Partner merytoryczny: Eleven Sports

Waldemar Sobota mógł iść do bankrutów, a Belgowie dali za niego milion euro!

Waldemar Sobota zamiast do MKS-u Kluczbork, gdzie wypłynął na szersze wody miał przenieść się do Odry Opole, która sezon później zbankrutowała. Kto wie, czy doszłoby do wybuchu talentu Waldka, gdyby - wspólnie z rodzicami - w tamten zimowy wieczór nie wybrał Kluczborka, tylko dużo większe Opole?

Club Brugge KV pochwalił się tym zdjęciem, że pozyskał za milion euro Waldemara Sobotę
Club Brugge KV pochwalił się tym zdjęciem, że pozyskał za milion euro Waldemara Sobotę/AFP

Postanowiliśmy zbadać kluczowy moment w rozwoju Waldemara Soboty. Człowieka, który u progu sezonu zrobił furorę rajdami w meczach Śląska z FC Brugge, pierwszym starciu z FC Sevilla, czy meczach reprezentacji Polski z Danią i Czarnogórą. Te przebłyski talentu Belgowie wycenili na milion euro i chłopaka z maleńkiej Schodni na Opolszczyźnie kupili do Brugii.

Pół soboty Sobota w Kluczborku, drugie pół w Opolu

Okazało się, że i tym razem traf sprawił, że Sobota wypłynął na szersze wody. - Na początku 2006 roku Waldek przez pół soboty był u nas, a przez drugie pół w Odrze. Od klubu z Opola dzieliły go naprawdę trzy centymetry - wspomina dyrektor sportowy MKS Kluczbork Robert Płaczkowski.

Dzisiaj Sobota trafił do renomowanej europejskiej firmy, jaką jest FC Brugge, ale gdyby jednak siedem lat temu postawił na Odrę Opole, to niekoniecznie by tak musiało się stać. Przypadek. Ciągle zbyt często karty w polskiej piłce rozdaje przypadek.

Jakub Błaszczykowski trafił do dużej piłki, bo wujek zadzwonił do przyjaciela, który był dyrektorem sportowym w Wiśle, a jej trener zgodził się w ciemno zabrać młokosa na zgrupowanie na Cyprze. W ten sposób dochowaliśmy się jednego z lepszych dryblerów i kapitana reprezentacji Polski.

Artur Boruc był zawodnikiem z pola, ale w jego Pogoni Siedlce nie miał kto stać na bramce, więc padło na niego. Tak wyrósł nam najlepszy bramkarz ostatnich lat.

Robert Lewandowski został wyrzucony z Legii, a jej ówczesny trener  Dariusz Wdowczyk nie znalazł nawet czasu, by zakomunikować o tym młokosowi; kartę zawodniczą wręczyła mu sekretarka. "Na obozie, na którym był z Wdowczykiem Robert czuł, że coś jest nie tak, że niespecjalnie się nim interesują. Szedł ze spuszczoną głową z kartą zawodniczą w ręku. Załamany, w ogóle się nie odzywał" - wspomina mama Lewandowskiego, pani Iwona, na łamach książki "Robert Lewandowski. Pogromca Realu - Moja prawdziwa Historia".Osiemnastolatek myślał o zakończeniu kariery, ale trafił do Znicza i tam się odbudował.

Łukasz Piszczek z Polski wyjechał jako napastnik, w Niemczech trener Lucien Favre zrobił z niego obrońcę. Jednego z najlepszych na świecie grających na prawej stronie.

W przypadku Soboty ważną rolę odegrało nie tylko zrządzenie losu. Waldek trafił na zapaleńców, którzy w skromnych warunkach postanowili zrobić dużą piłkę w MKS-ie Kluczbork. Dyrektor Robert Płaczkowski i trener Ryszard Okaj zdecydowali się na wyłowienie talentu spod Ozimka.

- Waldek miał fantastyczny okres w MKS-ie. Rósł jak na drożdżach razem z klubem - z uśmiechem wspomina ówczesny trener MKS-u Ryszard Okaj, który dzisiaj prowadzi w II lidze Ruch Zdzieszowice.

