Maciej Słomiński, Interia: Gdy rozmawialiśmy poprzednio prawie rok temu, był pan tuż po przejęciu Arki Gdynia. Mówił pan wtedy, że "jest intensywnie, ale fajnie, tak jak lubię". Przez ten rok w Arce wydarzyło się tyle co w innych klubach przez kilka lat: powrót do Ekstraklasy o krok, strata awansu w niecodziennych okolicznościach, średni start do sezonu, zmiana trenera, potem seria zwycięstw, teraz kolejna zmiana szkoleniowca. Marcin Gruchała, większościowy właściciel i prezes zarządu Arki Gdynia: - Rzeczywiście dużo się dzieje, ta mieszanka wrażeń w ostatnich miesiącach była na zupełnie skrajnych biegunach. Nie chciałbym, aby tak wyglądały kolejne lata. Wolałbym, żeby to był proces. Mam nadzieję że długofalowo będziemy szli w górę, że po drodze będą mniejsze lub większe zakręty, jednak ten rok to była jakaś totalna kumulacja, nie było to emocjonalnie łatwe do udźwignięcia. Osoby, które widziały Pana z bliska mówią, że w końcówce poprzedniego sezonu zachowywał się jak w amoku. To miało swój finał, gdy po przegranym meczu barażowym z Motorem Lublin wszedł pan na gniazdo i usiłował rozmawiać z kibicami. Widział pan film z tego zdarzenia? - Zupełnie tego tak nie odbieram.. Było zadowolenie po udanym przejęciu właścicielskim, sprawy szły w dobrym kierunku. To mogło uśpić moją czujność. Emocje były bardzo duże i wiem dzisiaj, że zrobiłem parę błędów z nich wynikających. Nie widziałem filmu, gdy wchodzę na gniazdo. Dzisiaj wiem już, że nie był to moment, w którym należy przekonywać kibiców do swoich racji. Nie jest tajemnicą, że stworzył pan dużą firmę spedycyjną. Czy w biznesie zdarzyło się panu coś podobnego jak nieudany atak Arki na Ekstraklasę - żeby cel był tak blisko i ostatecznie musiał się pan obejść smakiem? - Decyzje biznesowe dotyczą mniejszej grupy ludzi, a klubowi sportowemu kibicują tysiące osób. Jest jeszcze szereg innych różnic, pracownik nie ocenia czy moja firma podpisała korzystne partnerstwo, otworzyła oddział we właściwym kraju, a w futbolu kibice oceniają wszystko przez cały czas. To była zupełnie nowa sytuacja, nieporównywalna do niczego czego wcześniej doświadczyłem. Ma pan diagnozę co wydarzyło się w Arce na finiszu poprzedniego sezonu? - Najdalej mi dziś do odpowiedzi, że zabrakło szczęścia. Tego też nie było, ale zabrakło umiejętności przekroczenia mety, zabrakło siły fizycznej i przede wszystkim mentalnej. W obu tych aspektach jesteśmy już znacznie silniejsi, a wierzę, że kolejny progres przed nami. Wierzę w to, co się dzieje w tej chwili choćby w Motorze Lublin, gdzie jest prezes Zbigniew Jakubas, był trener Goncalo Feio, teraz jest trener Mateusz Stolarski. Praca, którą wykonują sprawia, że w drużynie, która grała na Rakowie tydzień temu jest połowa chłopaków, którzy grali dwa lata temu jeszcze w II lidze. Przykład Motoru pokazuje, że niekoniecznie trzeba zmienić zawodników, żeby zmienić ducha szatni. Bardzo się cieszę, że jest z nami trener Łukasz Radzimiński, świetnie łączący działalność naukową z praktyką. Szkoda, że dopiero od września, ale lepiej późno niż wcale. Jestem przekonany, że dzięki niemu motoryka będzie wyglądała dużo lepiej niż do tej pory. Wierzę też w ciężką pracę sztabu nad sferą mentalną, żebyśmy