Xavi - 15 lat króla tiki-taki
Na piedestale stawiają go chętniej jajogłowi wielbiciele taktyki, niż rozkochani w łowcach goli przeciętni fani. Fenomen Xaviego oparty na nadludzkiej regularności i długowieczności, przyniósł mu więcej szacunku niż sławy.
Asystował "zdrajcy"
Na fotografii przedstawiającej drużynę Barcelony z 1999 roku Xavi asystuje kapitanowi Luisowi Figo, okrzykniętemu potem w klubie "zdrajcą" po głośnym transferze do Realu Madryt wchodzącym w erę galaktyczną. Nastoletniemu pomocnikowi Barcy towarzyszą też inni gracze "prehistoryczni": stoper Miguel Angel Nadal, dziś wujek sławnego tenisisty Rafaela, bramkarz Carlos Busquets, ojciec Sergio, Brazylijczycy Rivaldo, Sonny Anderson, a z naszych znajomych Franz Hoek, trener bramkarzy pomagający potem Leo Beenhakkerowi w reprezentacji Polski. 14 lat temu Holender był współpracownikiem Louisa van Gaala w klubie z Katalonii.
Najważniejsza informacja dla Xaviego, jaką da się wyczytać z tamtej starej fotografii była jednak taka, że nie ma już na niej Pepa Guardioli. Po debiucie w pierwszej drużynie nastolatek został odesłany do rezerw, co jak do dziś wspomina, było najgorszym momentem w jego karierze. Guardiolę podziwiał, ale zaczynał mieć świadomość, że pozycja Pepa w klubie hamuje jego rozwój. Wtedy idolowi przytrafiła się kontuzja, która doprowadziła go do decyzji, by popróbować innej piłki w Serie A. Wcześniej we włoskim futbolu o mało nie znalazł się Xavi. Propozycja z Milanu była fantastyczna, kolos kierowany już przez Silvia Berlusconiego to był zespół z wyższej półki wobec ówczesnej Barcelony. Transferowi sprzeciwiła się matka piłkarza.
Xavi to osobliwy przypadek w historii piłki. W tym samym 1999 roku zdobył z reprezentacją Hiszpanii do lat 20 tytuł mistrza świata na turnieju w Nigerii. Od tego momentu zaczęła się jego przyjaźń z Ikerem Casillasem, która przetrwała próbę burz i tsunami wynikających z zapiekłej rywalizacji Barcelony z Realem Madryt. Obaj otrzymali za to nagrodę księcia Asturii w 2012 roku. Dwa lata wcześniej, także na ziemi afrykańskiej Casillas i Xavi przełamali największy kompleks hiszpańskiej piłki zdobywając mistrzostwo świata.
Kariera nauczyła Xaviego cierpliwości. Pierwszy tytuł mistrza Hiszpanii zdobył jeszcze, jako gracz rezerw w 1999 roku. Barcelona była w tabeli na 10. miejscu, kiedy młokos zdobył bramkę na wagę wyjazdowego zwycięstwa z Valladolid (1-0). To był przełom rozpoczynający spektakularny marsz po tytuł. Na następny Xavi czekał jednak aż sześć lat, czyli do chwili, kiedy gwiazdami Barcelony zostali Ronaldinho i Deco. Kompleksy hiszpańskie, a także katalońskie były wtedy tak głębokie, że choć na Camp Nou uważano wychowanka za wybitnego pomocnika, żaden trener nie wpadł na pomysł, by drużynę zbudować wokół niego. Xavi był dobry jako dodatek.
Pomysł Aragonesa
To był autorski pomysł Luisa Aragonesa. Aroganckiego selekcjonera, związanego z Atletico Madryt, którego szczerze nie znosiły hiszpańskie media. Swoistym katharsis stała się porażka w Belfaście z Irlandią Płn 2-3, po której trener wykluczył z drużyny graczy tak emblematycznych jak Raul Gonzalez, Michel Salgado i bramkarz Santiago Canizares. Od następnego spotkania zaczęła się seria 35 gier bez porażki. Starcie z Danią w Arhus wygrane 3-1, bez którego nie byłoby awansu na Euro 2008, uznawane jest za symboliczne narodziny tiki taki w reprezentacji Hiszpanii. Jedną z bramek Sergio Ramos zdobył po akcji złożonej z 27 podań swoich kolegów.
Od tamtej chwili nie było wątpliwości, kto jest mózgiem drużyny narodowej. "Dziel i rządź" - powtarzał Aragones Xaviemu. Niewielu wierzyło jednak, że ten mało widowiskowy "mikrus" zdoła dokonać rzeczy tak wielkich, jakie nie udały się bardziej utalentowanym od niego. Boiskowy geniusz Katalończyka nie jest oczywisty dla wszystkich, czasem w ogóle nie rzuca się w oczy. Mimo deszczu trofeów, nagród i wyróżnień (w latach 2008-2012 ani razu nie pominięto go w jedenastce FIFA FIFPro) pozostaje graczem mało medialnym, który nie potrafi hipnotyzować trickami w stylu Zinedine'a Zidane'a czy Ronaldinho.
Choć nie brzmi to porywająco: nikt nie był bardziej regularny w historii piłki. Wystarczy spojrzeć na statystyki: w każdym meczu w klubie, czy reprezentacji przebiega największy dystans w drużynie, zaliczając najwięcej kontaktów z piłką. Mimo tego margines błędu pozostawia sobie minimalny.
Poprzedni sezon wskazuje na powolne starzenie 33-letniego materiału. Xavi gra na okrągło, w całej karierze miał tylko jedną ciężką kontuzję, która wyeliminowała go z finału Champions League w 2006 roku. Właściwie był już wtedy nawet wyleczony, ale Frank Rijkaard nie należał do trenerów zarażonych myślą, że bez Xaviego świat się zawali. Z czasem było takich jednak coraz mniej.
Wybitny, nie do końca?
Xavi grał, gdy tylko mógł utrzymać się na nogach, gdy nie mógł powracała narodowa debata, że jako Katalończyk lekceważy kadrę Hiszpanii. Wspomina, że ze względu na bóle mięśni Achillesa w wielu meczach ubiegłego sezonu czuł się tak, jakby poruszał się na drewnianych protezach. W pewnej chwili chciał powiedzieć "pas", ale Vicente del Bosque na to nie pozwolił. Dla konserwatywnego selekcjonera wyprawa do Brazylii w obronie tytułu mistrza świata bez Xaviego, jest nie do pomyślenia.
Nie tylko dla fachowców, ale także dla większości kibiców zmierzch Xaviego utożsamiany jest ze zmierzchem Barcelony i reprezentacji Hiszpanii. Z końcem dominacji tiki-taki królującej w światowej piłce od 6 lat. W tym czasie gracz z Terrasy pobił rekordy: zagrał dla Barcelony więcej meczów niż Migueli, zdobył więcej trofeów niż Guillermo Amor. Nigdy nie zobaczył przy tym czerwonej kartki.
Powszechny stosunek do Xaviego dość trafnie oddają wyniki plebiscytu "Złota Piłka". Od 2008 roku jest nieustannie w czołowej piątce, trzy razy na podium, zawsze jednak nie wyżej niż na trzecim miejscu. Wybitny, a jednak nie do końca? Doceniany, a jednak z zastrzeżeniami? Szanowany i lubiany, a jednak nie uwielbiany jak ikony współczesnej piłki? Regularny jak zegarek. Jak długo tak można?