Ciemna strona życia Cristiano Ronaldo. Przez lata odrzucał jego pomoc
W rzadkiej chwili trzeźwości Jose Dinis Aveiro zadzwonił do swojej żony, Dolores: „Skoro urodziliśmy się, aby żyć w biedzie, to widocznie tak już musi być”. To ojciec młodziutkiego wtedy Cristiano Ronaldo, który po latach został jednym z dwóch najlepszych piłkarzy XXI wieku. Dinis pił na smutno i na umór, w alkohol wpędziła go wojna. CR7 powie później, że kochał go, choć nigdy tak naprawdę z nim nie rozmawiał, tata przed śmiercią zbyt zamroczony był procentami. Wiedział, już więc, czym jest strata, kiedy w 2022 roku zmarł jego własny syn, Angel. Za wspaniałością Ronaldo kryje się ciemność, jak u każdego z nas.
KORESPODENCJA Z PORTO
Zapijając wojnę
Najlepiej historię Jose Dinisa Aveiro opisał dziennikarz Guillem Balague w biografii Cristiano Ronaldo. Dolores poznał jako pomocnik handlarza ryb. Rozśmieszał ją, gdy przychodziła na targ. Odprowadzał do domu. Był pogodny, a ona wywodziła się z na wskroś biednego domu, tyranizowanego przez toksycznego ojca, więc zadurzyła się w dobroci i niewinności tego chłopaka. Pobrali się, zamieszkali u jego rodziców, urodziła im się dwójka dzieci. I wtedy Dinisa wysłano na wojnę.
O wolność walczyły portugalskie kolonie: Angola, Gwinea Bissau i Mozambik. Afryka zyskiwała niepodległość, sprawa była przegrana, ale politycy nie liczą się z ludźmi, na miejsce przekierowano żołnierzy, którzy w najgorszym razie dokonywali zbrodni na lokalnej ludności, a w najlepszym byli tych zbrodni naocznymi świadkami. Michael Herr w „Depeszach” pisał: „Dopiero wojna mnie tego nauczyła - że jesteś tak samo odpowiedzialny za to, na co patrzysz, jak za to co robisz”. Dinis z kolegami masowo chorowali na malarię, przechodziły ich dreszcze, do łóżek przykuwała gorączka. Wlewali w siebie hektolitry piwa Cuca, które pili zamiast niezdatnej do spożycia wody, zakrzykując przy tym głód, bo zapasy gniły w skwarze wyzwalającej się Afryki.
Guillem Balague relacjonował: „Po 13 miesiącach spędzonych w Afryce, gdzie oprócz w Angoli, walczył również w Mozambiku, Aveiro wrócił do Portugalii, której prawie nie znał. Ponieważ dyktatura wojskowa, która panowała w kraju, wydała tak duże sumy pieniędzy na wojnę, kraj doznał strasznego kryzysu gospodarczego. Podczas pobytu na froncie Dinis się zmienił. Gdy po dziesięciu miesiącach wrócił do domu swoich rodziców, był tylko cieniem samego siebie. Stracił całą radość życia, z twarzy zniknął mu uśmiech. Postarzał się nie o dziesięć miesięcy, lecz o dziesięć lat. Podobnie jak wielu innych, zostawił na afrykańskiej ziemi niewinność i wewnętrzny blask, wrócił stamtąd z głową pełną wojennych obrazów. Fizycznie nic mu nie dolegało, ale wojna poczyniła w jego duszy nieodwracalne spustoszenia. Zdawał się odliczać dni do końca, stracił entuzjazm do wszystkiego i wszystkich, w tym do swojej żony. Nic się nie dało na to poradzić. Przestał pracować. Od tego momentu codziennie można było go spotkać w tym samym miejscu - od samego rana siedział w barze”.
