Śląsk Wrocław - ŁKS 4-0. Zaskakujące słowa Stawowego
Łódzki Klub Sportowy, który po rocznej przygodzie powoli żegna się z Ekstraklasą, zanotował fatalny występ we Wrocławiu, przegrywając 0-4 ze Śląskiem. - Realizowaliśmy plan do pierwszego gola - zaskakująco skomentował mecz trener Wojciech Stawowy. Jego zespół stracił bramkę już w... czwartej minucie.
ŁKS z ogromną stratą zamyka tabelę i jego los jest przesądzony. Stawowy przejął drużynę po Kazimierzu Moskalu w przerwie spowodowanej pandemią. Po wznowieniu rozgrywek w czterech meczach łodzianie zdobyli tylko punkt.
- Tak jak przed każdym meczem wcześniejszym, tak przed spotkaniem ze Śląskiem, mieliśmy plan na spotkanie. Dzisiaj chcieliśmy się zrehabilitować za ostatnią porażkę z Jagiellonią Białystok. Realizowaliśmy ten plan do pierwszego gola, który tak jak we wcześniejszych spotkaniach, podciął nam skrzydła, a ułatwił zadanie Śląskowi - mówił po niedzielnej porażce Stawowy.
Popełniający rażące błędy goście po 24 minutach spotkania przegrywali już 0-3.
- Przegrywamy jeszcze wyżej niż ostatnio i to bardzo boli. Jedyny pozytyw to 25 minut po przerwie, które pokazały, że zespół potrafi grać, stwarzać sytuacje bramkowe. Ale tak trzeba grać od początku, od pierwszej minuty, jeżeli chcemy zdobywać punkty w Ekstraklasie - podkreślił trener ŁKS-u.
- Chcieliśmy wygrać dzisiaj, aby utrzymać wysoką pozycję w tabeli i się to udało. Szacunek jednak dla rywali, bo to nie był dla nas łatwy mecz, chociaż wynik 4-0 może wskazywać coś innego - ocenił trener Śląska Vitezslav Laviczka.
- ŁKS chciał grać w piłkę. Na początku meczu i drugiej połowy mocno nas naciskał. Zdobyliśmy szybko gole i dzięki temu zrobiliśmy fundament pod kolejne minuty. Wcześniej mieliśmy problemy w ofensywie, ale dzisiaj strzeliliśmy cztery gole i zagraliśmy dodatkowo na zero z tyłu. To cenne wsparcie przed dalszą pracą - mówił szkoleniowiec wrocławian.
- Sezon się nie kończy. Po meczu Krzysiek Mączyński, kapitan zespołu, powiedział w szatni, że jedna część pracy została zrobiona, ale przed nami duże wyzwanie. To były bardzo mądre słowa - stwierdził Laviczka.
PAP/INTERIA.PL