Miejmy nadzieję, że entuzjazm wokół polskiego hokeja, jaki obudził finał Pucharu Polski w Kraków Arenie, zostanie podtrzymany przez działaczy i wspólnie pokierują tę dyscyplinę na właściwe tory. Tak, by rozwijać polski hokej, a nie stanowić jedynie schron dla tych, którzy nie mieszczą się w Czechach, na Słowacji, czy zza oceanu przyjechali dorobić do emerytury. W finale triumfował GKS Tychy (3-1 nad KH Sanok), ale zwycięzcami byli wszyscy - hokeiści wszystkich czterech ekip (w półfinale odpadli Comarch/Cracovia i JKH Jastrzębie-Zdrój), a także ich kibice, którzy współtworzyli wspaniałe widowisko w hali na miarę NHL-u. Na ławkach trenerskich tyszan i sanoczan siedzą Czesi, którzy mają za sobą karierę w NHL. Jirzi Szejba z GKS-u Tychy przyznał po triumfie, że znał siłę Sanoka i wiedział, że tej drużynie nie można pozwolić na rozwinięcie skrzydeł. - Dlatego zamknęliśmy im tercję środkową. Ale mieliśmy też kupę szczęścia, bo sanoczanie mieli trzy razy przewagę, gdy broniliśmy się w trójkę, a jednak nie straciliśmy bramki - komentował Szejba. Podziękował drużynie za walkę i wyraził nadzieję, że dzięki zdobyciu Pucharu Polski psychika całego zespołu stanie się jeszcze mocniejsza. - Z meczu na mecz będziemy grali coraz lepiej - uważa Szejba. Na naszą uwagę, że grając na trzy "piątki" można się potknąć w play-offie, gdzie mecze następują co dwa-trzy dni, Jirzi Szejba się zgodził. - Z dyrektorem Wojtkiem Matczakiem szukamy napastnika i obrońcy - zdradził. Fakty są takie, że GKS może zapomnieć o Mikołaju Łopuskim, który ma zerwane więzadła kolanowe. Poważną kontuzję ma też Jakub Witecki, a Adriana Parzyszka czeka miesięczna pauza. Miroslav Fryczer - trener KH Ciarko Sanok rozkładał ręce, twierdząc, że jego ekipie nic nie wychodziło. - Tyszanie wygrali zasłużenie, grali chytrze. Wiedzieli jak zagrać przeciw nam. A my nie radziliśmy sobie z niczym. Przewagi , osłabienia - wszystko to nam nie wychodziło. W przewagach za bardzo kombinowaliśmy, nie było strzałów. To była katastrofa - kręcił głową Fryczer i daleki był od szukania wymówek, że niby słabsza postawa jego zespołu była spowodowana krótszym czasem na regenerację. Fryczer, który rozegrał 415 meczów w NHL, został zapytany o to, czy zna jakiegokolwiek zawodnika z polskiej ligi, który miałby szansę na załapanie się do najlepszej ligi świata, odparł z klasą i kurtuazją. - Znam takiego jednego, siedzi nawet tutaj - odparł, mając na myśli siedzącego po jego prawej stronie napastnika GKS-u Tychy i kapitana reprezentacji Polski - Marcina Kolusza. - Marcina znam już tyle lat, a czy ktoś jeszcze? Wszystko zależy od pracy, jaką się wykonuje. Droga do NHL jest naprawdę daleka. Pierwszy krok mamy już za sobą - na finale Pucharu Polski widziałem w waszym kraju po raz pierwszy atmosferę jak w NHL. Kraków Arena zapewniła nam fantastyczne warunki. Pojawienie się tego obiektu to świetna rzecz dla hokeja. Marcin Kolusz z GKS-u Tychy stwierdził, że mecz mógł się podobać. - Od początku był zacięty, obfitował w twarde starcia, ciekawe okazje. Mieliśmy więcej szczęścia, superobronę i superbramkarza, dobrze radziliśmy sobie w osłabieniach. Wydaje mi się, że sędziowie nie patrzyli na nas łaskawie, chyba że faktycznie te kary były, bo z boksu to różnie wygląda. Najważniejsze, że zdobyliśmy Puchar Polski. W końcówce sezonu jeszcze lepiej będziemy grać - uważa Marcin. Kolusz w superlatywach wypowiadał się też o Kraków Arenie. - Warunki mieliśmy tu wymarzone, na najwyższym poziomie. Dlatego chciałem pochwalić zarząd PZHL i władze Krakowa, że ten turniej tutaj się odbył, z korzyścią dla dyscypliny, dla kibiców. Mistrzostwa świata zapowiadają się imponująco w takiej hali - dodał Kolusz. Z Kraków Areny Michał Białoński