wiosną te mecze, które trzeba wygrać albo zremisować, wygrali albo w najgorszym wypadku zremisowali. Czy trener Wojciech Łobodziński miał szansę podnieść drużynę Arki, po gongu jaki otrzymał na finiszu poprzedniego sezonu? - Liczyłem, że rozpoczniemy rundę jesienną punktując jak w poprzednim sezonie, czyli od razu usadowimy się na szczycie tabeli. Jednocześnie, co powtarzałem to w wielu wywiadach, uważam, że klub buduje się od góry. Nie chciałem samodzielnie zmieniać trenera wiedząc, że pilnie potrzebujemy dyrektora sportowego. Na linii prezes - dyrektor sportowy - trener musi być też konstruktywna dyskusja, ale przede wszystkim musi być spójność co do głównych procesów w klubie. Najlepiej, jeśli prezes zatrudnia dyrektora sportowego, a później wspólnie zatrudniamy trenera i to się teraz wydarzyło. Myślę też, że trener Dawid Szwarga, nie przyszedłby do Arki, bez obecności w niej Veljko Niktovicia. Moja osoba jako właściciela mogłaby nie wystarczyć nie gwarantując odpowiednio wysokiego poziomu znajomości tej branży. A propos dyrektora sportowego Arki Gdynia, Veljko Nikitovicia. Rozmawiałem z nim przed sezonem, to był jego drugi czy trzeci dzień pracy, gdy zapytałem o liczbę transferów, jeszcze nie skończyłem pytać, a on odparł pewnym głosem: od czterech do ośmiu. I faktycznie osiem transferów zrobiliście i to letnie okno należy uznać za udane. - Nie znałem wcześniej Velo Niktovicia, przed zatrudnieniem zrobiłem research wśród osób, których zdanie sobie cenię, które funkcjonują na najwyższych szczeblach polskiej piłki. Opinie o tej kandydaturze były bardzo pozytywne. Jasne, że Velo się może pomylić, podobnie jak ja, ale patrząc na naszą codzienną pracę, jestem bardzo z niej zadowolony. Również z transferów, które zrobiliśmy w bardzo krótkim okienku, bo Velo dołączył w jego trakcie, stąd działaliśmy reaktywnie. Patrząc stricte wynikowo to kluczowe transfery prowadzone ręką Velo czyli Hide Vitalucci, Filip Kocaba i Kike Hermoso zrobiły robotę i w dużej mierze dzięki nim jesteśmy na bardzo dobrym, drugim miejscu. Wyczytałem w jednej z publikacji, że Tomasz Grzegorczyk, "swoją Arkę pozostawił na brzegu". - Nie wiem jak się do tego odnieść, jesteśmy ludźmi morza więc na brzegu chyba nie jest zbyt dobrze. Trener Grzegorczyk pozostawia Arkę na pełnych żaglach, tylko teraz przed nami trochę inna pogoda i inne morza, oby nowy sternik płynął dalej równie skutecznie. Bardzo jestem wdzięczny za robotę, którą dla Arki wykonał trener Grzegorczyk. Wiem, że patrząc na karty na ręku podjąłem słuszną decyzję, ale mam trochę moralnego kaca, że zabieram mu szansę, jaką byłoby dokończenie sezonu z Arką. Całkiem możliwe, żebyśmy z tym sztabem awansowali, a ta decyzja zamyka te drzwi. Jednak wiem też, że pozostawiając ten sztab po przegranej wiośnie i dając Tomkowi zespół do prowadzenia w drugiej części rundy, dałem mu szansę na rehabilitację i zbudowanie swojego nazwiska. Trener to świetnie wykorzystał z korzyścią dla siebie i dla klubu. Mam nadzieję, że Tomasz Grzegorczyk ten pozytywny scenariusz zrealizuje gdzieś indziej. Bardzo mocno będę trzymał kciuki. Będzie mi lepiej, jak zobaczę, że gdzie indziej jest mu dobrze. Czy była szansa, żeby trener Tomasz