Niedoszła aborcja
Obowiązek utrzymania rodziny spoczywał na Dolores. Dinis nie był pijakiem agresywnym: cichy, zamknięty, z wojną w oczach, zaszywał się w kącie baru, zamawiał kolejne browary, aż w końcu przysypiał nad butelką. Nie miał wykształcenia, nie chciało mu się nawet szukać roboty w zawodach, którymi zajmował się przed wyjazdem na front: handlu rybami, kamieniarstwie, ogrodnictwie. Dołował żonę tekstami typu: „Skoro urodziliśmy się, aby żyć w biedzie, to widocznie tak już musi być”. Żył w przekonaniu, że skoro przyszedł na świat na biednej jak mysz kościelna Maderze, to jest już wiecznie na los biedaka z Madery skazany, na wieki wieków, amen.
Gdy Dolores zaszła w kolejną nieplanowaną ciążę z dzieckiem, które później stanie się Cristiano Ronaldo, wszyscy wokół podpowiadali jej aborcję. W biografii CR7 czytamy nawet paskudny, chałupniczy sposób na poronienie, jaki trzydziestoletniej wówczas kobiecie zaproponowała jedna z jej sąsiadek: napić się zagotowanego czarnego piwa, a potem biec, dopóki nie padnie ze zmęczenia. Dolores podobno spróbowała, ale dziecko wciąż rosło w jej brzuchu, a 5 lutego 1985 roku przyszło na świat.
Cristiano Ronaldo często powtarza, jak ważna jest dla niego matka. Od małego widział, jak Dolores zaharowuje się, żeby utrzymać utrzymać i wykarmić czwórkę dzieci, biorąc też odpowiedzialność za dziecko piąte, nieformalne, bo dorosłe i uzależnione od alkoholu, w osobie męża - Jose Dinisa Aveiro. Gdy CR7 zostanie już gwiazdą światowej piłki, kupi mamie dom. O tatę też dbał, do jego ostatnich dni, choć była to misja skazana na niepowodzenie. Jose Manuel Coelho, przyjaciel i towarzysz broni Dinisa, przekazał w ESPN: „Zostaliśmy porzuceni. I nikt nie mógł nam pomóc”.
Łzy wielkiego
W 2022 roku Cristiano Ronaldo udzielił wstrząsającego wywiadu u Piersa Morgana. Ani nigdy wcześniej, ani nigdy później Portugalczyk nie powiedział o swojej konstrukcji psychicznej więcej niż tamtego dnia. Morgan pokazał mu fragment starego wywiadu Dinisa dla norweskiej telewizji. Ojciec Ronaldo jest już po pięćdziesiątce, zaniedbany i wychudzony wygląda starzej. W jego oczach, jak to u starego alkoholika, odbija się wstyd, jakby wiedział, ile w życiu zawalił i ile przez pijaństwo stracił, spóźnił się nawet na chrzest Cristiano. W tamtej krótkiej rozmowie Dinis mówi, że jest z syna dumny. Ronaldo całkowicie się rozkleja, prosi o chusteczki, nie jest w stanie odpowiadać.
Ronaldo przyznaje, że nigdy tak naprawdę nie poznał ojca, nie porozmawiał z nim. To wyznanie o tyle zaskakujące, że Dinis był w jego młodości obecny. Gdy CR7 szkolił się w klubie Andorinha, ojciec akurat na chwilę porzucił bezczynność i dorabiał tam, jako gość od zbieranie sprzętu, pilnowania piłek, przygotowywania sprzętu, szykowania strojów, czyszczenia toalet i strzyżenia trawy. Balague w biografii piłkarza pisał też tak: „Dziewięcioletni Ronaldo lubił spędzać czas w towarzystwie ojca. Wielokrotnie zdarzało się, że zegar wybijał dwudziestą trzecią i Cristiano chciał iść spać, ale kiedy nie było w domu ojca, nie umiał się zrelaksować. Zabierał wtedy siostrę albo kolegę i szli po niego do baru. Dinis nie zawsze chętnie wracał. Wolał zostać w swoim stałym miejscu w narożniku lokalu. Siedział tam spokojnie i pił pogrążony we własnych myślach, nikomu nie wadząc. Gdy wreszcie stwierdził, że pora wracać do domu, szedł, wspierając się na ramieniu młodego Cristiano. Już w tak młodym wieku Ronaldo powoli przejmował zaniedbywane przez Dinisa obowiązki ojcowskie”.