Waldemar Sobota w barwach reprezentacji Polski, po tym jak strzelił gola San Marino./AFP

Mała "gnida" robi co chce z seniorami

- W drugim albo trzecim roku działalności naszego klubu z Kluczborka pojechaliśmy na tę wioskę do Krasiejowa. Byliśmy faworytem, a Waldek przebijał się do pierwszej drużyny tamtejszego KS będąc jeszcze juniorem. I wie pan co, taka mała - że tak brzydko powiem - "gnida" biega, robi co chce, kiwa po dwóch-trzech naszych. Ja mówię do kolegi Roberta Płaczkowskiego - weź no mi go zapisz, może kiedyś go sprowadzimy - opowiada Okaj o pierwszym przebłysku talentu Soboty, jaki zauważył.

Łowy na Sobotę w wykonaniu MKS-u Kluczbork trwały dosyć długo. - Nie od razu byliśmy ostatecznie przekonani do Waldka. Obawialiśmy się, że jest za wątły, za chudy - nie ukrywa Płaczkowski. - Ale też nie jest tak, że Waldek w 2007 roku pojawił się u nas znikąd, gdyż długo go obserwowaliśmy.

Ekipa z Kluczborka postanowiła sprawdzić Sobotę w meczu sparingowym z... drugoligową wówczas Odrą Opole. - Wygraliśmy w Opolu 2-1, a Waldek strzelił jedną z bramek, to i Odra się nim zainteresowała - dodaje dyrektor MKS-u.

Szukając wzmocnień składu po awansie z IV do III ligi MKS Kluczbork postanowił sięgnąć w pierwszej kolejności po Waldka. Negocjacje w sprawie Soboty odbywały się w zimowy wieczór na początku 2006 roku, w jego rodzinnym domu, w miejscowości Schodnia pod Ozimkiem.

- Jakoś udało nam się przekonać rodziców, by przyszedł do nas. Sobotowie to solidna rodzina śląska. Do walki o chłopaka włączyła się Odra, mimo że staczała się już w kierunku bankructwa, ale rodzice to nam zawierzyli - opowiada trener Okaj.

- Cieszę się, że Odra Opole, czyli symbol piłki całego województwa wraca na właściwe tory, ale wtedy dobrze się stało, że Waldek trafił do nas, a nie do niej - dodaje dyrektor Płaczkowski. - Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy piłkarza po bankructwie klubu z Opola.

Śląska tradycja rodziną silna

Okaj i Płaczkowski podkreślają duży wpływ rodziny na ukształtowanie charakteru piłkarza. Sobota, związując się z MKS-em Kluczbork miał już 20 lat, więc mógł sam decydować, do jakiego klubu trafi z czwartoligowego KS Krasiejów. Postanowił jednak przeanalizować sytuację wspólnie z rodzicami. Sprawą interesowały się także siostry piłkarza. - Ostatecznie Waldziu dograł wiosnę w Krasiejowie, a później dołączył do nas, do III ligi - wspomina Okaj. - Od razu zrobił w Kluczborku furorę i trzeba powiedzieć, że jak Kluczbork się piął, tak Waldek robił postępy.

Reszta historii była już niczym z bajki. Sobota strzelał gola za golem, MKS w składzie z nim awansował rok po roku z trzeciej do drugiej, a później do pierwszej ligi. Po jednym sezonie spędzonym na zapleczu Ekstraklasy po Sobotę sięgnął Śląsk Wrocław, z którym wkrótce zdobył mistrzostwo Polski. Z Wrocławia trafił do reprezentacji kraju, a ostatnio m.in. dzięki wspaniałej grze w eliminacjach do Ligi Europejskiej, wypromował się do ligi belgijskiej. Club Brugge KV zapłacił za niego milion euro.

