Partner merytoryczny: Eleven Sports

Były piłkarz Widzewa: Nie widzę drużyny na Ekstraklasę

– Widzew jest jednym z kandydatów do awansu i już trzeba myśleć o kadrze na ekstraklasę. By nie było tak jak z ŁKS, który awansował i od razu spadł. Już teraz powinno być co najmniej 10 zawodników, z którymi Widzew może tam wejść. Ja tylu na pewno nie widzę – twierdzi Sławomir Chałaśkiewicz, były zawodnik łódzkiego klubu.

Widzew Łódź - GKS Jastrzębie 4-1 - SKRÓT. WIDEO (Polsat Sport)/Polsat Sport/Polsat Sport

Andrzej Klemba, Interia: Filip Zawadzki, który grę w piłkę zaczynał w pańskiej szkółce, zadebiutował właśnie w pierwszej drużynie Widzewa w wieku 17 lat. To rzeczywiście taki talent?

Sławomir Chałaśkiewicz: Rocznik 2004 w mojej szkółce był bardzo mocny. Oprócz Filipa, tu zaczynali Jakub Jędrasik, który teraz jest w juniorach Legii, a Oskar Mielcarz, syn Macieja Mielcarza, byłego bramkarza Widzewa, w rezerwach Śląska Wrocław. We wrześniu Bartek Krysiak, który nadal jest w mojej szkółce, został powołany do reprezentacji Polski U-16. Rzadko się zdarza, by w grupie 16 chłopców znalazło się aż czterech, którzy mają duże szanse, by zaistnieć w dorosłej piłce. Z tymi rocznikiem m. in. wygraliśmy dwukrotnie Deichmann Cup.

Wszystkie skróty Ligi Mistrzów online w Interia Sport - ZOBACZ!

Zawadzki w wieku 13 lat trafił do Akademii Widzewa. Tam miał większe szanse rozwoju?

- Prawda jest taka, że Widzew trochę za moimi plecami wziął czterech młodych zawodników z mojej szkółki. Naobiecywał rodzicom, że trafią do najlepsze akademii w Polsce. Filip to zawodnik z dużym potencjałem i jeśli będzie się go dobrze prowadziło, to ma szansę zaistnieć w dorosłej piłce. Techniki poruszania na boisku, myślenia uczył się u mnie. Cieszę mnie to, że się rozwija i idzie do przodu, ale już mógłby być lepszy. Mam satysfakcję, że wykonana z nim praca nie poszła na marne.

Filip Zawadzki zadebiutował w Widzewie/Marcin Bryja/Widzew/materiały prasowe

Filip jest dość niski i wątły. To problem?

- W piłce przede wszystkim liczy się technika. Nie trzeba być wysokim, by być dobrym, swobodnie prowadzić piłkę i myśleć na boisku.

Często bywa pan na meczach Widzewa. Jak się panu podoba gra?

- Widać, że wciąż brakuje, by w każdym meczu zespól był na podobnym, wysokim poziomie. Są spotkania, w których dominują, ale zwykle rywal jest z tych słabszych w lidze. Choć na przykład był mecz z GKS Jastrzębie, ten ligowy i to rywal był lepszy, ale Widzew wygrał. Z mocniejszym rywalem słabości wychodzą. Widzewiacy mają za to dużo szczęścia, co było widać w derbach Łodzi. To ŁKS był lepszy.

Ale przecież Widzew jest liderem. Musi więc grać dobrze.

Gra Widzewa o tyle się zmieniła w porównaniu z poprzednim sezonem, że w końcu wykorzystuje stwarzane sytuacje. Plus jest też taki, że grają do końca. Nie zatrzymują się i nie cofają po zdobyciu pierwszej bramki, tylko idą cały czas do przodu. Za to gra w defensywie wcale aż tak bardzo się nie poprawiła. Potrafią np. przez 20-30 minut być skoncentrowani i radzić sobie z rywalem, a potem następuje przestój. Drużyna powinna być stabilna, a to zaczyna się od formacji obronnych. Widzew bazuje na stałych fragmentach niż na kreowaniu akcji. W niektórych meczach grał właściwie bez skrzydeł. Jestem trochę zaskoczony, że jest liderem. Przed nami jednak dopiero półmetek ligi. W pierwszej rundzie część drużyn jeszcze nie walczy na sto procent. Dopiero wiosną, kiedy trzeba bronić się przed spadkiem lub walczyć o awans, zaczyna się prawdziwa gra. Widzew musi bardziej ustabilizować skład. A tu cały czas ktoś wskakuje do kadry, ktoś wypada. Powinien mieć dziewięciu piłkarzy w formie, do których będą dołączać pozostali.

Widzew - GKS Jastrzębie 4-1/Marian Zubrzycki/Newspix

Może jednak któryś z zawodników wpadł panu w oko?

- Nie ma zawodnika, który by cały czas prezentował wysoka formę. Jak Dominik Kun zagra raz świetnie, to potem ginie. Mateusz Michalski zaliczy dobry występ, to przez kolejne dwa, trzy mecze jest niewidoczny. Bartosz Guzdek musi się jeszcze sporo uczyć. Strzelił kilka bramek, ale jeszcze nie można na nim opierać ataku. Jego plus jest taki, że ma nosa do zdobywania goli, a z tego rozliczamy napastnika.

A Marek Hanousek?

- Widziałem chyba jego pięć spotkań w Łodzi. Dwa zagrał dobrze, trzy średnio. A Widzew potrzebuje zawodników, którzy w 80-90 procentach będą decydowali o obliczu zespołu. Zespół jest jednym z kandydatów do awansu i trzeba już myśleć o kadrze na ekstraklasę. By nie było tak jak z ŁKS, który awansował i od razu spadł. Już teraz powinno być widać co najmniej 10 zawodników, z którymi Widzew może wejść do ekstraklasy. Ja tylu na pewno nie widzę. Nie wiem, czy nawet Hanousek poradzi sobie poziom wyżej, choć to i tak najlepszy obcokrajowiec w zespole. Nie sądzę też, by Włoch [Mattia Montini - przyp. red.] był tam wiodącą postacią, nie mówiąc już o Portugalczyku [Fabio Nunes] czy Hiszpanie [Daniel Villanueva]. Widzew potrzebuje więcej piłkarzy kreatywnych jak Juliusz Letniowski. Tyle że on więcej czasu spędza u lekarza i fizjoterapeuty niż na boisku. Rywale szybko przeczytają grę łodzian, więc element zaskoczenia, umiejętność niekonwencjonalnego zagrania jest niezwykle ważna.

Kto pana najbardziej rozczarowuje w Widzewie?

- Bez wątpienia Abdul Aziz Tetteh. To nieporozumienie. On po boisku człapie. Więcej bym zrobił w środku pola niż on. To generalne problem całej polskiej piłki, że ściągamy zawodników, bo "mają nazwisko". Lepiej dać szasnę choćby takiemu Zawadzkiemu niż kolejnemu zagranicznemu, który tylko blokuje miejsce.

Rozmawiał Andrzej Klemba

Sławomir Chałaśkiewicz/Fot. Michał Chwieduk/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem