Ostatni dzień marca to ostatni możliwy termin na Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy oraz zaakceptowanie sprawozdania finansowego z poprzedniego roku obrachunkowego (omawiany będzie stan na 30 czerwca roku ubiegłego). Za poprzedniego właściciela klubu Andrzeja Kuchara zgromadzenia odbywały się w grudniu lub w styczniu, za obecnych włodarzy - w marcu. Ten poślizg może, ale nie musi mieć związek z sytuacją finansową Lechii. Wtedy nie było złotych klamek, ale kasa na czas. Za Franza-Josefa Wernze są wysokie kontrakty i ujemne punkty za niespłacone długi - zdarzyło się tak dwukrotnie, w sezonach 2015/16 i 2017/18. 57 proc. akcji Lechii należy do Advancesport AG. Firmę zakładał obecny Prezes Lechii Adam Mandziara, a według danych przekazywanych przez klub, większość udziałów w tej spółce ma należeć obecnie do Philippa Wernze. Philipp jest synem Franza-Josefa, który, jeśli wierzyć doniesieniom z Niemiec, wycofał się z życia publicznego. Pisaliśmy o tym TUTAJ. Mniejszościowy pakiet - 43 proc. akcji gdańskiego klubu należy do przedstawicieli środowiska lokalnego, tzw. "strażników pieczęci". Zgodnie ze statutem klubu, mniejszościowi udziałowcy mają prawo do posiadania swego przedstawiciela w zarządzie Lechii - obecnie jest nim Piotr Zejer. Z informacji przez nas uzyskanych porządek obrad na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy nie przewiduje konwersji długu na nowe akcje. To było przez lata kością niezgody między właścicielem większościowym i mniejszościowym. Reprezentujący Niemców Adam Mandziara postulował zamianę zobowiązań wobec właściciela na nowe udziały. W ten sposób dług zostałby wyzerowany, a klub zyskał nowe możliwości rozwoju, lepszą pozycję w rozmowach z bankami itd. Mimo że biznesowo takie rozwiązanie się broni, lokalni posiadacze akcji nie chcieli się przez lata na to rozwiązanie zgodzić. Głównym powodem był brak zaufania do działań obecnego prezesa. W bieżącej sytuacji między stronami panuje zawieszenie broni, nastroje są takie, że wszyscy chcą wiosłować w jednym kierunku. Kłótnie wewnątrz klubu nie poprawią jego sytuacji. Paradoksalnie, kryzys związany z pandemią koronawirusa może Lechii pomóc. Dyrektor Departamentu Rozgrywek PZPN, Łukasz Wachowski już zapowiedział, że UEFA zmieniła termin spłaty zobowiązań licencyjnych z 31 marca na 30 kwietnia. Zaraz w ślady europejskiej centrali pójdzie PZPN - przedłużony zostanie termin "wyczyszczenia" zadłużenia według stanu na 31 grudnia oraz termin składania wniosków licencyjnych. Klubowe sprawozdania finansowe wciąż bada biegły rewident, którego dociekliwością Lechia tłumaczyła brak terminowego złożenia dokumentów w UEFA. Zobacz TUTAJ. Choćby dlatego przesunięcie terminu składania wniosków licencyjnych to dla Lechii dobra wiadomość. PZPN musi otrzymać sprawozdania zaudytowane, a to wciąż się nie stało. Jeśli chodzi o sprawy finansowe, to zobowiązania dotyczące wynagrodzeń według stanu na 31 grudnia 2019 roku zostały zapłacone - obecnie klub zalega swym piłkarzom dwie pensje. Jest to sytuacja standardowa w ostatnich latach. Nie zostały uregulowane zobowiązania premiowe za zdobycie Pucharu Polski i trzecie miejsce w Ekstraklasie. Na froncie sportowym, przerwa w rozgrywkach to pozornie dobra wiadomość dla drużyny Piotra Stokowca. Pozornie, ponieważ przy zagrożeniu epidemiologicznym zespół nie trenuje razem, a to mogłoby sporo dać nowym nabytkom Lechii jak Kenny Saief czy Jose Ze Gomes. Ten drugi pokazał się z bardzo dobrej strony w pierwszym meczu, w którym zagrał od pierwszej minuty - ćwierćfinale Pucharu Polski z Piastem Gliwice (2-1) rozegranym na pustym Stadionie Energa 11 marca 2020 roku. Maciej Słomiński