Łzy, a później uśmiech Igi Świątek. I słusznie, to powtórka najlepszego sezonu
Gdy po przegranym meczu deblowym w starciu z Włoszkami Iga Świątek usiadła na ławce, wyglądała tak, jak po swoich najdotkliwszych porażkach w karierze. Momentalnie otoczyły ją koleżanki z drużyny, przytuliła Maja Chwalińska i podkowa na ustach zamieniła się w delikatny uśmiech. Ten wynik oznaczał, że 23-letnia zawodniczka z Raszyna nie zagra już w środę, rywalką finale BJK Cup byłaby prawdopodobnie Katie Boulter. Kończy sezon z bilansem 64 singlowych zwycięstw i zaledwie 9 porażek. I wyrównanym rekordem kariery.
Zabrakło tak niewiele... Iga Świątek wykonała w Maladze fantastyczną robotę - wygrała trzy ciężkie, trzysetowe boje w singlu. Dorzuciła arcyważne zwycięstwo w deblu przeciwko Czeszkom, ta sztuka nie udała się jednak w chyba najważniejszym spotkaniu z Włochami.
Mimo że w pierwszym secie starcia z Sarą Errani i Jasmine Paolini Świątek i Katarzyna Kawa miały trzy piłki setowe, i mimo że w drugim prowadziły 5:1, obie partie przegrały po 5:7, stąd może taka reakcja Igi po ostatnim swoim autowym zagraniu.
Tym razem miała wokół siebie osoby, które momentalnie ją pocieszyły, choć pewnie niezwykle ambitna Iga, która rzadko przegrywa, wciąż mocno to przeżywała.
Po spotkaniu powiedziała, że jest ekstremalnie zmęczona. Zaznaczyła, że pierwsza część sezonu była dla niej idealna, w drugiej zaś były wzloty i upadki. I to one przyczyniły się do tego, że jest dziś światową dwójką, a nie jedynką. - Myślę, że w tym roku było mi łatwiej grać jako numer 1. W zeszłym zmagałam się z tym. Powiedziałabym, że ten sezon wyglądał inaczej po Rolandzie Garrosie, pierwsza część była idealna. Będę potrzebowała trochę czasu na analizę, jeździłam od turnieju do turnieju - powiedziała Iga.
64 zwycięstwa w 73 spotkaniach singlowych Igi Świątek. Doskonały statystycznie sezon najlepszej polskiej tenisistki
Ta pierwsza część sezonu, którą zakończył Roland Garros, dał łączny bilans 45 zwycięstw i zaledwie... czterech porażek. To zesawienie niesamowite robiące olbrzymie wrażenie. Iga przegrała jedynie z Lindą Noskovą (bolesna porażka w trzeciej rundzie Australian Open), Anną Kalinską (półfinał w Dubaju), Jekateriną Aleksandrową (czwarta runda w Miami) i Jeleną Rybakiną (półfinał w Stuttgarcie). Wszystkie inne mecze wygrała, co oznaczało tytuły w Dosze, Indian Wells, Madrycie, Rzymie i Paryżu. A na dobrą sprawę można dodać jeszcze brak porażki w singlu w United Cup.
Drga część sezonu była już mniej okazała, z dwumiesięczną przerwą po US Open, co wiązało się też z rozstaniem z Tomaszem Wiktorowskim. Bilans Igi to: 19 zwycięstw i 5 porażek. Tytułu nie było już żadnego, zdobyła brązowy medal igrzysk w Paryżu. A pokonały ją kolejno: Julia Putincewa (trzecia runda Wimbledonu), Qinwen Zheng (półfinał IO), Aryna Sabalenka (półfinał w Cincinnati), Jessica Pegula (ćwierćfinał US Open) oraz Coco Gauff (faza grupowa WTA Finals). Razem daje do to roczny bilans 64 zwycięstw i 9 porażek.
"As Sportu 2024". Wybierz z nami finałową 16 plebiscytu
Jeśli założymy pełne sezony, bo rok 2020 takim nie był, sport był pogrążony miesiącami przez pandemię koronawirusa, to Iga po raz pierwszy w głównym cyklu doznała mniej niż 10 porażek. W 2019 roku, gdy wchodziła do dorosłego tenisa, wygrała 35 spotkań, przegrała 17. W 2021 roku było to 36 zwycięstw i 15 porażek, w następnym sezonie, gdy została światową liderką z serią 37 kolejnych zwycięstw: 70 wygranych i 10 przegranych. A w zeszłym sezonie: 69 wygranych meczów i 12 porażek.
Dla porównania: Sabalenka ani razu nie wygrała w sezonie 60 meczów, zawsze też przegrywała co najmniej kilkanaście. W tym roku: 56:14.
Dla Igi był to więc znakomity rok, w którym do szczęścia zabrakło niewiele. A to olimpijskiego złota, a to lepszych występów w trzech turniejach Wielkiego Szlema, a to odrobiny szczęścia w WTA Finals. No i teraz, w półfinale Billie Jean King Cup, bo Włoszki były z pewnością trudniejszym przeciwnikiem niż w finale Brytyjki bądź Słowaczki.
Można jednak z wielkim optymizmem patrzeć w przyszłość najlepszej polskiej tenisistki w historii.