Partner merytoryczny: Eleven Sports

Aron Johannsson: Siła ataku Lecha Poznań jest bardzo duża

- To możliwe, by mieć dwa kraje w sercu. Każdy jest bliższy z innych powodów, z uwagi na inne okoliczności. Urodziłem się w Ameryce, wiele lat mieszkałem na Islandii - mówi Interii Aron Johannsson z Lecha Poznań.

Lech na właściwym torze - odcinek 16. Wideo /INTERIA.TV/INTERIA.TV

Radosław Nawrot: Oglądałeś mecze Euro 2020?

Aron Johannsson: Jasne, oglądałem je w każdym możliwym momencie, gdy tylko nie miałem treningów.

Nie było ci żal, że nie grasz już dla europejskiej reprezentacji? Że wybrałeś USA?

- Nie, nie żałuję. Bardzo lubię oglądać takie mistrzostwa jak te, ale nie żałuję swoich wyborów. Zresztą w Ameryce także mamy swoje mistrzostwa. Weźmy chociażby Złoty Puchar CONCACAF. Byłem blisko amerykańskiej drużyny narodowej, grałem w niej nawet, ale wykluczyło mnie nieco kontuzji. Teraz w barwach Stanów Zjednoczonych gra wielu młodych, bardzo utalentowanych chłopaków. Ciężko będzie wrócić.

Czyli nie masz szans na to, by powalczyć z USA na przykład o mundial w Katarze?

- Wszystko w piłce jest możliwe, o ile będę dobrze grał, strzelał gole i robił wszystko, co możliwe.

Pytam o to, bo zastanawia mnie, dlaczego akurat wybrałeś grę dla USA, a nie Islandii. Wiem, że wiąże się to z miejsce urodzenia - Mobile, Alabama. To daje ci amerykański paszport. Co jednak było główną przyczyną takiego wyboru?

- Wiele rożnych zdarzeń się na to złożyło, a na końcu było to uznanie, co jest najlepsze dla mnie i dla mojej rodziny. Tak wybrałem i jestem zadowolony z tego wyboru. Pozwolił mi on zdobyć ogromne doświadczenie. Jeśli czegoś żałuję, to tego, że nie pograłem w kadrze USA więcej. Będę się jednak jeszcze starał to zmienić.

Który kraj jest bliższy twemu sercu - Islandia czy Stany Zjednoczone.

- Oba. To możliwe, by mieć dwa kraje w sercu. Każdy jest bliższy z innych powodów, z uwagi na inne okoliczności. Urodziłem się w Ameryce, wiele lat mieszkałem na Islandii. Moje związki ze Stanami Zjednoczonymi są jednak silne, bywam tam często na wakacjach, spędzam sporo czasu. Gdy myślę o przyszłości, to właśnie o możliwości mieszkania gdzieś w Stanach. To spore więzi.

Pamiętam wywiad, jakiego zaraz po podpisaniu umowy udzieliłeś Lech TV. Wspominałeś wtedy, że niebagatelne znaczenie dla decyzji o wyborze USA miała pogoda.

- Z tego powodu jako nastolatek przeniosłem się na Florydę. Właśnie z powodu pogody. Na Islandii trudno jest trenować przez cały rok, zimy są srogie, pozostaje tylko hala. Wybrałem florydzką akademie piłkarską, aby móc trenować przez cały rok i nie oglądać się na to. Na Florydzie mogłem trenować przy plus dwudziestu pięciu stopniach w grudniu, to jednak wiele zmienia.

To zapewne spore zaskoczenie dla chłopaka z Islandii.

- To kompletnie co innego niż na Islandii. Tam na zewnątrz zimą trenuje się bardzo ciężko.

Co to jest IMG Academy?

- To właśnie miejsce na Florydzie, w którym trenowałem. Teraz funkcjonuje ona inaczej niż wtedy, gdy ja tam uczęszczałem jako młody chłopak, gdy dołączyłem do IMG Academy z Islandii. Teraz możesz tam trenować bardzo różne dyscypliny sportu, nie tylko piłkę nożną, np. koszykówkę, baseball, wszystko co chcesz.

Próbowałeś tego? Próbowałeś grać w inne sporty?

- Nie, tylko w futbol.

W futbol czy soccer? Jak ten sport nazywa się dla ciebie?

- Ja mówię "futbol", bo tak się nauczyłem na Islandii. Kiedy jednak jadę do Stanów Zjednoczonych, czasem muszą używać nazwy "soccer", aby zrozumieli.

Porozmawiajmy o Lechu. Co się stało w poprzednim sezonie, wedle twojej oceny?

- Przyszedłem dopiero w lutym, więc mogą mówić tylko o  tej części sezonu. Start był całkiem niezły, także mój. Strzeliłem dwa gole w dwóch pierwszych meczach. Potem się wszystko zawaliło. Przyczyn na pewno było wiele, z całą pewnością nie przyczyniła się do tej zapaści jedna kwestia, a cały ich splot. To, co możemy teraz zrobić, to nie dopuścić, aby taki splot powstał w kolejnym sezonie.

