18 sekund od wielkiej sensacji. Piękna reakcja Polek po historycznej klęsce
Sobotnia klęska w Ystad w starciu ze Szwecją - aż 22:38 - była zdecydowanie najwyższą w całej historii międzypaństwowych starć między tymi reprezentacjami piłkarek ręcznych. Trudno było więc mieć jakąś większą nadzieję, że drugie starcie, tym razem w Lund, będzie wyglądało zgoła inaczej. A takie było, Polki znów przegrały z półfinalistkami ostatnich mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, ale tylko 27:28 (14:14), a w końcówce remisowały nawet 27:27. W czwartek Polska zagra z Francją - już w mistrzostwach Europy.
Dla Polski i Szwecji dwumecz z Ystad i Lund był ostatnim sprawdzianem przed mistrzostwami Europy, które w tym tygodniu zaczną się w Szwajcarii, Austrii i na Węgrzech. Polska w czwartek zmierzy się w Bazylei z mistrzem świata Francją, a Szwecja - z Macedonią Północną w Debreczynie.
W sobotę w Ystad Biało-Czerwone przegrały z tą samą drużyną aż 22:38, to była najwyższa porażka w starciach ze Szwecją w całej historii bezpośrednich kontaktów. Wcześniej reprezentantki "Trzech Koron" triumfowały co najwyżej siedmioma bramkami, ponad 30 lat temu.
W niedzielę w Lund mecz wyglądał zupełnie inaczej, mimo że w ekipie Szwecji zagrała liderka tej drużyny Jamine Roberts, jedna z najlepszych rozgrywających na kontynencie. Szwedki miały inicjatywę, prowadziły, ale nieznacznie. A Polki goniły - i w ostatniej minucie wyrównały na 27:27. Ostatnie trafienie należało jednak do rywalek.
Szwecja - Polska w Lund, drugi mecz sparingowy tuż przed mistrzostwami Europy. Zupełnie inny niż sobotni
- To zbyt wysoka porażka. Mimo że próbowałyśmy wielu rozwiązań i w naszym zespole było dużo rotacji, powinnyśmy były bardziej pilnować wyniku - mówiła po spotkaniu kapitan polskiej reprezentacji Monika Kobylińska. Ona od lat rywalizuje w Lidze Mistrzyń z najlepszymi piłkarkami ręcznymi na świecie, była w finale tych elitarnych rozgrywek. I nie jest przyzwyczajona do takich pogromów, nawet w reprezentacyjnej koszulce.
Słowo stało się ciałem - Polki zapowiedziały, że w niedzielę zagrają inaczej. I zgrały, ich obrona 5-1 utrudniała zadanie Szwedkom, które gubiły się znacznie częśniej niż w sobotę. Mimo że w ich szeregach była już Jamine Roberts, rozgrywająca Vipers Kristiansand, na której kontuzjowaną stopę w Szwecji dmuchają i chuchają. Ma być gotowa do gry w mistrzostwach Europy, bez niej zdobycie medalu może być czymś nieosiągalnym.
Zaczęło się dla Polek nieciekawie, Szwedki znów ruszyły jak huragan, w siedem minut zdobyły siedem bramek. Imponowała nie tylko Roberts, ale też Jenny Carlson i Emma Lindqvist. W 10. minucie Szwedki prowadziły 8:4, wyżej na tym etapie gry niż w sobotę. A później Polki wzięły się w garść, zmieniły system gry, zaczęły odrabiać straty. I pierwszą połowę zremisowały 14:14, choć w 28. minucie prowadziły 14:13.
Po przerwie to Szwecja wciąż miała inicjatywę, podopiecznym Senstada udało się wyrównać na 24:24 w 50. minucie. A później znów straciły dwie bramki i musiały odrabiać straty. Skutecznie, bo w ostatniej minucie na 27:27 wyrównała Monika Kobylińska.
Ostatnie słowo należało jednak do drużyny będącej gospodarzem tego spotkania. Na 18 sekund przed końcem bramkę na 28:27 zdobyła bowiem Lindqvist.
W czwartek w Bazylei Polki zaczną turniej finałowy mistrzostw Europy - ich rywalkami będą aktualne mistrzynie świata Francuzki.
Szwecja - Polska 28:27 (14:14)
Szwecja: Bundsen, Ryde, Eriksson - Lerby 2, Hansson 2, Blohm 2, Hvenfelt, Löfqvist 2, Hagman 6, Petersson Bergsten 1, Roberts 4, Axnér 3, Thorleifsdóttir 1, Strömberg, Carlson 3, de Jong, Dano, Lindqvist 2.
Polska: Płaczek, Wdowiak, Zima - Balsam 2, Drażyk 6, Górna 1, Kobylińska 6, Kochaniak-Sala 3, Matuszczyk 1, Michalak 1, Nocuń 1, Nosek 1, Olek, Rosiak 4, Tomczyk, Urbańska, Uścinowicz 1, Zych.