Dinis podziwiał sukces syna, ale trochę z boku, jakby wstydził się, że ktoś w wielkim świecie, z dala od Madery, mógłby ich skojarzyć: jednego z dwóch największych piłkarzy XXI wieku ze zwykłym pijaczyną. Rzadko przylatywał do Manchesteru, nie bywał na Old Trafford, z Dolores żył w separacji. W Portugalii plotkowano, że by zdobyć pieniądze na piwo, zdarzyło mu się sprzedać oryginalną koszulkę meczową syna, wątroba zaczęła odmawiać posłuszeństwa, stan zdrowia się pogarszał. Cristiano Ronaldo oferował ojcu pomoc: najlepszych lekarzy i najlepsze szpitale. Dinis długo odmawiał, a gdy wreszcie się zgodził, niedługo później zmarł. Dolores skomentowała to brutalnie: że to było kontrolowane i wieloletnie samobójstwo, przy użyciu alkoholu. To nad tym właśnie łzy ronił Ronaldo: ojciec bywał obok niego ciałem, ale nie duszą.
Śmierć syna i depresja doskonałego
Niedawno Ronaldo założył kanał na Youtube. Dziennikarze The Ahtletic śmiali się, że mniej wartościowych treści na tej platformie nie da się znaleźć. Filmiki Portugalczyka trwają zazwyczaj mniej niż pięć minut, dowiadujemy się z nich kompletnie nieznaczących banałów na jego codziennego życia, na przykład: jaka jest jego ulubiona potrawa albo ile ma samochodów w garażu? Na każdy kroku o jego doskonałości utwierdza go też tam jego partnerka, Georgina, którą polscy widzowie mogli poznać w serialu „Jestem Georgina” na Netflixie, też była to raczej pozycja daleka zwykłym ludziom: prywatne samoloty, wystawne kolacje, drogie zakupy, wieczne wakacje bogaczy.
Ronaldo często podkreśla przy tym, jak ważne jest dla niego wychowanie gromadki dzieci w miłości i luksusie, trzymanie ich od zła świata zewnętrznego.
Tu unosi się duch ojca, Dinisa.
Gdy we wspomnianym 2022 roku Ronaldo przyznał, że ma za sobą najgorszy okres w życiu, wreszcie runął mur między nim jako posągiem a nim jako człowiekiem. Ludzie widzieli w nim najlepszego strzelca w historii piłki nożnej, zdobywcę pięciu Złotych Piłek. Jednego z czterech najwybitniejszych zawodników w historii dyscypliny, obok Leo Messiego, Diego Maradony i Pelego. U Morgana siedział ktoś z krwi i kości, nad wyraz dotknięty dramatem życia.
Miały urodzić mu się bliźniaki, na świat przyszła jednak tylko Bella, Angel zmarł. - Po jej narodzinach nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać, czy cieszyć, czy zamartwiać. Trzymam prochy naszego dziecka. Cały czas z nimi rozmawiam - opowiadał. Popadł w depresję. Wylądował na ławce Manchesteru United. Brutalnie odbił się od Premier League. Nie mógł sobie z tym poradzić. Na boisku zbyt często zachowywał się jak primadonna. Spadła na niego lawina krytyki. Instytut Alana Turinga przeprowadził badanie, z którego wynikało, że jest najbardziej hejtowanym piłkarzem w lidze angielskiej. Coraz częściej przebąkiwało się, że nie potrzebuje go też napakowana młodymi gwiazdami i fenomenalnym talentem reprezentacja Portugalii.