Do Lecha przyszedł nowy napastnik, Artur Sobiech. Jaka jest w tej sytuacji twoja przyszłość w Lechu?

- W ogóle mamy teraz grupę nowych graczy, których trzeba jakoś wkomponować do zespołu. Na prawie każdej pozycji zawiązuje się rywalizacja, w ataku także. Trzeba będzie pokazać się z dobrej strony, żeby móc grać.

Uważasz, że Lech potrzebuje nowej jakości w ataku?

- Nie sądzę. Mamy bardzo dobrych napastników. Natomiast każdy z nas chce grać, to i taka rywalizacja napędza jakość w ataku. Grać będzie zapewne jeden, pozostali będą musieli usiąść na ławce. W tej formacji to normalna sytuacja, napastnik w klubie grającym tak jak Lech musi być świadom, że część sezonu spędzi na ławce.

Grałeś w wielu ciekawych ligach świata np. islandzkiej, duńskiej, holenderskiej czy szwedzkiej. Możesz je porównać z polską?

- Jest bardziej fizyczna i najbardziej mi przypomina duńską, jednakże trzeba pamiętać, że grałem w Danii jakieś dziesięć lat temu, zatem wiele się tam mogło zmienić. Kiedy jednak grałem w tamtejszej lidze, była prawie taka jak polska - dużo fizycznej walki, dużo biegania.

To w Danii strzeliłeś tego słynnego, najszybszego hat-tricka w życiu?

- Tak, to było tam. Przeciwko drużynie AC Horsens.

Ile czasu zajęły ci wtedy te trzy gole?

- Trzy minuty i pięćdziesiąt sekund.

Jak to się stało?

- Mieliśmy czas dobrej ofensywy. Raz uderzyłem lewą nogą, dwukrotnie dobijałem piłkę. To było pod koniec pierwszej połowy, a na początku drugiej zdobyłem wtedy tez czwartego gola w tym meczu i wygraliśmy 4-1.

To może w Lechu?

- Nie jest tak łatwo zdobyć akurat cztery gole w jednym meczu i to w krótkim czasie. To jednak sytuacja wyjątkowa. Ważniejsze jest to, że ja w ogóle strzelam sporo goli, dość regularnie. Często po jednym, ale za to systematycznie. W poprzednim sezonie na przykład zdobyłem 17 bramek, z czego 15 w Szwecji i dwa w Polsce. To dobry dorobek. Sezon nie był dla Lecha dobry, ale dla mnie nie było tak źle pod względem strzeleckim. W lidze holenderskiej zdobyłem 29 bramek w 58 meczach, to też wskazuje na regularność.

Pamiętam, że gdy przychodziłeś do Lecha, wszyscy zwracali uwagę na skuteczność, na występ na mistrzostwach świata, ale i na podatność na urazy.

- Mamy w Lechu wielu graczy o bardzo dużym doświadczeniu na szczeblu międzynarodowym, chociażby Mikaela Ishaka. Strzelał sporo bramek w Niemczech, strzela też w Polsce. Generalnie nasz atak jest groźną formacją, no ale musi to prowadzić do wygrywania meczów.

Lech Poznań był jedynym zespołem w Ekstraklasie z dwoma graczami z Bundesligi, tobą i Ishakiem.

- Teraz jest trzech, bo jeszcze Sobiech. Trudna decyzja przed trenerem.

Pamiętasz mecz Lecha z Hammarby Sztokholm zeszłej jesieni, którego barwy wtedy reprezentowałeś? Co wtedy myślałeś o Lechu, a co myślisz teraz?

- Pamiętam ten mecz, pamiętam że mieliśmy wielką szansę pierwsi strzelić gola, ale tego nie zrobiliśmy, a potem Lech wygrał 3-0. Przed starciem analizowaliśmy drobiazgowo grę Lecha, zatem sporo o nim wiedziałem, gdy chciał mnie potem sprowadzić.

Ale czy rozpoznajesz tamtego Lecha z wygranego meczu z Hammarby w obecnym?

- To już jest bardzo trudno powiedzieć, bo Lech bardzo się zmienił. Przyszło wielu nowych graczy, zmienił się trener, sposób gry. Jest inny, a tak wiele miesięcy to jednak sporo.

Jakie masz plany na przyszłość? Polska liga czy coś innego?

- Dzisiaj nic nie mogę o tym powiedzieć, bo sam nie wiem. Na teraz mam kontrakt z Lechem Poznań i moim celem jest zdobyć prawo do gry w obecnej drużynie. Co dalej, zobaczymy...

Kojarzysz Stjarnan?

- Jasne, to klub z Islandii. Wiem, że wyeliminował Lecha z europejskich pucharów kilka lat temu. Wiem o tym, bo mi od razu powiedziano w Poznaniu, gdy tu przyjechałem. Zdaje sobie sprawę z tego, że to nie najlepszy dzień w historii Lecha. Mogę postarać się, aby teraz Islandia lepiej się już tu kojarzyła.

Rozmawiał Radosław Nawrot

Aron Johannsson w meczu Lecha Poznań z Zagłębiem Lubin/Jakub Piasecki/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem