Wim Fissette odezwał się po porażce w Billie Jean King Cup. Mówi o wielu pozytywach
Jeszcze tylko środowy finał w Maladze Włoszek ze Słowaczkami i kolejna edycja reprezentacyjnych zmagań kobiet w ramach Pucharu Billie Jean King Cup przejdzie do historii. Polki, dowodzone z kortu przez Igę Świątek, odpadły w półfinale, ale rywalizacja w ostatnich dniach odbywała się na wszystkich kontynentach. Uczestniczył w niej także nowy szkoleniowiec zawodniczki z Raszyna Wim Fissette. I o ile Świątek miała w pewnym sensie powody do satysfakcji, to Belg musiał pogodzić się z porażką. I wyciągnął z niej pozytywne wnioski.
Wim Fissette został trenerem Igi Świątek zaledwie pięć tygodni - pracowali razem dość krótko, raszynianka zagrała pod jego okiem w WTA Finals w Rijadzie - wygrała tam dwa mecze, przegrała jeden. A mimo to nie awansowała do półfinału.
Ich praca nie trwała jednak długo, po zawodach w Arabii Saudyjskiej udali się w dwie strony świata. Iga zdecydowała się bowiem na start w reprezentacji Polski w finałach Billie Jean King Cup w Maladze - i poprowadziła polską reprezentację do półfinału. A niewiele zabrakło, by Biało-Czerwone wystąpiły w decydującym pojedynku, w którym byłyby zdecydowanymi faworytkami. Drugi półfinał dość nieoczekiwania wygrała bowiem Słowacja.
Fissette też działał tenisowo przy okazji Pucharu Billie Jean King. Tyle że w innej roli i w innej części świata. Oraz na innym etapie tych rozgrywek.
Świątek w Hiszpanii, jej trener w Chinach. Te same rozgrywki, ale zupełnie inna stawka dla Polski i Belgii
Obecny szkoleniowiec Igi Świątek jest bowiem od lutego zeszłego roku kapitanem tenisowej reprezentacji Belgii, zastąpił wówczas Johana van Hercka. I z tą odmłodzoną kadrą ruszył do Chin, by w Kantonie walczyć z reprezentacją tamtego kraju, choć pozbawioną największych gwiazd, m.in. Qinwen Zheng. Mimo tego to i tak Azjatki były zdecydowanymi faworytkami, bo Fissette też nie miał do dyspozycji swoich dwóch najlepszych rakiet. Zwłaszcza brak Elise Mertens (WTA 34), świetnej także w deblu, był bardzo odczuwalny.
W składzie Belgii była więc doświadczona 29-letnia Marie Benoît (WTA 209) oraz młode dziewczyny: 20-letnia Hanne Vandewinkel (WTA 235), 19-letnia Sofia Costoulas (WTA 291) oraz rezerwowa Ysaline Bonaventure, rok temu jeszcze 81. w rankingu, ale później mająca bardzo długą przerwę. W starciu z Chinkami był to zespół skazany na pożarcie.
I na to wskazywały też sobotnie wydarzenia - Azjatki prowadziły po dwóch singlach 2:0, Benoît uległa Sijii Wei 3:6, 6:7, a Vendewinkel nie sprostała Xiju Wang (3:6, 2:6). Niedziela przyniosła jednak radykalną odmianę: Costoulas pokonała 7:5, 7:5 notowaną o blisko 200 miejsc wyżej na świecie Wang, a za chwilę Vandewinkel pokonała Wei 6:3, 6:3.
O awansie do przyszłorocznych eliminacji w grupie światowej decydował więc debel - gdyby Belgijki go wygrały, mogły stać się w kwietniu 2025 roku rywalkami Polek, być może z Igą w składzie. Ze zwycięstwa cieszyły się Chinki.
Belgia przegrała w Billie Jean King Cup, ale Wim Fissette zadowolony. Walka o awans trwała do końca
To zaś oznacza, że Belgia w przyszłym roku nie zagra w finałowym turnieju Pucharu BJK, zresztą jego skład zostanie okrojony od ośmiu zespołów. Fissette na wydarzenia z Kantonu zareagował jednak w bardzo optymistyczny sposób. Nazwał to "dobrym tygodniem", a drugie pojedynki singlowe: "fantastycznym powrotem". - Jest wiele pozytywnych rzeczy z tego ostatniego tygodnia. Dziewczyny świetnie pracowały, grały w tenisa i pokazały wolę walki. Jestem przekonany, że te dni będą cennym doświadczeniem dla młodej drużyny" - napisał na Instagramie.
A już wkrótce zacznie wspólne przygotowania w Warszawie z Igą Świątek - do kolejnego sezonu. Od 18 grudnia zespół najlepszej polskiej tenisistki będzie walczył w Abu Zabi w World Tennis League, 30 grudnia Polska zaś zagra z Norwegią w United Cup w Sydney.