Grzegorczyk został w Arce na dłużej niż tylko do końca rundy jesiennej? - Taka szansa mogłaby się pojawić tylko przy łącznym spełnieniu dwóch warunków - po pierwsze wygralibyśmy kolejne mecze. Co się zadziało. W 12 meczach jego drużyna odniosła dziesięć wygranych i po razie zremisowała i przegrała. - Spokojnie już przechodzę do punktu drugiego, który miałby miejsce gdybyśmy nie trafili kandydata, który tak bardzo odpowiada naszej wizji przyszłości klubu. Gdyby trener Szwarga nie był do wyjęcia z Rakowa, to bardzo możliwe, że patrząc na wyniki i na pracę, którą trener Grzegorczyk wykonał, to jaki "flow" złapał z zespołem, zostalibyśmy na dłużej z dotychczasowym sztabem. Na jak długo, nie wiem. Chciałem zapytać o timing ogłoszenia nowego trenera Arki. Ogłosiliście, że nowym szkoleniowcem zostanie Dawid Szwarga, gdy drużyna wracała autokarem z wygranego meczu 6-0 z Odrą w Opolu. - Dogadaliśmy się z trenerem Szwargą 3-4 tygodnie po przejęciu sterów przez trenera Grzegorczyka. Wiele osób doradzało mi, żeby poczekać z oficjalnym komunikatem o przejęciu drużyny Arki przez Dawida Szwargę do końca rundy. Bardzo tego nie chciałem. Przecież to by wypłynęło. - Komunikowanie tego dzisiaj byłoby chyba jeszcze większym absurdem niż wydawało się to komuś 6 października. Narazilibyśmy się na zarzut, że podpisaliśmy dokumenty z kimś trzy miesiące temu, zwodziliśmy trenera, opinię publiczną itd. Dla mnie uczciwość i transparentność w komunikacji jest kluczowa. Byliśmy umówieni z Rakowem, że zakomunikujemy to po meczach obu naszych drużyn w kolejce, która nastąpiła przed przerwą reprezentacyjną, 6 października. Uznałem, że im szybciej ta komunikacja nastąpi tym lepiej, że tym zamkniemy temat. Nie do końca tak się stało, mówiąc delikatnie. - Wyjaśnię to chronologicznie. Trener Grzegorczyk usłyszał trzy dni wcześniej od nas praktycznie wszystko, oprócz nazwiska nowego trenera, wiedział że pracuje do końca rundy. Potem powiedzieliśmy drużynie. Dopiero wówczas poinformowaliśmy opinię publiczną. To była chyba jedyna logiczna kolejność komunikacji. Dla mnie najważniejsza była waga tego komunikatu i zachowanie właściwej kolejności, a nie to czy godziną komunikatu jest 00:10 czy 10:10. Przysłowia są mądrością narodów. Jedno z najmądrzejszych mówi o tym, że "lepsze jest wrogiem dobrego". - Gdy pożegnaliśmy się z trenerem Łobodzińskim, wiedzieliśmy, że trener Grzegorczyk jest w stanie tymczasowo poprowadzić drużynę. Myślę, że wynik, który zrobił zaskoczył wszystkich, nas i pewnie jego samego. Ostatnimi tygodniami trener Grzegorczyk zbudował sobie nazwisko na rynku na zupełnie innym poziomie niż gdy przychodził do Arki półtora roku temu. Nie chcę nadużywać słów typu: projekt, strategia, proces, bo to tylko i aż piłka nożna, ale szukaliśmy trenera, który wpiszę się w nasz plan na budowę klubu. Mieliśmy w Arce okresy, w których trenerzy wykręcali fantastyczne serie. Rok temu na jesieni trener Łobodziński odniósł dziewięć zwycięstw z rzędu. Wiosną 2022 r., Ryszard Tarasiewicz na 10 meczów miał dziewięć wygranych i jeden remis, by potem przegrać w barażu. Seria, nieważne czy krótsza czy dłuższa, nie daje gwarancji tego, że wszystko się dobrze skończy. Zwłaszcza, że wiosną nie wystarczy tylko punktować, trzeba też umieć zrobić to, czego nam zabrakło w ubiegłym sezonie, czyli przekroczyć metę. Do tego potrzebna jest i odpowiednia motoryka w końcówce sezonu i odpowiedni mental. Wierzę w "know how" i w pracę, którą wykonała przykładowo Jagiellonia Białystok pod przewodnictwem Wojtka Pertkiewicza i Łukasza Masowskiego oraz trenera Adriana Siemieńca. Chcemy iść tym torem. Nie brak głosów, że zmiana Grzegorczyka na Szwargę akurat teraz to ogromne ryzyko. - Jesteśmy już piąty rok w I lidze, dlatego nie będę się ekscytował serią i żył wiarą, że może tym razem się uda. Jasne, ta zmiana nie daje nam gwarancji, że tym razem się uda awansować do Ekstraklasy, ale chcemy zmienić sposób w jaki klub funkcjonuje. Chcemy narzucić z góry kulturę i organizację pracy, która ma prowadzić do określonego wyniku. Nie szczęście, nie przypadek, że tym razem może się uda. Chcemy wejść na ścieżkę stałego rozwoju, akceptując fakt, że po drodze będą porażki. Czy była szansa, żeby trener Grzegorczyk został w sztabie? Czy to już decyzja trenera Szwargi? - Rozmawialiśmy ze sobą uczciwie. Powiedziałem trenerowi Grzegorczykowi, że na 90 procent nie mamy wspólnej przyszłości. Poza tym higiena szatni wymaga tego, że wchodzi nowy trener, to starego w tej szatni nie powinno być. Dawałem około 5-10 procent szans, że może tak się ułożą inne okoliczności, że trener Grzegorczyk zostanie w Arce. Szybko okazało się, że ten scenariusz nie jest rozważany, zresztą przez obu panów. Pożegnaliśmy się, na razie jeszcze nieoficjalnie, ale dlatego były kwiaty i podziękowania. Czym was przekonał trener Szwarga, że to on teraz będzie sternikiem? - Przekonał nas na dwóch poziomach. Pierwszy to poziom Veljko Niktovicia, który ceni sposób pracy z drużyną jaki ma trener Szwarga. Mnie przekonał trener Szwarga w rozmowie osobistej, potrafi w naturalny sposób zbudować wizję tego, co chciałby zrobić, ja jego wizję kupuję. Z jednej strony wierzę i marzę o sukcesach z Arką, a z drugiej mam w sobie wiele pokory, znam swoje miejsce w szeregu w polskiej piłce. Mówiąc dość brutalnie i na skróty powiem tak: rozmowa była ważna, ale ważniejsze było to, że Dawid Szwarga z dobrymi efektami pracował z Michałem Świerczewskim, Wojtkiem Cyganem i Markiem Papszunem. Jeśli trener Szwarga był dość dobry, by poprowadzić mistrzowski Raków Częstochowa w lidze i w pucharach to nie mówmy sobie, że na dziś nie jest dość dobry, żeby poprowadzić Arkę Gdynia w I lidze. Sukces Rakowa, osiągnięty metodologią i ciężką pracą jest dla mnie najlepszą rekomendacją. Domyślam się, że marzeniem trenera Szwargi nie jest praca w I lidze tylko w Ekstraklasie i tym go skusiliście? Że zaplecze tylko na pół roku, a potem najwyższy szczebel rozgrywek. - Zdecydowanie taki jest plan. Nie chcę powiedzieć, że Arka chce się stać Rakowem i kopiować jego model pracy, który jest dość specyficzny i tam się fantastycznie sprawdza, ale niekoniecznie musiałby zagrać w Gdyni. Pewnie pod kątem modelu bardziej celujemy w Jagiellonię, gdzie prezes robi swoje, dyrektor sportowy swoje i trener tak samo. Wiem, że trener Szwarga chce odcisnąć piętno na klubie, tak jak Marek Papszun odcisnął na Rakowie. Chce wprowadzić klub na najwyższy poziom