- Te wszystkie pochwały są bardzo miłe, ale dalej trzeba ciężko pracować. Na przykład trener zauważył, że momentami za bardzo podnosiłem głowę. Na pewno zaboksowałem lepiej niż ostatnio, jednak przede mną wciąż dużo pracy. Wszystko idzie w dobrym kierunku i pojawia się światełko w tunelu. Do rewanżu z Piotrkiem sparowałem praktycznie tylko lewą ręką, bo na początku przygotowań doznałem kontuzji nadgarstka. Na szczęście wszystko poszło po naszej myśli. Miałem fajny plan na ten pojedynek i ta taktyka wypaliła. Podążałem za wskazówkami trenera Piotra Wilczewskiego i tak jak zawsze od niego dostawałem opierdziel po walkach, tak tym razem usłyszałem nawet kilka ciepłych słów. Dlatego wierzę, że wszystko idzie w dobrym kierunku - kontynuował wrocławianin. - Mam na rozkładzie kilku dobrych zawodników, czy to w boksie zawodowym, czy wcześniej olimpijskim, więc wierzę mocno w siebie i to, że mogę kiedyś także zostać mistrzem świata. A wiara czyni cuda. Chcę spełniać swoje marzenia, dlatego tak ciężko pracuję. Są plany, bym znów trochę potrenował w Ameryce, za którą trochę się stęskniłem. W Polsce brakuje porządnych sparingpartnerów i to jest mój największy problem - stwierdził pięściarz. - Z tego co słyszę, to wstępnie kolejną walkę powinienem stoczyć we wrześniu, ale to jeszcze nic pewnego. Mam nadzieję, że wkrótce poznam wszystkie szczegóły, bo jeśli wrześniowa walka dojdzie do skutku, to odpuszczę wakacje i wyjadę gdzieś dopiero jesienią. Czekam więc na potwierdzenie wrześniowej daty. Daję z siebie wszystko, nie przegrałem walki od trzynastu lat i wierzę, że cała ta ciężka praca przyniesie spodziewane efekty. Zresztą boksując jeszcze olimpijsko po porażce wracałem zawsze dwa razy mocniejszy - podkreślił 29-letni zawodnik. - Gdyby Mariusz Kołodziej, mój pierwszy promotor, nie odszedł od boksu, byłbym już mistrzem świata. Ale rozumiem go trochę. Boks to brudny sport i miał już niektórych rzeczy po prostu dosyć. Nie ma jednak co wracać do przeszłości, trzeba iść do przodu i myśleć pozytywnie. Idę po swoje, czyli po mistrzostwo świata - zakończył Łaszczyk. #POMAGAMINTERIA 1 czerwca reprezentantka Polski w kolarstwie górskim Rita Malinkiewicz i jej koleżanka Katarzyna Konwa jechały na trening w ramach autorskiego projektu Rity dla pasjonatów kolarstwa #RittRide for all. Z niewyjaśnionych przyczyn w Wilkowicach koło Bielska-Białej wjechał w nie samochód jadący z naprzeciwka. Kasia przeszła wiele operacji, w tym zabieg zespolenia połamanego kręgosłupa i połamanej twarzoczaszki oraz częściową rekonstrukcję nosa i języka. Rita nadal pozostaje w śpiączce farmakologicznej, a jej obecny stan zdrowia jest bardzo ciężki. Potrzeba pieniędzy na ich leczenie i rehabilitację - dołącz do zbiórki. Sprawdź szczegóły >>>