Trwają nowe porządki w Światowej Radzie Sportów Motorowych po wyborze Mohammeda Ben Sulayema na stanowisko prezydenta federacji. Przed włodarzami seria spotkań, a najbliższe z nich będzie miało miejsce już 3 lutego. Co prawda działacze spotkają się wirtualnie, ale omówią kilka ważnych kwestii. Niewykluczone, że na zebraniu wyjaśni się dalsza przyszłość Michaela Masiego, obecnego dyrektora wyścigowego Formuły 1. Michael Masi ma się czego obawiać Przypomnijmy, iż za Australijczykiem nie najlepszy sezon, w którym nie ustrzegł się paru błędnych decyzji. 44-latek największe zamieszanie wywołał rzecz jasna w Abu Zabi, gdzie doprowadził do zwariowanej końcówki i w ostatniej chwili, po interwencji Red Bulla, pomimo wcześniejszego zakazu, pozwolił kierowcom oddublować się. Splot korzystnych zdarzeń wykorzystał Max Verstappen. Holender na świeższych oponach wyprzedził Lewisa Hamiltona, zostając tym samym mistrzem świata. Z wynikami zmagań do dziś nie pogodził się Mercedes. To właśnie między innymi na prośbę niemieckiej stajni trwa w tej chwili dochodzenie mające na celu wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Końcowych rezultatów co prawda się już nie zmieni, jednak spokojnie nie może spać Michael Masi. - Wykonał naprawdę świetną pracę i mu to powiedzieliśmy. Istnieje jednak możliwość, że pojawi się nowy dyrektor wyścigowy. Ja mogę jedynie przedstawić swoje sugestie Światowej Radzie. I dotyczyć one będą również Michaela. W tamtych sekundach, kiedy musiał podjąć decyzję, miał kilka możliwości. Wszystkie z nich poparte były przepisami. Mógł zakończyć wyścig za samochodem bezpieczeństwa lub go przerwać. Jednak wypadek Nicholasa Latifiego nie uzasadniał tego ostatniego. Mógł też zrobić to, co zrobił - oznajmił w rozmowie z Gerhardem Kuntschikiem Peter Bayer, sekretarz generalny ds. sportu w FIA. Koniec z wielozadaniowością Niezależnie od tego czy Australijczyk utrzyma swoje stanowisko, kompetencje dyrektora wyścigowego najprawdopodobniej ulegną zmianie. - Chcemy podzielić zadania dyrektora wyścigowego, który do chwili obecnej był też dyrektorem sportowym oraz delegatem ds. bezpieczeństwa i toru. Tego było po prostu za dużo - zakończył działacz, cytowany przez Motorsport.com.