rozgrywkowy, rozwinąć go. Myślę, że Arka powinna być tym krokiem milowym dla trenera Szwargi, jakim Raków był dla trenera Papszuna. Nasz nowy trener widzi, że Arka się szybko profesjonalizuje i zaczyna być budowana na zdrowych i atrakcyjnych zasadach. Pewnie to go przekonało. Co się stanie, gdy Arka z trenerem Szwargą nie awansuje do Ekstraklasy? - Jak się nie uda w tym sezonie będziemy się starać w kolejnym. Natomiast wierzę w to, że się uda i wierzę, że trener Szwarga da nam coś więcej niż tylko awans. Bardzo bym nie chciał powtarzać historii Lechii Gdańsk z tego sezonu, pomijam kłopot organizacyjny, ale w zasadzie co sezon mamy takie przykłady. Rok temu ŁKS i Ruch, wcześniej Miedź Legnica. Nie chcę wejść do Ekstraklasy i po ośmiu czy dziesięciu kolejkach zwalniać trenera. Chciałbym wejść na ścieżkę stałego rozwoju klubu, dlatego sięgamy po trenera z kompetencjami ekstraklasowymi. Wierzę, że jego inteligencja pozwoli odnaleźć się w realiach I ligi. Jakkolwiek banalnie to nie brzmi, wierzę w know-how i ciężką pracę. Wybraliście trenera na Ekstraklasę, a co transferami? Też będą robione już pod najwyższy szczebel rozgrywek? Ile tych transferów będzie? - Będziemy robili zimą transfery pod rundę wiosenną, ale celując w zawodników, którzy naszym zdaniem również obronią się na poziomie ekstraklasowym. Jest parę miejsc na boisku, gdzie moglibyśmy mieć mocniejszą konkurencję. Jest bardzo możliwe, że 3-4 zawodników odejdzie, a na ich miejscu pojawi się 3-4 nowych. Gdy rozmawialiśmy w lutym mówił pan o wzorcu w postaci Atalanty Bergamo - jak idzie robienie z Arki Atalanty? - Przykład Atalanty pokazuje, że klub z niewielkiego Bergamo, które leży pod Mediolanem i niedaleko Turynu, może być na pierwszym miejscu w Serie . Natomiast na dzisiaj za mało wiemy o samym modelu Atalanty, jesteśmy w innym punkcie startowym. Ja bym chciał być Atalantą Bergamo, ale absolutnie nie mogę powiedzieć, że robimy z Arki Atalantę. Taki był kontekst tamtej rozmowy, że Arka zna swoje miejsce w szeregu, a Atalanta jest fajnym przykładem średniego klubu, który poszedł wyżej. - Ja osobiście znam swoje miejsce w szeregu, dlatego sięgam po ludzi, którzy przesuwają nas do przodu. Jako klub, mierzymy najwyżej jak się da. I tu zgoda - Atalanta pokazuje, że nie ma barier, nie ma sufitu, że można i to bez największych na rynku pieniędzy, z sensowną pracą, z sensownymi ludźmi i konsekwencją sięgać szczytu. Jak wygląda życie w I lidze pod względem finansowym? - Budżet całego klubu w tym roku to powyżej 20 milionów złotych. Płacowo szacujemy Arkę na piątym-szóstym miejscu w lidze. Mamy około 4-5 milionów złotych deficytu, jeśli chodzi o ten sezon. Rozmawiamy z wieloma sponsorami, negocjacje idą w dobrą stronę, ale toczą się bardzo powoli. Duże firmy, czy to firmy prywatne, czy z udziałem Skarbu Państwa, mają swoje procedury uczestniczenia w marketingu i to trwa. Do tego czasu zasilamy Arkę pożyczkami, plus w maju było jedno dokapitalizowanie, a na luty planujemy kolejne. Pewnie wejdzie kilku nowych akcjonariuszy, paru obecnych zwiększy swój stan posiadania. Zadzieją się dwie dobre rzeczy: wpłynie gotówka do klubu i pojawią się w nim kolejni ludzie, którzy chcą Arkę razem ze mną