Rzeźnia w ringu. Potężne ciosy spadły na głowę wojownika wagi ciężkiej. Efektowny polski wątek
"Nieśmiertelny" wydaje się być Dillian Whyte (31-3, 21 KO), który na swoim koncie ma już wiele ciężkich pojedynków, ale 36-letniemu Brytyjczykowi ciągle nie jest mało. I niezmiennie dużo częściej to "The Body Snatcher" sprawia rywalom jeszcze większy ból w ringu. Wczoraj weteran był bohaterem niezwykłej walki w... Gibraltarze, gdzie zmierzył się z mającym dotąd tylko jedną porażką na koncie Ebenezerem Tettehem (23-2, 20 KO). Cóż to był za pojedynek! A w dodatku mieliśmy w nim duży, polski wątek.
To zamorskie terytorium na południowym cypelku Półwyspu Iberyjskiego, nie jest częstym miejscem rozgrywania pojedynków bokserskich. To na tym skrawku lądu, będącym częścią Wielkiej Brytanii w Hiszpanii, doszło do pojedynku pięściarzy z bogatym CV. W szranki stanęli rówieśnicy, 36-letni Brytyjczyk Dillian Whyte (urodzony w Jamajce) oraz numer jeden wagi ciężkiej w Ghanie, Ebenezer Tetteh.
Whyte - Tetteh. Brutalna wojna w ringu, siłacz poddany przez narożnik
Dużo więcej na zawodowstwie widział i zdobył Whyte, w latach 2019-2022 dwukrotnie zdobywając tymczasowy tytuł mistrza świata WBC w królewskiej kategorii wagowej. Polscy kibice dobrze pamiętają, jak w grudniu 2019 roku zlekceważył Mariusza Wacha, co widać było po jego sylwetce i dynamice w ringu, przez co najadł się strachu w starciu z naszym olbrzymem. Ostatecznie wygrał na wszystkich kartach punktowych, ale Wach czuł, że ma możliwość sprawienia wielkiej niespodzianki w Arabii Saudyjskiej.
Whyte przegrywał tylko z największymi tuzami. Najpierw pokonał go Anthony Joshua, później Aleksander Powietkin, a jako ostatni, w kwietniu 2022 roku, Tyson Fury. Brytyjczyk słynie z dużej odporności na ciosy, podobnie jak Tetteh, dlatego starcie obu pięściarzy w Gibraltarze szykowało się jako pełne emocji.
I nikt nie przeżył zawodu, za to jeden z pięściarzy, a konkretnie Tetteh, zostawił w ringu sporo zdrowia. Ghańczyk potwierdził, że jedyna dotąd ekspresowa porażka, z 2019 roku z rąk Daniela Duboisa, nie była dziełem przypadku. Bo w ringu jest w stanie znosić wielkie katusze. W konfrontacji z Whyte'em przyjął masę ciosów, a konkretnie ponad 300 uderzeń na przestrzeni siedmiu rund. I wszystko wskazywało na to, że jeszcze chwilę mógłby być okładany między linami, ale boks nie na tym polega, by pozwolić na egzekucję.
W szóstej rundzie wiele przepotężnych ciosów sierpowych spadło na głowę Tetteha. Momentami "pływał" w ringu, a mimo to jeszcze był w stanie szukać okazji, by się odgryźć i kilka ciosów ulokował na głowie przeciwnika. Siódma runda niestety była podobna w swoim przebiegu, a wszystkiemu z bliska przyglądał się nasz najlepszy sędzia ringowy Leszek Jankowiak. Do polskiego wątku jeszcze powrócimy...
Koniec przyszedł po siódmej rundzie, gdy narożnik pięściarza z Afryki uznał, że takiego obrywania już wystarczy. Od widowiska w stylu starej wagi ciężkiej ważniejsze jest zdrowie i nie wypuścili swojego zawodnika do kolejnej odsłony pojedynku. Poza Jankowiakiem, komplet arbitrów punktowych także stanowili Polacy w składzie: Krzysztof Bubak, Paweł Kysiak i Przemysław Moszumański. Wszyscy oni, w chwili przerwania pojedynku, punktowali identycznie 70:63 dla Whyte'a.
Mało polskich wątków? Otóż całą galę w Europa Point Sports Complex w Gibraltarze sankcjonowała nasza rodzima instytucja, czyli Polish Boxing Union.