Partner merytoryczny: Eleven Sports

Ostre słowa piłkarzy Lecha. Pomogą?

Nikt nic nie chował za plecami, każdy z nas mówił w twarz, co o tym wszystkim myśli - przyznaje przed rewanżowym starciem z Żalgirisem Wilno stoper Lecha Poznań Marcin Kamiński. W czwartek okaże się, czy te rozmowy poprawią grę lechitów i dadzą awans do czwartej rundy kwalifikacji do Ligi Europejskiej.

Trener piłkarzy Lecha Poznań Mariusz Rumak (L) i Marcin Kamiński podczas konferencji prasowej przed meczem rewanżowym 3. rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej z litewskim Żalgirisem Wilno
Trener piłkarzy Lecha Poznań Mariusz Rumak (L) i Marcin Kamiński podczas konferencji prasowej przed meczem rewanżowym 3. rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej z litewskim Żalgirisem Wilno/PAP

W czwartek o godz. 19 dla piłkarzy Lecha rozpocznie się mecz, którego stawką będzie pozostanie w europejskich pucharach. Jeśli wicemistrzowie Polski nie odrobią minimalnej straty z Wilna (0-1), odpadną z rozgrywek. Piłkarze Lecha wiedzą, że ich postawa na boisku pozostawia wiele do życzenia. Dlatego spotkali się w swoim gronie i dyskutowali o tym problemie.

- Takie rozmowy były potrzebne, na pewno wpłynie to jakoś na zespół. Jeśli ktoś miał potrzebę wypowiedzenia się, to to zrobił. Padały ostrzejsze słowa, ale nie za plecami, a w twarz. Nie wiem tylko, czy zaprocentuje to teraz, czy w kolejnym meczu, ale na pewno zaprocentuje - uważa Kamiński.

Zdaniem obrońcy Lecha to dobrze, że jego zespół może występować co trzy albo cztery dni. - Przynajmniej możemy pokazać, że jest lepiej. Na pewno nie dajemy z siebie wszystkiego, stać nas na więcej - dodaje.

Jego zdaniem problemy Lecha wiążą się także z tym, że drużyna prawie w każdym spotkaniu traci bramkę. Wyjątkiem było dopiero ostatnie ligowe spotkanie w Lubinie, zakończone remisem 0-0. - W zeszłym roku to było naszą mocną stroną i do tych meczów bez straty musimy wrócić. Jak z tyłu będzie dobrze, to i z przodu coś strzelimy - mówi Kamiński.

Jego zdaniem Lech zagrał z Zagłębiem lepiej niż trzy dni wcześniej w Wilnie. - Poprawiliśmy się pod względem ambicji, bardzo chcieliśmy wygrać. Mieliśmy jednak problem z ostatnim podaniem w okolicach pola karnego. W czwartek zrobimy wszystko, by awansować do następnej rundy już po 90 minutach - zapewnia.

- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Lech nie jest w optymalnej formie, wiedzieliśmy, że to nasza szansa i ją wykorzystaliśmy. Mierzymy się z zespołem o uznanej w Europie marce, ale chcieliśmy wyjść i zaorać boisko. Do przerwy jest 1-0, ale teraz czeka nas 90 minut i jeszcze kilka drugiej połowy. Na pewno zostawimy dużo zdrowia na boisku i uważam, że jesteśmy w stanie sprawić niespodziankę - przyznaje najlepszy strzelec Żalgirisu Kamil Biliński.

Jego zdaniem wicemistrz Litwy spokojnie mógłby powalczyć w polskiej Ekstraklasie o miejsce w środku tabeli. Biliński nie przejmuje się tym, że w porze meczu temperatura ma wynosić aż 32 stopnie Celsjusza. - Pogoda jest taka sama dla obu stron. My mamy tę przewagę, że w podobnych warunkach graliśmy już w Armenii z Pjunikiem Erywań i sobie poradziliśmy. Czy strzelenie przez nas bramki będzie kluczowe? Na pewno. Jeśli to się uda, to będziemy mieli duży handicap i otworzy się droga do awansu.

Biliński zapewnia, że gra na wielkim stadionie i przy licznej publiczności nie ma kluczowego znaczenia. - To świetna sprawa grać przy takiej publiczności. Nawet jeśli dotyczy to drużyny przeciwnej. Mnie to nakręca, lubię taką atmosferę. A dodatkowym bodźcem jest to, że przechodząc do następnej rundy możemy zagrać na jeszcze większym stadionie.

Mecz Lech - Zalgiris rozpocznie się w czwartek o godz. 19.

Andrzej Grupa

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem