Partner merytoryczny: Eleven Sports

Łukasz Stupka: Mnie proszę rozliczać, jeśli wyniki Widzewa będą złe

– Przez całą rundę nie mówiliśmy o awansie, bo doskonale wiem, że pycha kroczy przed upadkiem. Teraz już czas, by mówić o tym wprost, że mamy mocny zespół – podkreśla Łukasz Stupka, dyrektor sportowy Widzewa

67. derby Łodzi
67. derby Łodzi/Radosław Jóźwiak/Newspix

Andrzej Klemba, Interia: Jesienią wyniki Widzewa były powyżej oczekiwań?

Łukasz Stupka, dyrektor sportowy Widzewa: - Ja tak samo, jak trener Niedźwiedź, chciałbym wygrać wszystkie mecze. Zostałem nauczony, by zawsze celować w dziesiątkę, dlatego czuję niedosyt po pierwszej rundzie. Myślę, że szkoleniowiec zaszczepił to też w drużynie. Widzą to kibice i dlatego darzą ten zespół miłością. Wyniki były lekkim zaskoczeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak było mało czasu, a ile zawodników przyszło do zespołu. Szybko zbudowaliśmy drużynę, która był liderem i powiększała przewagę. W pewnym momencie przyszły gorsze mecze. Po tym jak przez większość rundy graliśmy dobrze, rozczarowanie było spore. Oczywiście chciałbym skończyć rundę, jako lider ze sporą przewagą nad resztą stawki, ale co jest chyba ważniejsze, stworzyliśmy fundament drużyny, która jest w stanie wywalczyć ekstraklasę. Przez całą rundę nie mówiliśmy o awansie, bo doskonale wiem, że pycha kroczy przed upadkiem. To już czas, by mówić o tym wprost, że mamy mocny zespół. Pokazaliśmy to choćby w derbach Łodzi, kiedy wyciągnęliśmy remis, choć przegrywaliśmy 0-2. Niejednokrotnie też potrafiliśmy odwrócić losy innych meczów, czy utrzymać prowadzenie, jak chociażby w meczu z Koroną. I to nas definiuje jako drużynę, że nas stać na taką grę, jakiej oczekuje od nas właściciel, czyli ofensywnie, z charakterem i do końca.

Mówisz, że jest mocny zespół, tymczasem wystarczył brak dwóch zawodników Juliusza Letniowskiego i Krystiana Nowaka, by w meczach z czołówką Widzew nie potrafił wygrać, a przegrał nawet z Resovią.

- Nie powiedziałbym, że tylko brak Julka i Krystiana na to wpłynął. Z ŁKS zabrakło też Marka Hanouska. Odniosłem wrażenie, że po meczu u siebie przy pełnych trybunach i euforii po wygranej, potem na wyjeździe mamy problemy. Brakuje nam tego dopingu, bo my u siebie gramy na 120 procent. W naszej mentalności jest nie tylko wygrać mecz, ale jak prowadzimy, to iść za ciosem i dołożyć kolejne bramki. Chcemy sprawić, żeby kibice mieli albo dobry początek weekendu, albo z uśmiechem szli w poniedziałek do pracy. Jest dysproporcja między meczami u siebie, a wyjazdowymi. Przy al. Piłsudskiego zbudowaliśmy twierdzę Widzew. Oczywiście kibice za nami jeżdżą i np. w Bielsku-Białej było ich około 900, ale to nie to samo, co w Łodzi. Brak tych zawodników dał odpowiedź, kto z tej szerszej kadry ma potencjał, by ich zastąpić. Mogliśmy w ten sposób ocenić przydatność innych piłkarzy.

Awans jednak trzeba wywalczyć także dzięki zdobywaniu punktów na wyjeździe.

- To prawda, ale jeśli wiosną wygramy wszystko u siebie, to będziemy bardzo blisko awansu. Może być tak, że na wyjeździe trzeba będzie zdobyć tylko kilka punktów, by postawić kropkę nad i. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że musimy poprawić grę na boiskach rywali. Mam nadzieję, że wiosną dołożymy coś ekstra, by te wyniki poprawić.

Transfer Abdula Aziza Tetteha do Widzewa okazał się niewypałem. Dla ciebie jako dyrektora sportowego to duża porażka?

- To dla mnie ważna informacja, dlaczego trzeba się wciąż rozwijać i warto rozmawiać z wieloma ludźmi, by przekonać się o ich punkcie widzenia. Każdy z nas w Widzewie chciał pozyskać Abdula. Od skautingu, poprzez trenera, mnie po zarząd. Widzieliśmy w nim zawodnika, który w systemie gry szkoleniowca zrobi różnicę. Jako szef pionu sportowego biorę na siebie odpowiedzialność za ten transfer. Głęboko wierzyłem, że będzie naszym wiodącym zawodnikiem. Nie chcę szukać usprawiedliwień, że to złożyło się w jednym czasie z wybuchem formy Hanouska. Zdecydowanie więcej spodziewałem się po Abdulu.

Widzew Łódź - Wisła Kraków. Skrót meczu. WIDEO (Polsat Sport)/Polsat Sport/Polsat Sport

Skąd taka jego postawa? Nie chciało mu się trenować? Nie mógł zrzucić zbędnych kilogramów? Nawet jak były zaległości treningowe, to miał pół roku, by sobie z tym poradzić.

- Nie było możliwości oceny go na żywo w Turcji. Mamy jednak w klubie dwie osoby, które pracowały z nim jeszcze w Lechu - Tomasz Wichniarek, dyrektor skautingu i Andrzej Kasprzak, trener od przygotowania fizycznego. Znają go jak własną kieszeń. Zwłaszcza Andrzej, pod okiem którego Abdul był w takiej formie, że odszedł do Dynama Moskwa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że może być w dołku fizycznym i bez regularnych występów, ale to wciąż zawodnik, który nie tak dawno grał na wysokim poziomie w rosyjskiej ekstraklasie. W Turcji miał kontuzję, potem przeżył osobistą tragedię, czyli śmierć dziecka. Przyszli do nas też inni piłkarze, którzy nie byli w szczycie możliwości fizycznych, a pod okiem trenera Kasprzaka doszli do siebie. Daniel Villanueva nie grał półtora roku, a w końcówce rundy dał nam chwile radości i nadzieje na więcej wiosną. Mattia Montini też przyjechał z zaległościami, a doszedł formy, strzelał gole i tylko szkoda, że przytrafiła się kontuzja. Fabio Nunes rozpoczął dobrze, potem miał obniżkę formy, ale też wrócił do wysokiej dyspozycji, jak choćby w meczu z Miedzią Legnica czy Wisłą Kraków. On też był po okresie, w którym nie grał. Transfery należy zawsze oceniać w momencie odejścia ich z klubu.

Poza Tettehem wolną rękę w poszukiwaniu klubu dostało też czterech innych zawodników. Zaskoczyła mnie obecność w tym gronie Patryka Muchy. Chcecie pozbyć się dwóch defensywnych pomocników?

- Po analizie i szczerej rozmowie z zawodnikami chcieliśmy dać im szansę, by znaleźli sobie zespoły, w których będą mogli grać więcej. Na pierwszym treningu mieliśmy dziewięciu seniorów plus młodzież. Z tej grupy odeszli jeszcze Caique, Karol Czubak i Petar Mikulić. Później kompletowaliśmy kadrę i zbudowaliśmy taką, która jest na ten moment za duża. Wiosną będzie tylko 14 spotkań, więc nie potrzebujemy tak szerokiego składu. Dlatego podjęliśmy decyzję, by dać im wolną rękę w poszukiwaniu drużyny, bo nie stać nas na to, by tak dobrzy piłkarze siedzieli na ławce.

Łukasz Stupka, Janusz Niedźwiedź/Marcin Bryja/Widzew/materiały prasowe

Czyli np. Paweł Tomczyk był wartością dodaną Widzewa, tylko nie mógł wygrać rywalizacji z młodym Bartoszem Guzdkiem?

