Transferowa wtopa, już mieli go wyrzucić. Nagły zwrot akcji
Jakub Krawczyk przez pierwsze miesiące był określany transferową wtopą w wykonaniu Betard Sparty Wrocław. Wielki talent w PGE Ekstralidze zawodził na całej linii. Polak nie wytrzymywał psychicznie, spinał się, co powodowało gorsze wyniki. W pewnym momencie wydawało się, że po rocznym wypożyczeniu wróci do Arged Malesy Ostrów. Nagle nastąpił zwrot akcji. - Uspokoiłem się, nie nakładam już żadnej presji - mówił w sierpniu Interii. Na dodatek 20-latkowi wiatru w żagle dodał tytuł młodzieżowego indywidualnego mistrza Polski. Kilka tygodni wcześniej nikt nie postawiłby na niego złamanego grosza.
Nie tak sobie wyobrażano starty Jakuba Krawczyka w barwach Betard Sparty Wrocław. Do 20-latka wróciły demony sprzed dwóch lat. Wówczas Mariusz Staszewski (trener Arged Malesy Ostrów) mówił głośno, że jego chłopacy nałożyli na siebie za dużą presję.
Był na wylocie, nagły przełom
Kiedy los Krawczyka, czyli powrót do Ostrowa wydawał się być przesądzony, nastąpił zwrot akcji. Nagle zaczął punktować na miarę swojego potencjału. Od kilku dobrych lat mówiono, że stylem przypomina śp. Tomasza Jędrzejaka. Wielu kibiców nie mogło się nacieszyć jego sylwetką na motocyklu.
W Ekstralidze nie przynosiło to jednak efektów zarówno w 2022 roku, jak i w pierwszej połowie sezonu 2024. Przełom nastąpił mniej więcej w lipcu i sierpniu. Polak dostawał coraz więcej wyścigów, co tylko pomagało mu w przełamywaniu stresu. Bo to właśnie głowa najbardziej go blokowała.
Nakładał na siebie olbrzymią presję, w końcu odpuścił
Powietrze z Krawczyka zeszło konkretnie po jednym z życiowych sukcesów. 15 sierpnia został młodzieżowym indywidualnym mistrzem Polski na torze w Krośnie. Najważniejszy tytuł w kraju do lat 21 dodał mu wiatru w żagle. Od tamtej pory nie było biegu, w którym nie namieszał. Nie miał już żadnych kompleksów w starciu z seniorami.
Kibicom w pamięci mogły utkwić pretensje Andersa Thomsena, kiedy podczas półfinału przegrał z wrocławskim juniorem. Choć Krawczyk nie zrobił niczego złego, pojechał ostro, ale fair, to Duńczyk uderzył go w kask, za co później otrzymał żółtą kartkę.
Teraz już nikt nie myśli o wyrzuceniu go, tylko na jak długo w tej Sparcie pozostanie. Przed nim ostatni sezon w roli młodzieżowca. Dalej miałby otwartą drogę do bycia podstawowym zawodnikiem U24 Sparty. Sęk w tym, że w 2026 roku Bartłomiej Kowalski będzie miał 24 lata. Jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, to przyszły sezon będzie ostatnim we wrocławskim klubie.