Raków Częstochowa. Jakub Arak: To moja druga okładka
Poprzednie rozgrywki był najlepsze w 100-letniej historii Rakowa Częstochowa. Napastnik Jakub Arak cieszy się z miejsca, w którym jest i nie może doczekać kolejnych wyzwań.
Maciej Słomiński, Interia: Jesteśmy świeżo po pierwszym sparingu w okresie przygotowawczym przed sezonem 2021/22. Pana obecny klub, Raków Częstochowa uległ poprzedniemu, Lechii Gdańsk 2-4.
Jakub Arak, zawodnik Rakowa Częstochowa: - Myślę, że gdyby mecz mogli oglądać kibice, to spotkanie podobałoby im się. Dużo goli, wiele sytuacji podbramkowych, a to dlatego że nogi były trochę cięższe niż zwykle. Obie drużyny znajdują się w początkowej fazie przygotowań do sezonu.
Nie był pan skołowany, do kogo podawać piłkę? Jeszcze pięć miesięcy był pan zawodnikiem Lechii Gdańsk.
- Z chłopakami z Lechii jeszcze niedawno dzieliliśmy szatnię, wciąż mamy bardzo dobry i częsty kontakt. Po meczu mieliśmy kilka minut, by wymienić uwagi na żywo na kilka tematów. Dla mnie specyficzna i nowa sytuacja zagrać przeciw drużynie, w której tak niedawno byłem. Grałem przeciw Stali Mielec i Zagłębiu Sosnowiec, ale działo się to jakiś czas po odejściu z tych klubów.
Ostatnio trwa wzmożony ruch na linii Częstochowa - Gdańsk. Pan przeszedł do Rakowa zimą, teraz dołączył skrzydłowy Żarko Udovicić. Czy maczał pan palce w tym transferze?
- Nie jest tajemnicą, że Raków ma bardzo rozwinięty dział skautingu, przed zakontraktowaniem danego zawodnika prześwietlają go pod każdym kątem, piłkarskim i mentalnym. Żarko jest dziś w Rakowie, jeśli uzna, że mu w tym pomogłem chętnie służę numerem mojego rachunku bankowego (śmiech).
W przeciwną stronę podążył Miłosz Szczepański. To zawodnik, który przez rok nie grał, ale wcześniej pokazywał przebłyski sporego talentu.
- Znam go jeszcze z rezerw Legii Warszawa, z których ja odchodziłem na wypożyczenie, podczas gdy on wchodził do drużyny. To świetny piłkarz, do tego o odpowiednich parametrach mentalnych. Głęboko wierzę, że odbuduje formę w Gdańsku i Lechia będzie miała z niego pociechę.
Komu kibicuje pan podczas Euro 2020 po odpadnięciu Polaków?
- Zawsze miałem słabość do reprezentacji Hiszpanii, a to dlatego, że jestem zażartym "Madridistą". Teraz, gdy w kadrze Hiszpanii nie ma żadnego zawodnika Realu, trochę się na nią obraziłem. Nie mam zdecydowanego faworyta, oglądam mecze koncentrując się na strategii, taktyce jednej z drużyn. Jestem już tak przemaglowany przez mecze, że nie daję rady obserwować obu równie wnikliwie.
Czyżby to miało związek z planowaną w przyszłości karierą trenerską?
- Tak, ale na razie chciałbym jak najdłużej grać w piłkę. Uprawiam przecież najlepszy zawód świata. Dziś biorę udział w różnego rodzaju kursokonferencjach online, ale na kursy pod egidą PZPN przyjdzie czas jak będę kończył z zawodowym graniem, tak abym mógł się temu poświęcić w 100 procentach.
Wielu piłkarzy poza kopaniem nie interesuje się futbolem, pan jest przeciwieństwem takiej postawy. W czasie pandemicznej przerwy w rozgrywkach w cuglach wygrał pan konkurs wiedzy piłkarskiej organizowany przez TVP Sport.
- Jak wielu kibiców czas odmierzam wielkimi imprezami piłkarskimi. Pierwsze świadome mistrzostwa to mundial w Japonii i Korei, to wtedy obudziła się we mnie piłkarska pasja, która trwa do dziś. Od razu na starcie wielka nauka życiowa, że nasi nie zawsze wygrywają jak w bajkach. Potem mistrzostwa Europy 2004 r. itd. Nie mam swego ulubionego turnieju mistrzowskiego, może Euro 2020 rozgrywane w 2021 r. takim się stanie?
Pana ostatni mecz w Lechii Gdańsk to pamiętna porażka z Puszczą Niepołomice w Pucharze Polski 1-3. W pierwszej połowie zmarnował pan doskonałą okazję, czy gdyby pan ją wykorzystał dziś wciąż byłby zawodnikiem Lechii? Tuż po tym spotkaniu przeszedł pan do Rakowa.
- Hmmm, dobre pytanie. Nie zastanawiałem się nad tym. Moja sytuacja była specyficzna, byłem zapraszany przez zarząd na rozmowy w sprawie mojej przyszłości. Rozważano wypożyczenie mnie do innego klubu. Myślę, że tamten mecz na stadionie w Sosnowcu, który dobrze znałem, nie miał wpływu na moją przyszłość. Summa summarum cieszę się z miejsca, w którym jestem. W Rakowie zdobyliśmy tytuł wicemistrza i Puchar Polski. Zapisaliśmy się na zawsze w 100-letniej historii klubu. Jestem szczęśliwy, że mogłem być jej częścią. Tak samo zadowolony byłem z mojego czasu w Lechii Gdańsk, rozstaliśmy się w zgodzie.
Pana najlepszy okres w Gdańsku to sezon 2018/19, niestety dobra passa została przerwana przez kontuzję.
- Doskonale pamiętam ten dzień. To stało się podczas meczu ligowego na stadionie Cracovii. 14 kwietnia 2021 r. na tym samym stadionie, w tym samym polu karnym, na którym zerwałem więzadło strzeliłem bramkę "Pasom" w półfinale Pucharu Polski.
Piękna bramka strzelona głową w stylu Andrzeja Szarmacha i fajna historia. Bilans szczęścia i pecha tak w piłce jak w życiu wychodzi na zero.
- Dzięki tej bramce trafiłem na okładkę "Przeglądu Sportowego". Tym razem na jej czoło, kiedyś byłem już na niej, tyle że na dalszym tle.
Co to była za okazja?
- Gdy Legia Warszawa otwierała nowy stadion meczem z Arsenalem jako 15-letni chłopak podawałem piłki za bramką i tam zostałem uchwycony przez fotoreportera "PS".
Jak z pana zdrowiem? W Gdańsku był pan uznawany za zawodnika kontuzjogennego.
- To kolejny mit, przed pobytem w Lechii z powodów zdrowotnych opuściłem jeden mecz w życiu. Dziękuję, odpukać, nic mi nie dolega. Jestem gotów na nowy sezon.
Raków po raz pierwszy zagra w europejskich pucharach. Musicie postrzegani jako faworyt w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji.
- Nie do końca się zgodzę, to my byliśmy nierozstawieni i dolosowani do litewskiej Suduwy lub łotewskiej Valmiery. Musimy być czujni. Długi sezon przed nami, ale na dziś najważniejszy jest ten najbliższy mecz o Superpuchar Polski z Legią na Stadionie Wojska Polskiego, na którym spędziłem wiele lat.
Rozmawiał Maciej Słomiński