Daria Abramowicz wskazała bohaterkę palcem. I nie była to Iga Świątek
Polskie tenisistki odniosły w rozgrywkach Pucharu Billie Jean King historyczny sukces - awansowały do półfinału, po heroicznym boju pokonując reprezentację Czech 2:1. Ten najważniejszy punkt zadały już w środku nocy, grubo po godzinie pierwszej, Katarzyna Kawa i Iga Świątek, wygrały mecz deblowy z parą w składzie której była liderka rankingu WTA Katerina Siniakova 6:2, 6:4. Nie dziwiła więc szalona radość, jaką polski zespół pokazał w Maladze. Część obserwatorów mogła być za to zdziwiona odśpiewanym przed kamerą kawałkiem "Sto lat" dla cichej bohaterki tego finału.
Awans do półfinału, po pokonaniu Czeszek 2:1, to wielki sukces dla Biało-Czerwonych i nie ma tu znaczenia fakt, że w ekipie rywalek brakowało Barbory Krejcikovej, Markety Vondrousovej czy Karoliny Muchovej. Polki miały w nogach szalony mecz z Hiszpanią, Magda Linette i Iga Świątek spędziły w piątek na korcie blisko siedem godzin. I dzięki temu, że wygrały mecze singlowe, nie było potrzeby wystawiania duetu do gry podwójnej.
Czeszki zaś mogły w Maladze szykować się do spotkania - i miały na to sporo czasu. Ich sytuacja stała się bardzo dobra już po pierwszym meczu singlowym, w którym Marie Bouzkova pokonała Magdalenę Fręch 6:1, 4:6, 6:4. Straty jednak w drugim starciu odrobiła Iga Świątek, która po bardzo wyrównanym boju okazała się minimalnie lepsza od Lindy Noskovej (7:6, 4:6, 7:5).
Decydował więc debel, w którym dość niespodziewanie partnerką Świątek została nie zmęczona Magda Linette czy Maja Chwalińska (grały razem w czasach juniorskich), ale Katarzyna Kawa. Dla niej było to zaś szczególny wieczór.
Ostatnie słowo należało do Polek. A później była dzika radość, taniec w kolei i... "Sto lat". Dla bohaterki meczu
Kawa i Świątek zagrały kapitalnie, to starsza z tenisistek była cichą bohaterką tego meczu. A przecież po drugiej stronie kortu była Katerina Siniakova - liderka deblowego rankingu WTA, mająca w tym roku bilans 50 zwycięstw i 12 porażek. I pięć tytułów, w tym dwa najcenniejsze: z Roland Garros i Wimbledonu. W Rijadzie też była do samego końca, dłużej niż Świątek, bo z Taylor Townsend dotarły do finału WTA Finals.
Mimo tego Polki prowadziły z duetem Siniakova/Bouzkova 6:2, 4:0 i 30:0 - wtedy wdarły się nerwy. Rywalki wyrównały na 4:4, ale ostatnie słowo należało do Świątek i Kawy. Trudno więc się dziwić olbrzymiej radości w polskim obozie, która wkrótce przybrała zaskakującą formę.
Gdy Świątek, Kawa oraz kapitan kadry Dawid Celt udzielali wywiadu na korcie, nagle reszta drużyny... zaczęła śpiewać "Sto lat". Świątek i Kawa chwyciły się za twarz, koleżanki z kadry i sztab polkiej drużyny wskazali palcami na... starszą z deblistek. Zawodniczka z Krynicy Zdrój w sobotę kończyła 32 lata, a mecz zakończył się już po pierwszej w nocy. Sygnał dała prawdopodobnie Maja Chwalińska, jej koleżanka z BKT Advantage Bielsko-Biała, bardzo zaangażowana była też psycholog Daria Abramowicz.
- To jeden z najpiękniejszych prezentów, jaki mogłam dostać - mówiła wzruszona Katarzyna Kawa. - A sam fakt, że mogłam zagrać razem z Igą, to coś niesamowitego - dodała zawodniczka, która długimi momentami była tą lepiej punktującą w polskim zespole.
W poniedziałek Polki zagrają o finał - rywalkami będą Włoszki.