Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań - Ruch Chorzów 3-0. Jarosław Niezgoda: Lech robił z nami co chciał

- W pierwszej połowie dało się jeszcze na nas patrzeć, coś w miarę pozytywnego robiliśmy. W drugiej Lech robił z nami co chciał - mówił wyraźnie przybity napastnik Ruchu Chorzów Jarosław Niezgoda po porażce 0-3 w Poznaniu.

Najlepszy snajper chorzowian (10 goli w tym sezonie) nie miał po spotkaniu dobrego humoru. Widać było, że duży wpływ na to ma nie tylko kolejna klęska w starciu z Lechem, ale też to wszystko, co dzieje się wokół chorzowskiego klubu. 

Widmo bankructwa klubu, odejście trenera Waldemara Fornalika, który sportowo sklejał ten zespół w jedną całość, kolejna, trzecie już porażka - to wszystko odbija się na graczach "Niebieskich". Także na Niezgodzie, który w czwartym kolejnym spotkaniu nie zdobył bramki. W tym czasie jego klub wywalczył zaledwie jeden punkt, strzelił jedną bramkę i... dwa gole samobójcze. 

Punktem zapalnym, który może mieć największy wpływ na Ruch, jest jednak zmiana trenera. Miejsce Waldemara Fornalika zajmie w poniedziałek Krzysztofa Warzycha. 

- Nie spodziewałem się tego, to była nagła informacja i nie znam jej przyczyn oraz szczegółów. Nowego trenera nie zdążyłem poznać, nie znam też ze swojego doświadczenia. Wiem, ze tu w klubie jest legendą. Zobaczymy, zostało siedem meczów, może to jest właśnie to, czego nam potrzeba - mówił po spotkaniu Niezgoda, który do Ruchu jest wypożyczony z warszawskiej Legii.

W sobotę nie pomógł Legii, a mógł, gdyby już w 4. minucie wykorzystał sytuację sam na sam z Matuszem Putnockym. Napastnik Ruchu dostał świetną piłkę za obrońców od Bartosza Nowaka, ale później uderzył nad bramką. - Nie widziałem bramki i bramkarza, chciałem tylko czysto trafić w piłkę, a nie orientowałem się, w jakiej jestem odległości od bramki. W piłkę dobrze trafiłem, ale uderzyłem niecelnie, za wysoko - analizował piłkarz po spotkaniu.

Lech już po raz trzeci w tym sezonie rozgromił Ruch - jesienią w Chorzowie było 3-0 i 5-0 dla "Kolejorza", teraz znów 3-0. Można jednak było odnieść wrażenie, że gdyby Lech chciał wygrać wyżej, to spokojnie by to zrobił. 

- Nie wiem, czy to najniższy wymiar kary, nie mnie to oceniać. Lech miał dużo sytuacji, robił z nami co chciał i był dużo lepszy. Wygrał, a 3-0 jest zasłużone, to mało istotne - mówił Niezgoda. - W pierwszej połowie dało się na nas patrzeć, robiliśmy coś w miarę pozytywnego. W drugiej Lech już nas kompletnie zdominował, miał mecz pod kontrolą - dodał.

Ruch w tym sezonie w miarę dobrze radził sobie w konfrontacjach z zespołami z czołówki, na Legii, Jagiellonii i Lechii zdobył w sumie sześć punktów (2-1 z Lechią i 3-1 w Warszawie). Dla porównania - "Kolejorz" tylko trzy. W bezpośrednich starciach poznańsko-chorzowskich emocji jednak nie było w ogóle. 

- Może znaleźli na nas jakiś sposób i odpowiednią taktykę? W poprzednich meczach to my pierwsi strzelaliśmy bramkę, a grając z takimi zespołami, musimy to zrobić. Jak nam strzelą, to trudno już straty odrobić - stwierdził Jarosław Niezgoda, który mógł tej sztuki dokonać już w 4. minucie. A gdy po chwili kapitan "Niebieskich" Łukasz Surma strzelił samobója, było już po sprawie.

Andrzej Grupa

Jarosław Niezgoda, napastnik Ruchu Chorzów, po porażce 0-3 w Poznaniu/Andrzej Grupa/INTERIA.TV
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem