Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech miał oferty nie tylko na Kamińskiego. Dyrektor Rząsa zmienia zdanie co do kadry

- Poprzednie okienko transferowe było trudniejsze. Nie tylko z uwagi na finanse, ale również z racji tego, że mieliśmy wielu młodych graczy do wprowadzenia. Oni skorzystali, natomiast nam ostatecznie zabrakło zmienników z odpowiednią jakością - mówi dyrektor sportowy Lecha Poznań Tomasz Rząsa. Tym samym wycofał się z wypowiedzi, jakoby rok temu Lech miał kadrę odpowiednią do gry na trzech frontach, która się za nim ciągnie.

Lech na właściwym torze - odc. 21 /INTERIA.TV/INTERIA.TV

Odszedł więc Tymoteusz Puchacz, a resztę ważnych zawodników Lech zatrzymał. Wzmocnił się za to takimi transferami jak: Radosław Murawski, Artur Sobiech, Joel Pereira, Pedro Rebocho, Barry Douglas, Adriel Ba Loua czy Roko Baturina, a na dodatek z wypożyczenia wrócił Joao Amaral i okazał się poważnym wzmocnieniem zespołu, graczem wyjściowej jedenastki.

Lech Poznań był blisko innych piłkarzy

- Przed sezonem naszym priorytetem była lewa obrona, która okazała się pusta po odejściu Puchacza i Krawecia, a także skrzydła - mówił dyrektor Rząsa. - Wybraliśmy Adriela Ba Louę, chociaż bliscy transferu do Lecha byli Lourency, Carlos Mane czy Luther Singh. Nie był blisko Damian Kądzior, gdyż szukaliśmy gracza o jednak innej specyfice, który potrafi atakować w przestrzeni za linią obrony, z szybkością i dryblingiem.

Jak dodał, bliski pozyskania Adriela Ba Louy poznański klub był już w poprzednim oknie transferowym. On jednak zdecydował się zostać w Czechach, w Viktorii Pilzno u trenera Guli. Teraz w końcu dał się przekonać, a Lech wykorzystał zawirowanie finansowe w czeskim klubie. Z uznaniem dyrektor Rząsa wypowiedział się również o sytuacji, w której Szkot Barry Douglas wybrał Lecha i możliwość ponownej walki o mistrzostwo Polski u trenera Skorży, chociaż miał lepsze finansowo propozycje z Anglii i Turcji.

CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego Lech Poznań dopiero teraz wydał na transfery?

Dział sportowy Kolejorza obciąża ściągnięcie dwa lata temu takich graczy jak Djordje Crnomarković czy Karlo Muhar. - Odeszli do dobrych klubów, więc sportowo nie stracą. Mogą się dalej rozwijać. Okazało się, że w kwestii oczekiwań, presji i mentalności zawodników nie sprostali wymaganiom Lecha - przyznał dyrektor. - Przyszli na ich miejsce inni, dobrzy jakościowo, więc liczymy na to, że szybko o nich zapomnimy.

Tomasz Rząsa i Maciej Skorża z Lecha Poznań/Paweł Jaskółka/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem