- Zarządzanie Wisłą Kraków w I lidze nie należy do najlżejszych zadań w życiu. Człowiek codziennie wstaje rano i zastanawia się co robić, że to funkcjonowała lepiej. Szukając tej przysłowiowej "delty", to nikt w tamtym sezonie nie powiedziałby, że wygramy Puchar Polski i zagramy w europejskich pucharach. Gdybym tak stwierdził, to nie wiem, czy ktoś potraktowałbym to jako coś normalnego - podkreślał Królewski. Z jednej strony prezes Wisły mógł się pochwalić zdobyciem krajowego trofeum, ale z drugiej nie osiągnął podstawowego celu, bo drużyna nie tylko nie awansowała do Ekstraklasy, ale nawet nie zakwalifikowała się do gry w barażach. - Jako organizacja, co ja bardzo lubię, mamy wady i zalety, których pewnie nie ma nikt. To jest coś, co nas bardzo mocno charakteryzuje. Musieliśmy nauczyć się gry w europejskich pucharach, by godnie reprezentować miasto i klub, co moim zdaniem się udało. To jednak ciekawe, że jako wiślacka społeczność nie jesteśmy zadowoleni z sezonu, gdzie zdobyliśmy Puchar Polski i graliśmy w Europie. Oczywiście można łączyć to z brakiem pokory, ale moim zdaniem pokazuje to, ile w sobie mamy ambicji. Chcemy walczyć o status ekstraklasowca, który nam się należy ze względu na frekwencję i społeczność - uważa Królewski. Zbliżający rok także nie zapowiada się łatwo dla Wisły Kraków. 13-krotni mistrzowie Polski po rundzie jesiennej są na siódmym miejscu, czyli znów poza strefą barażową. Do szóstej pozycji tracą dwa punkty, do drugiej (która daje bezpośredni awans) - aż 10. - W życiu kibica chodzi o generowanie emocji, ale też zbieranie doświadczeń i pisanie historii. I wbrew pozorom wydaje mi się, że w mijającym roku udało nam się napisać sporą historię. Szczególnie dla młodych pokoleń, które w końcu przeżyły coś, co związane jest wygrywaniem. To fajna inwestycja w przyszłość - dodaje Królewski. PJ