Niedzielne Grand Prix było ostatnim - przynajmniej na razie - występem Roberta Kubicy w Formule 1. Polak wystartował dobrze i już na pierwszym okrążeniu wyprzedził George’a Russella. Kierowcy Williamsa przyzwyczaili nas do bezpardonowej walki pomiędzy sobą. Podobnie było tym razem. Niewielki kontakt obył się jednak bez konsekwencji. Kubica miał mniej szczęścia na 24. okrążeniu, gdy doszło do pojedynku z Antonio Giovinazzim. Polak nie chciał oddać swojej pozycji kierowcy Alfy Romeo i gdy jednocześnie próbowali wejść w zakręt, kolizja była nieunikniona. Koło Alfy Romeo zahaczyło o podłogę Williamsa, odrywając spory jej kawałek. Zmuszony do zjazdu do boksu Kubica spadł na koniec stawki, gdzie pozostał do końca. Tegoroczna przygoda Polaka z Williamsem była usiana przeciwnościami losu. Jej nieudane zakończenie odzwierciedla sezon, który był dużym rozczarowaniem z wielu względów. Byłoby przykro, gdyby przyszłość pokazała, że swój ostatni wyścig w Formule 1 Kubica ukończył na ostatnim miejscu. Co prawda miejsc na sezon 2020 już nie ma, ale Polak nie wyklucza kolejnego powrotu rok później, podobnie jak jego dobry kolega Fernando Alonso. Znając charakter i upór Kubicy sponsorowanego przez PKN Orlen i mającego wciąż wielkie wsparcie polskich kibiców, wszystko jest możliwe. Lewis Hamilton pokazał w niedzielę, że król jest tylko jeden. Tegoroczny mistrz świata całkowicie zdominował niedzielną rywalizację, ani na chwilę nie oddając prowadzenia i dublując trzy czwarte stawki. Zdobył w ten weekend wszystko - pole position, wygraną "lights to flag" i do tego najlepszy czas okrążenia. Pozbawiony presji walki o tytuł, Hamilton poświęcił ostatni wyścig, jak sam przyznał, na naukę. Próbował nowych sposobów oszczędzania opon, aby wykorzystywać ich potencjał przez dłuższy czas - coś, w czym już teraz jest prawdziwym mistrzem. Pomógł na pewno fakt, że charakteryzujący się dużym zużyciem opon tor w Abu Zabi sprzyja samochodom Mercedesa, które wygrały aż sześć ostatnich wyścigów (łącznie z niedzielnym). Jedynym kierowcą, który miał porównywalne tempo do Hamiltona, był jego kolega z zespołu Valtteri Bottas. Fin musiał startować z końca stawki po wymianie silnika, a mimo to zabrakło mu niespełna sekundy do miejsca na podium. W dodatku przez pierwszych kilkanaście okrążeń nie mógł korzystać z systemu DRS, który został wyłączony z powodu awarii serwera, a dyrektor wyścigu nie chciał zafałszować wyników przez jego wybiórcze działanie. Bezbłędnie pojechali również Max Verstappen i Charles Leclerc, którzy kilka razy wymieniali się pozycjami. Ostatecznie obaj stanęli na podium. Ta dwójka toczyła także pojedynek o trzecie miejsce w punktacji sezonu. Po raz pierwszy w karierze sięgnął po nie kierowca Red Bulla. W ten sposób po raz pierwszy od 2016 roku na podium klasyfikacji generalnej nie stanął kierowca Ferrari. Sebastian Vettel zaliczył bardzo nieudany sezon, chociaż trzeba przyznać, że kilka razy padł ofiarą błędów zespołu. Podobnie było i tym razem. Ferrari postanowiło ściągnąć swoich kierowców do alei serwisowej na tym samym okrążeniu, przez co pit-stop Vettela był daleki od ideału i Niemiec został obsłużony aż cztery sekundy wolniej od swojego kolegi z zespołu. Na pochwałę zasługuje niechciany przez Red Bulla i Renault Carlos Sainz Jr, który doskonale odnalazł się w McLarenie i zakończył sezon na szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej, zdobywając konieczny do tego punkt na ostatnim okrążeniu, gdy wyprzedził Nico Hülkenberga, dla którego był to ostatni wyścig w Formule 1. Rywalem Sainza był inny młody kierowca Pierre Gasly, którego pełen wzlotów i upadków sezon najlepiej podsumował incydent w pierwszym zakręcie. Francuz został uderzony przez Lance’a Strolla i stracił przednie skrzydło oraz szansę na walkę o szóste miejsce. Gasly pokonał jednak w klasyfikacji Alexandra Albona, któremu musiał oddać swoje miejsce w Red Bullu. Losy sezonu 2019 zostały rozstrzygnięte już latem. Po ośmiu pierwszych wygranych przez Mercedesa wyścigach nikt nie mógł mieć wątpliwości kto będzie mistrzem. Nawet takie potknięcia jak na Hockenheim nie mogły odebrać im dwóch pierwszych miejsc w tabeli. Ferrari i Red Bull trochę niespodziewanie przebudziły się w drugiej połowie sezonu, lecz dominacja Hamiltona w Abu Zabi to kubeł zimnej wody dla optymistów, którzy liczą na wyrównaną walkę o tytuły pomiędzy kierowcami trzech zespołów w przyszłym sezonie. Grzegorz Gac