- Trzeba pamiętać, że w składzie musimy mieć zawsze młodzieżowca. I na początku grał Radosław Gołębiowski, ale potem miał słabszy okres. Wtedy świetnie z tej roli wywiązał się Bartosz Guzdek, a momenty miał Kacper Karasek. Pawłowi poświęciliśmy sporo uwagi, zdobył dla nas trzy bramki, miał wpływ na zwycięstwo z Zagłębiem Sosnowiec czy remis z Sandecją Nowy Sącz. Jest też dobrym duchem zespołem. Na ten moment lepiej dla niego i dla nas, byłoby, gdyby znalazł klub, w którym będzie grał regularnie. Każdej z tej piątki wciąż jest zawodnikiem Widzewa i od nikogo się nie odwracamy.

Nie brakuje Widzewowi dobrego, już trochę doświadczonego napastnika? Takiego jak Szymon Sobczak, Kamili Biliński czy Patryk Makuch?

- Z tej trójki najbardziej podoba mi się ten trzeci, ale gest pokazany podczas meczu z Miedzią [ŁKS-u - przyp. red.] zamyka mu drzwi do naszego klubu. Szkoda, bo jest młody i z Łodzi. Niemniej jednak jest mocnym ogniwem Miedzi i będzie dla nich kluczowym piłkarzem w walce o awans. Tyle że do niedawna nikt tak bardzo nie irytował kibiców Miedzi, jak właśnie Makuch. Bartek Guzdek jest trzy lata młodszy. Jeśli będzie dalej się tak rozwijał, a zaskoczył nas bardzo mocno, powinien być lepszym piłkarzem niż Makuch. Ma lepsze warunki fizyczne, tyle że jeszcze nie jest tak silny. Naszą siłą jest to, że 19 zawodników zdobyło gola. U nas trochę inaczej rozkładają się akcenty w ofensywie. W przypadku Widzewa przypilnowanie jednego zawodnika nie czyni nas słabszą drużyną. Potrafimy znaleźć alternatywę do zdobycia bramki. Może przydałby się nam taki napastnik, ale równie dobrze moglibyśmy mieć więcej punktów, gdyby kontuzji nie złapał Montini.

W naszej mentalności jest nie tylko wygrać mecz, ale jak prowadzimy, to iść za ciosem i dołożyć kolejne bramki. Chcemy sprawić, żeby kibice mieli albo dobry początek weekendu, albo z uśmiechem szli w poniedziałek do pracy

~ Łukasz Stupka

Ile będzie transferów i kiedy można się ich spodziewać?

- Powinno do nas przyjść dwóch zawodników - jeden defensywny, drugi ofensywny, który będzie w stanie zagrać na dwóch pozycjach, ale niekoniecznie jako napastnik. W dzisiejszej piłce mniej patrzy się na konkretne pozycje, a bardziej, czy umiejętności będą pasować do systemu gry. Cele transferowe są ustalone już od dłuższego czasu. Mamy plany zarówno na okienko zimowe, jak i już letnie. Nie wiem, kiedy się ziszczą, ale chciałbym, by już na pierwsze zajęcia, trener miał tych nowych piłkarzy. Będą minimum dwa transfery, a więcej zależy od tego, ile zawodników odejdzie.

Ty już jesteś w pełni odpowiedzialny za transfery?

- Tak. To mnie należy wywoływać do tablicy, kiedy będzie niezadowolenie z transferów lub z gry. To ja za to będę rozliczany. Nie mam z tym najmniejszego problemu, jeśli kibice czy dziennikarze będą mówić, że dobre wyniki to zasługa klubu, a złe to moja wina. Mam jednak nadzieję, że to będzie nasz wspólny sukces.

Apetyty kibiców są mocno rozbudzone.

- Doskonale o tym wiemy i dla nas runda wiosenna będzie prawdziwą weryfikacją. Od niektórych zawodników oczekujemy więcej i oni o tym wiedzą. Są piłkarze, którymi jesteśmy pozytywnie zaskoczeni i będziemy ich rozwijać. Nie jest tak, że my już wiemy, kto z nich jest gotowy na ekstraklasę. W piłce nożnej nie można tak szufladkować. Najbliższe pół roku zdecyduje, ile będziemy potrzebowali transferów na nowy sezon. Przyjmujemy dwa warianty, ale mam nadzieję, że będziemy wdrażać ten związany z ekstraklasą.

Rozmawiał Andrzej Klemba

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem