Tomasz Rząsa w rozmowie z LechTV przyznał, że było inaczej, a tamta kadra okazała się jakościowo niewystarczająca. Teraz ma być inaczej. - Teraz wielu graczy będzie musiało schować swoje ego i poczekać na szansę gry w zespole - mówił. Jak dodał, w tym oknie transferowym Kolejorz miał intratne propozycje na Jakuba Kamińskiego, ale nie tylko na niego. Chętni zgłosili się również po Lubomira Šatkę. - A także kilku innych naszych czołowych zawodników - dodał. - Wszystkim grzecznie odmówiliśmy. Odszedł więc Tymoteusz Puchacz, a resztę ważnych zawodników Lech zatrzymał. Wzmocnił się za to takimi transferami jak: Radosław Murawski, Artur Sobiech, Joel Pereira, Pedro Rebocho, Barry Douglas, Adriel Ba Loua czy Roko Baturina, a na dodatek z wypożyczenia wrócił Joao Amaral i okazał się poważnym wzmocnieniem zespołu, graczem wyjściowej jedenastki. Lech Poznań był blisko innych piłkarzy - Przed sezonem naszym priorytetem była lewa obrona, która okazała się pusta po odejściu Puchacza i Krawecia, a także skrzydła - mówił dyrektor Rząsa. - Wybraliśmy Adriela Ba Louę, chociaż bliscy transferu do Lecha byli Lourency, Carlos Mane czy Luther Singh. Nie był blisko Damian Kądzior, gdyż szukaliśmy gracza o jednak innej specyfice, który potrafi atakować w przestrzeni za linią obrony, z szybkością i dryblingiem. Jak dodał, bliski pozyskania Adriela Ba Louy poznański klub był już w poprzednim oknie transferowym. On jednak zdecydował się zostać w Czechach, w Viktorii Pilzno u trenera Guli. Teraz w końcu dał się przekonać, a Lech wykorzystał zawirowanie finansowe w czeskim klubie. Z uznaniem dyrektor Rząsa wypowiedział się również o sytuacji, w której Szkot Barry Douglas wybrał Lecha i możliwość ponownej walki o mistrzostwo Polski u trenera Skorży, chociaż miał lepsze finansowo propozycje z Anglii i Turcji. CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego Lech Poznań dopiero teraz wydał na transfery?Dział sportowy Kolejorza obciąża ściągnięcie dwa lata temu takich graczy jak Djordje Crnomarković czy Karlo Muhar. - Odeszli do dobrych klubów, więc sportowo nie stracą. Mogą się dalej rozwijać. Okazało się, że w kwestii oczekiwań, presji i mentalności zawodników nie sprostali wymaganiom Lecha - przyznał dyrektor. - Przyszli na ich miejsce inni, dobrzy jakościowo, więc liczymy na to, że szybko o nich zapomnimy.