budować i na tym bardzo mi zależy. Poprzednio rozmawialiśmy, gdy była jeszcze stara władza w Gdyni. Jakie są relacje Arki z panią prezydent Aleksandrą Kosiorek i urzędem miasta? - Relacje są bardzo dobre, nawet lepsze niż mógłbym się spodziewać, ponieważ przed wyborami samorządowymi część ugrupowań szła z hasłem piętnowania wspierania sportu przez miasto. Uważam, że zbyt mocne wspieranie sportu zawodowego jest niewłaściwe. Natomiast trudno sobie wyobrazić sport całkowicie bez udziału samorządu. Cieszy mnie, że pokazaliśmy w tym roku co Arka może znaczyć, jak zmieniła swój wizerunek, jak oddziałuje na lokalną społeczność, że to znalazło uznanie w oczach wielu radnych, którzy wcześniej nie patrzyli przychylnie. Kiedy powstanie ośrodek treningowy dla Arki? - Nie chciałbym wychodzić przed szereg, ale rozmawiamy z miastem o nowym projekcie, który byłby ograniczony do czterech boisk, to w zupełności wystarcza jeśli chodzi o akademię. Dodatkowo szatnie z kontenerów, podstawowa infrastruktura, która jest nam potrzebna do rozwoju młodzieży bez żadnych wielkich mocarstwowych planów. Byłby to fantastyczny krok milowy w naszym rozwoju. Jaki był najlepszy moment tego roku za sterami Arki? - Odpowiem trochę inaczej. Jestem przekonany, że układamy Arkę po swojemu i robimy to dobrze, z tej drogi nie zawrócimy. Oczywiście byłbym szczęśliwy, gdybyśmy awansowali do Ekstraklasy w poprzednim sezonie, ale życie wielokrotnie pokazało, że wszystko dzieje się po coś. Jestem przekonany, że na koniec sezonu 2024/25 będziemy cieszyć się z awansu i wrócimy na najwyższy szczebel jako klub jeszcze lepiej poukładany niż rok temu. Myślę, że łatwiej jest się utrzymać w Ekstraklasie, niż awansować z I ligi, zwłaszcza w tym sezonie. A który moment tego roku był najtrudniejszy? Mogliście świętować awans po derbach w Gdańsku, stało się inaczej. - Tak, derby były bardzo trudne, pamiętam tę ciszę, gdy wracaliśmy autokarem. Byłem przekonany, że poradzimy sobie z Katowicami, niestety nie udźwignęliśmy tej próby. Odpowiadając na pytanie - najtrudniejszy był przegrany baraż z Motorem i dzień kolejny. Jak pan się odnajduje w byciu prezesem klubu piłkarskiego? - Dobrze mi z tym ciągle. Jestem bardzo mało social-mediowy, coś do mnie dociera, ale odcinam się od wielu rzeczy. Robię swoją robotę, bez względu na odbiór. Nie czytam pewnych portali i social mediów. Ani jak jest dobrze, ani jak jest źle. Generalnie social media są taką soczewką, która skupia bardzo przegięte komentarze. Prawdziwy świat nie jest taki. Jestem osobą otwartą, jestem na stadionie długo przed każdym meczem ligowym. Kręcę się wśród kibiców i słyszę różne opinie. Obiór naszej pracy jest zupełnie inny niż to, co jest widoczne w social mediach. Lubi pan być prezesem Arki, ale nie będzie pan nim w nieskończoność. - Zgadza się, nie będę. Nie jestem w stanie się temu oddać całkowicie, mam jeszcze inne rzeczy na głowie, a prowadzenie takiej organizacji to praca na pełen etat z nawiązką. W klubie, zwłaszcza tak dynamicznie się rozwijającym, trzeba być codziennie i budować jego nową tożsamość. Chciałbym znaleźć najlepszego następcę i przekazać mu stery w pierwszej połowie 2025 r., gdy minie mi około roku na stanowisku prezesa.