Drogi Świątek i jej trenera znów będą musiały się rozejść. To efekt wydarzeń w Kantonie
W środę może się okazać, oby tak się stało, że Polska po raz pierwszy w historii wygra Puchar Billie Jean King Cup. Iga Świątek wraz z koleżankami już jest w półfinale tych rozgrywek. Bez względu jednak na rezultat, Biało-Czerwone w kwietniu w jednym z siedmiu turniejów będą musiały rywalizować o kolejny finał. Była tu szansa, że 23-latka z Raszyna stanie po drugiej stronie barykady ze swoim trenerem Wimem Fissette. Wydarzenia z Kantonu sprawiły, że do tego jednak nie dojdzie.
Polki w poniedziałek zmierzą się w walce o finał z Włoszkami i już teraz wszystko wskazuje, że będzie to trudniejszy rywal niż kolejny w finale. A mecz Igi Świątek z Jasmine Paolini, jedynych dwóch tenisistek z TOP 10 rankingu WTA w Maladze urasta do miana wielkiego wydarzenia. To będzie ich rewanż za finał Rolanda Garrosa.
Bez względu jednak na wynik tego spotkania, Polska i tak nie dostanie miejsca w finale kolejnych rozgrywek. ITF zmieniło bowiem zasady rozgrywek, w decydujących zmaganiach będzie uczestniczyć nie 12 zespołów, a 8. Jak teraz w Pucharze Davisa. W kwietniu przyszłego roku, po serii turniejów w USA, a przed startem mączki w Europie, odbędą się więc kwalifikacje do tego decydującego turnieju. I już nie w formie dwumeczów, ale siedmiu turniejów z udziałem trzech zespołów. Ostatnie miejsce zajmie gospodarz finałów Pucharu Billie Jean King w 2025 roku.
Belgia bliska sensacji w walce o utrzymanie się w grupie światowej. Dwie zaskakujące wygrane w singlach, debel decydował o wszystkim
Dość niespodziewanie w niedzielę rano pojawiła się szansa, że po dwóch stronach barykady mogą stanąć w przyszłym roku Iga Świątek i jej trener Wim Fissette. Ten drugi jest bowiem kapitanem reprezentacji Belgii, która nie grała teraz w Maladze, a w dwumeczu z Chinami o utrzymanie się w grupie światowej. Do starcia w Kantonie przystąpiła bez swojej rakiety numer 1, czyli Elise Mertens - mocnej nie tylko w singlu, ale i w deblu. Brakowało też zresztą rakiety numer dwa, czyli Greet Minnen, a więcej zawodniczek w TOP 100 światowej listy Belgia już nie ma.
Gdy więc po dwóch grach Chinki prowadziły w Kantonie 2:0, trudno tu było liczyć na jakąś cudowną remontadę. Zwłaszcza, że Marie Benoit nie miała za wiele do powiedzenia w starciu z Sijią Wei (3:6, 6:7), a Xiju Wang rozbiła Hanne Vandewinkel 6:3, 6:2.
Tymczasem w niedzielę doszło do cudownego powrotu Belgijek - rezerwowa Sofia Costoulas pokonała 7:5, 7:5 notowaną o blisko 200 miejsc wyżej na świecie Xiyu Wang, a za chwilę Vandewinkel pokonała Wei 6:3, 6:3.
O awansie do przyszłorocznej fazy play-off decydował więc mecz deblistek. Chińska para Hanyu Guo/Xinyu Jiang ograła duet Costoulas/Vandewinkel 7:6, 6:3.A to oznacza, że z wygranej 3:2 i awansu cieszyły się Azjatki. I to one będą potencjalnymi rywalkami Polek wiosną przyszłego roku.
To z kolei oznacza, że jeśli Fissette dalej pozostanie kapitanem Belgii, znów pewnie czeka go tygodniowa przerwa we współpracy ze Świątek. Nawet jeśli Iga nie będzie grać dla Polski, to Belga czekają po prostu inne zadania. A może też po prostu raszynianka znajdzie się w innej części świata, walcząc o awans do finałów Pucharu Billie Jean King.