Przepisu na powrót do stabilności psychicznej szukał w książce „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”. Jordana Petersona, jej autora, zaprosił do domu. Rozmawiali dwie godziny o biznesie i planach na przyszłość. Po wszystkim Kanadyjczyk powiedział, że Portugalczykowi na co dzień brakuje oparcia: kogoś, kto przywróciłby mu wiarę w samego siebie. Ronaldo wyżalił się, że piłka nożna stała się bezdusznym biznesem, w którym nie ma już świętości i z każdym rokiem ubywa ludzi wartych uwagi. - Krytykują mnie, kiedy nic nie mówię. Krytykują mnie, kiedy zacząłem mówić. Ba, kiedy zacząłem mówić, przybyło mi krytyków - krzywił się.
Na mistrzostwach świata w Katarze i mistrzostwach Europy w Niemczech rozczarowywał, karykaturalne stawały się brane przez niego głębokie oddechy przed uderzeniem z rzutu wolnego, tym bardziej że jego nieudane próby liczone są aktualnie w setkach. Gdy Portugalia odpadała z Marokiem, kibice rywali pozowali do TikToków, które wirusowo roznosiły się po internecie: „Ronaldo, cry!”. Gdy nie trafił rzutu karnego w spotkaniu ze Słowenią i rozpłakał się na murawie, wieszczono jego koniec, nawet jeśli nie pomylił się z wapna w serii jedenastek. W Arabii Saudyjskiej zdobywa mnóstwo bramek, promuje kraj za niewyobrażalnie potężne pieniądze, ale... jego Al-Nassr zaskakująco często zdarzają się wpadki i przegrane trofea. Ludzie, żeby go zdenerwować, podśpiewują na meczach: „Messi! Messi!”, przypominając CR7, że Argentyńczyk zdobył Puchar Świata, a on nie.
Cristiano Ronaldo jest przy tym kochany, pod każdą szerokością geograficzną. Stadion Narodowy, gdy strzelił gola przeciwko Polsce, zakrzyknął wraz z nim: „Siuuuu!”. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że w ostatnich latach oglądamy bardziej ludzką wersję Portugalczyka. Taką, która już nie tylko wygrywa.
Drga ziemia
Ricardo Rodrigues Pinheiro, dziennikarz radio Antena1: - Historia Ronaldo jest drogowskazem dla wątpiących, że rodząc się w biednym domu komunalnym, często całymi dniami głodując, żyjąc do tego gdzieś na wyspie daleko stąd, można uczciwą pracą wejść na szczyt świata i ustawić rodzinę na trzy pokolenia do przodu. Obserwujemy proces jego starzenia, nie jest już najlepszym portugalskim piłkarzem, ale CR7 roztacza taką aurę, że nikt chyba jeszcze nie powiedział: "Nie lubię z nim grać".
Nie uważam, że reprezentacja Portugalii stała się niezdrowo od Ronaldo uzależniona. Selekcjoner Roberto Martinez prowadzi młodą drużynę. Większość zawodników jest przed trzydziestką, Bruno Fernandes i Bernardo Silva dopiero w ten wiek weszli. Tacy piłkarze, jak Rafael Leao czy Joao Felix potrzebują wsparcia, które znajdują w CR7, który jest postacią niezwykle pewną siebie, zarażającą wszystkich dookoła mentalnością zwycięzcy. Może będzie to niepopularne, ale myślę, że Portugalia gra lepiej z Ronaldo w składzie niż z Ronaldo na ławce.
Pewnie z bliska widziałeś, jak Polacy przyjęli Ronaldo w Warszawie. Pod hotelem i podczas meczu trwał cały spektakl wokół CR7. Po jego golu Stadion Narodowy krzyczał wraz z nim: "Siuuu!". Nie byliście w tym wyjątkowi, tak Cristiano przyjmowany jest wszędzie. W Portugalii wygląda to nieco inaczej, przywykliśmy do jego wielkości, nie zachwycamy się nią już tak histerycznie i dramatycznie, jak reszta świata. Ale to jest dalej Ronaldo, któremu wystarczy gdzieś się pojawić i ludzie zaczynają inaczej się zachowywać. Śmieję się, że ziemia wtedy drga.