech mnie bardzo chciał i ja miałem wielką ochotę do niego dołączyć, to jednak nie mogłem tak na to patrzeć. Nawet gdyby się dogadały, to ciążyłoby mi na sumieniu, że zostawiam Denizlispor w takim momencie. Nie była to łatwa sytuacja, trudno było ją rozwiązać, ale chyba cieszę się, że dokończyłem swój kontrakt w Turcji i zostałem tam z chłopakami, którzy tak do końca walczyli o utrzymanie. Niestety, nie udało się, ale gdybym się wypisał przed spadkiem, chyba jednak byłoby to słabe. Gdybym próbował się wybielić, że to nie ja grałem, nie przeze mnie. Tak nie można. Każdy klub, w którym jestem, daje mi możliwość funkcjonowania, więc czuję się zobowiązany wobec niego, by dać z siebie wszystko. Inna postawa byłaby nie fair. Tylko wtedy jestem zadowolony. Przez te pół roku przyglądałeś się Lechowi? Jeśli tak, to co o nim myślisz? - Szczerze mówiąc, śledzę go nie od pół roku. Śledzę go bezustannie. Zresztą odkąd wyjechałem za granicę, interesowała mnie cała Ekstraklasa. Bo cię ciekawiła czy też bo zakładałeś, że tu wrócisz? - Dlatego, że ciekawiła. To moja liga, jestem stąd. Możesz wyjechać z Ekstraklasy, ale ona nigdy z ciebie nie wyjdzie. Ludzie się z niej czasem śmieją, ale to nasza liga i uważam, że idzie górę, poprawia się z każdym rokiem. Lecha śledziłem też dlatego, że podobała mi się jego gra. Zawsze coś w niej ciekawego było. Poza tym miałem w Lechu wielu przyjaciół i znajomych, którym kibicowałem za granicą. Lubiłem ich. Kto to był? - W Lechu zwłaszcza Tomek Kędziora, Darek Formella, Dawid Kownacki, Jan Bednarek. Znaliśmy się z kadry, od nich zawsze wiedziałem, co się w klubie dzieje, także od tej strony zakulisowej. Kiedy więc przyszła oferta z Lecha, nie czułem, że kryje się za nią jakieś ryzyko, niepewność. Pewna ryba po prostu. - No właśnie, pewna ryba. Gdy dojrzałem do myśli, by wrócić do Polski, to Lech stanowił pewniaka. Kiedy ta myśl się pojawiła i dlaczego? - Miałem taki moment w Denizlispor, gdy pewne rzeczy zaczęły mnie przytłaczać. Poczułem, że się zatrzymałem, nie rozwijam i chociaż sam nad sobą pracowałem, nie czułem się już spełniony. Poza tym brakowało mi sukcesów. Mój jedyny sukces to mistrzostwo z Piastem Gliwice, co wtedy w 2019 roku było dużą sprawą. Teraz już Piast jest corocznie w czołówce, ale wtedy jeszcze nie był. Wyjechałem do US Palermo, mieliśmy awansować do Serie A i nie udało się. Denizlispor natomiast było beniaminkiem. Jeżeli w wypadku beniaminka sukcesem jest pozostanie w lidze w pierwszym sezonie, no to jakiś to sukces był. Dla mnie to jednak za mało. Stąd Lech, bo tu mogę celować wysoko. Rozmawiał Radosław Nawrot