FC Barcelona rozegra zaległy mecz ze Sportingiem Gijon
Piłkarze Barcelony rozegrają w środę zaległe spotkanie Primera Division ze Sportingiem Gijon.
Spotkanie zaplanowane było na grudzień, ale musiało zostać przełożone, ponieważ Katalończycy wylecieli do Japonii na klubowe mistrzostwa świata. Wrócili z nich zresztą z piątym w 2015 roku trofeum. Wcześniej triumfowali w La Liga, Pucharze Hiszpanii, Lidze Mistrzów i Superpucharze Europy.
Barcelona zgromadziła 57 punktów i wyprzedza o trzy drugie w tabeli Atletico Madryt. Zwycięstwo w Gijon dałoby komfort podopiecznym Luisa Enrique, szczególnie biorąc pod uwagę, że mają lepszy bilans bezpośrednich spotkań od stołecznych. To oznacza, że jeśli Atletico marzy o tytule, musi mieć na koniec sezonu co najmniej o jeden punkt więcej od "Blaugrany". Trzeci Real Madryt ma 53 pkt, a w listopadzie uległ u siebie Barcelonie 0-4. Szansę na rewanż będzie miał w kwietniu.
Każde inne rozstrzygnięcie niż zwycięstwo gości byłoby niespodzianką. Sporting jest 16. w tabeli i walczy o utrzymanie, a broniąca tytułu "Duma Katalonii" nie przegrała ani jednego z 30 ostatnich meczów we wszystkich rozgrywkach.
- Wygrana byłaby wspaniałym wynikiem, ale nie sądzę, że okazałaby się decydująca w walce o tytuł. Zaległy mecz daje nam szansę oddalenia się od naszych rywali i ma duże znaczenie dla kolejności w tabeli, ale o niczym nie przesądzi - ocenił Luis Enrique.
Szkoleniowiec nie ukrywał, że spotkanie ze Sportingiem jest dla niego szczególne, ponieważ jest jego wychowankiem.
- Wiele lat temu odszedłem z Gijon. To miejsce znaczy dla mnie naprawdę wiele, to mój dom. Kibicem tego zespołu będę po wsze czasy - 'Sportingistą' od urodzenia do śmierci. Ale czasem trzeba myśleć inaczej. Teraz jestem trenerem 'Barcy' i moja praca wymaga ode mnie walki o trzy punkty - podkreślił.
Spytany o rekordową serię meczów bez porażki odparł: - Jeśli gdzieś ma dobiec końca, to niech to będzie El Molinon..., ale mam nadzieję, że się nie skończy.
Sympatii do ekipy i trenera rywali nie krył także szkoleniowiec Sportingu, a wcześniej kolega Luisa Enrique z boiska Abelardo Fernandez.
- W Barcelonie spędziłem osiem cudownych lat, tam też urodziły się moje dzieci. Oczywiście, że to bardzo emocjonalny mecz i dla mnie, i dla Luisa. Znamy się od najmłodszych lat i żaden z nas nie myślał, że zajdziemy tak daleko. Jestem dumny, że jesteśmy przyjaciółmi. Ale musimy bronić interesów swoich obecnych drużyn. Mojej przyjdzie się zmierzyć z najlepszym zespołem na świecie, i to w najlepszym dla niego momencie - ocenił.
Barcelona jest na ustach wszystkich po niedzielnym zwycięstwie nad Celtą Vigo 6-1. Szczególną uwagę przykuł rzut karny, wykonany przez Lionela Messiego w 81. minucie. Argentyńczyk z 11 metrów nie strzelił na bramkę rywala, a odegrał piłkę lekko do boku, gdzie dopadł do niej Urugwajczyk Luis Suarez i dopełnił formalności.
Niektórzy kibice, eksperci i dziennikarze zarzucali "Blaugranie", że takie zachowanie jest brakiem szacunku do rywala. Wielu innych odebrało to jednak jako przejaw piłkarskiego kunsztu i pewności siebie.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Barcelona notuje jedną z najlepszych serii w swojej historii (24 zwycięstwa i sześć remisów), a w dużej mierze zawdzięcza to Messiemu, Suarezowi i Brazylijczykowi Neymarowi. Tercet MSN zdobył już w 2016 roku 31 bramek. Dla porównania, wszyscy piłkarze Realu Madryt uzyskali w tym czasie 25.
Spotkanie w Gijon rozpocznie się o godzinie 18.30, a mecz "Królewskich" w Champions League - o 20.45.