Sobota sprawdzał się na każdym szczeblu rozgrywek. Zadebiutował w MKS-ie Kluczbork w sierpniu 2007 r., w meczu z Walką Makoszowy. Pierwszego gola w nowych barwach strzelił w trzeciej kolejce Gawinowi Królewska Wola w zremisowanym 2-2 spotkaniu. Pierwszego hat-tricka ustrzelił w kwietniu 2008 roku, w meczu z Arką Nowa Sól (4-1). Regularnie trafiał do siatki także w następnym sezonie, gdy Kluczbork awansował do II ligi. Na "dzień dobry" na trzecim szczeblu rozgrywkowym dwukrotnie ukąsił Zawiszę Bydgoszcz. W debiucie na zapleczu Ekstraklasy pan Waldemar znalazł receptę na bramkarza GKP Gorzów Wlkp. W całym sezonie strzelił 11 goli.

- Pierwsza wiosna w I lidze - Waldek pokazał, że strzela bramki, jest kreatywny, potrafił asystować. Nie byliśmy w stanie go dłużej utrzymać. Jest takie powiedzenie - małymi krokami, byle ciągle do przodu. I Waldek stosuje go - twierdzi trener Okaj.

Legendarny hokeista Gordie Howe ma zastrzeżoną "9" w Detroit Red Wings, Wayne Gretzky ma zarezerwowaną "99" w całej lidze NHL, a w MKS-się Kluczbork dla Waldemara Soboty jest zabezpieczona po wsze czasy koszulka z numerem "2". - W Kluczborku Sobota już jest legendą - nie ma wątpliwości dyrektor Płaczkowski.

Chłopak, któremu się kitu nie wstawi

Zanim na horyzoncie pojawił się Śląsk, sieci na sobotę zarzucił Górnik Zabrze. MKS grał sparing z Górnikiem.

- Waldek strzelił dwie bramki, więc po meczu ówczesny menedżer zabrzan Tomasz Wałdoch w rozmowie z piłkarzem "zaklepał" sobie jego przejście do Górnika - wspomina Okaj. - Później jednak przyjeżdżali do nas działacze Śląska Wrocław na sparingi, którzy zżyli się z nami. Waldek, choć dał słowo ludziom z Górnika, przychodził do mnie i pytał się co zrobić. Powiedziałem mu: "Waldziu, najważniejsze, żebyś trafił do dobrego klubu, który da ci gwarancję dobrej piłki". Posłuchał, to mądry rozsądny chłopak, któremu się kitu nie wstawi.

Waldemar Sobota (za nim z prawej Marco Paixao i Sebino Plaku) po strzeleniu gola Brugii. Teraz będzie strzelał dla niej. /AFP

W sobotę o godz. 20 Waldemar Sobota może zadebiutować w lidze belgijskiej. Jego FC Brugge zmierzy się u siebie z Lierse. Odkrywcy talentu Soboty nie mają wątpliwości, że nasz piłkarz dokona podboju Belgii.

- Waldek ma świetną głowę do piłki, on nie boi się grać i nie zwraca uwagi na otoczenie, nic nie jest w stanie go stremować. Pamiętam, jak po pierwszych dniach w Śląsku trener Tęsiorowski zachwalał go mówiąc, że przyszedł chłopak z małej wioski, a od razu gra dużą piłkę. Postępy robił u nas, w Śląsku i tak samo będzie w Brugge. Waldziu będzie jeszcze lepszy - przekonuje Ryszard Okaj.

Sobota nie zapomina o ludziach, z którymi pracował u progu wielkiej kariery. Ostatnio, na prośbę trenera Okaja polecił mu stopera do Ruchu Zdzieszowice. - Nie mamy za wielu utalentowanych zawodników na rynku. Znajomy Waldzia pewnie by nas wzmocnił, ale niestety nie był w stanie przyjść do Zdzieszowic. Staram się za często do Waldka nie dzwonić, żeby mu nie przeszkadzać w obowiązkach, ale stały kontakt mamy. Ten chłopak nie zapomina, gdzie zaczął - cieszy się Okaj. Na koniec dodaje: - Daj Boże, żeby Waldziowi w Belgii poszło przynajmniej tak samo dobrze, jak we Wrocławiu.

Autor: Michał Białoński

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem