Gdyby Magda Linette uporała się w piątek z Sarą Sorribes Tormo w dwie godziny, a nie w prawie cztery, kapitan polskiej drużyny Dawid Celt pewnie postawiłby na poznaniankę. Tyle że doświadczona reprezentantka Polski po meczu z Hiszpanią ledwie trzymała się na nogach, stąd jej zmiana na Magdalenę Fręch. Łodzianka jest dziś znacznie wyżej w rankingu WTA, ale też ma za sobą urlop, podczas gdy w tym samym okresie Linette trenowała już pod okiem Celta w Warszawie. I to ostatecznie Magdalena Fręch stanęła do boju z Marie Bouzkovą, z którą w tym roku grała już dwa razy. W Auckland lepsza była Czeszka, w Caincinnati Polka, oba boje trwały po 134 minuty. Dziś też można się było spodziewać podobnego scenariusza - meczu długiego, w którym obie zawodniczki nie imponują siłowymi zagraniami. Zmieniło się jedno: wtedy wyżej notowaną zawodniczką byłą Bouzkova, teraz aż o 20 pozycji wyżej jest łodzianka. Magdalena Fręch bezradna w pierwszym secie meczu z Marie Bouzkovą. 26 minut i już sukces zawodniczki z Czech Mecz Fręch miał niezwykle istotne znaczenie, bo choć w ekipie Czech nie ma w Maladze Barbory Krejcikovej (nie miała tego startu w planach) i Karoliny Muchovej (wycofała się tydzień temu z powodu kontuzji), to jednak zespół ten ma jeden inny wielki atut. To Katerina Siniakova - najlepsza deblistka na świecie, z dwoma wielkoszlemowymi tytułami w tym roku. I gdyby po meczach singlowych był remis 1:1, to pewnie ona ruszyłaby do boju, z Buzkovą. Już wszystko jasne. Mistrzyni olimpijska czeka na Igę Świątek w półfinale BJK Cup Finals Pierwszy set był egzekucją, nie dawał żadnych nadziei, że już w starciu z Noskovą Iga Świątek da awans polskiej drużynie. Łodzianka była bezradna, grała pasywnie, popełniała masę błędów. Szybko została przełamana, później po raz drugi. Bouzkova atakowała, Polka czekała na błędy rywalki. Tyle że Czeszka się myliła rzadko, trzy niewymuszone błędy w pierwszej partii, dwa wymuszone zagraniami Polki. I to wszystko. Od pierwszego punktu zdobytego w tym meczu przez 26-latkę do ostatniego, po zagraniu Polki w siatkę, minęło 26 minut. Statystyki Polki? Fatalne. Kiepski serwis, 12 niewymuszonych błędów, kompletnie żadnych atutów. Jakby ta forma sprzed miesiąca z Wuhanu już gdzieś daleko uleciała. Dwa break pointy dla Bouzkovej już w drugim gemie. Fręch się wybroniła. I ruszyła do ataku Tyle że w obu wcześniejszych tegorocznych spotkaniach między tymi zawodniczkami to Bouzkova wygrywała pierwsze sety, w Auckland nawet 6:0. A Polka była lepsza w drugich. Teraz tę drugą partię rywalka zaczęła asem, ale później przyszły też dwa podwójne błędy serwisowe. Tego gema Czeszka wygrała, ale na przewagi. A to już było coś, dawało nadzieję na dalszą część seta. I tę nadzieję dał już drugi gem, w którym Polka musiała bronić dwóch break pointów. Wyszła z kłopotów obroną ręką, po długich wymianach. By wreszcie zdobyć gema asem serwisowym. Polka zaczęła prezentować się zdecydowanie lepiej, widać było, że tych kilka udanych akcji pozwoliło jej uwierzyć w możliwość odmienienia losów tego spotkania. A to już było coś. Fręch walczyła w gemach serwisowych Bouzkovej, ale też dość pewnie wygrywała te swoje. A jak znalazła się w sytuacji trudnej, było 3:4 i 0:30, to znów błysnęła. A jedną z akcji wygrała po 33 uderzeniach z obu stron. Fręch przestała rozdawać prezenty, jak w pierwszym secie, zaczęła rozdawać karty. Raz dopisało jej szczęście, gdy piłka po siatce prześlizgnęła się na stronę rywalki, ale resztą dołożyła sama - przełamała Bouzkovą na 5:4. I stanęła przed szansą wyrównania stanu meczu na 1:1. Za chwilę dopięła swego, zdenerwowana Bouzkova popełniała już błąd za błędem. Trzecia partia decydowała w starciu Magdaleny Fręch i Marie Bouzkovej. Jak w piątkowych starciach Polek Sytuacja z fatalnej dla Polski stała się nagle bardzo obiecująca - łodzianka była na fali wznoszącej, prezentowała się już naprawdę dobrze. W Auckland w trzecim secie meczu z Bouzkovą lepsza była rywalka, ale już w Cincinnati - Polka. I na taki scenariusz liczyliśmy teraz w Maladze. Tyle że Bouzkova wygrała dwa pierwsze gemy, a ten drugi, dziesięciominutowy, oznaczał przełamanie. Nie zraziło to łodzianki, popisywała się znów kapitalnymi akcjami. Była w stanie dobiec niemal do każdej piłki, Czeszka bezradnie rozkładała ręce. Po chwili straty zostały odrobione, Fręch wyrównała na 2:2. Od tego momentu to Czeszka obejmowała prowadzenie, Polka wyrównywała. Było nerwowo, każda akcja miała coraz większe znaczenie. Fręch swoje szanse w dziewiątym gemie zmarnowała, Bouzkova w dziesiątym - już nie. Teraz to jej każda piłka wpadała w kort, Polka nie wierzyła w to, co się stało. Czeszka wywalczyła trzy piłki meczowe, wykorzystała pierwszą. Wygrała 6:1, 4:6, 6:4. Drugie spotkanie zagrają Iga Świątek i Linda Noskova. Jeśli Polka wygra i wyrówna na 1:1, dojdzie do starcia par deblowych.