Partner merytoryczny: Eleven Sports

Transfery Lecha Poznań to osobne igrzyska. "Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu"

Transfery Lecha Poznań doszły do takiego poziomu oddziaływania na wyobraźnię kibiców, że w zasadzie stały się odrębnymi igrzyskami. Autonomicznie rozdają gratulacje i krytykę, bez związku z meritum jakim jest sama rywalizacja w lidze. Można odnieść wrażenie, że stały się pewną zastępczym źródłem satysfakcji.

Lech na właściwym torze - odc. 8. Maciej Skorża w Poznaniu to wersja 2.0 tego trenera? Wideo/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Kiedy się przyjrzeć reakcjom ludzi na transfery Lecha Poznań - zarówno tym krytycznym, jak i tym pochwalnym, a takowe dominują w tym letnim okienku - można odnieść wrażenie, że to niemal osobna rywalizacja, odrębna liga. Ma swoją klasyfikację, bohaterów, podsumowania i zaszczyty. To igrzyska poprzedzające rozgrywki ligowe albo odbywające się poza nim, które wyjątkowo mocno działają na wyobraźnię. Potrafią wywołać zupełnie niezależną od wyników ligowych euforię (jak po rekordowym transferze Adriela Ba Louy) czy też stany depresyjne (jakie obserwowaliśmy w lipcu, gdy do Lecha nie trafił Damian Kądzior). Mają swoją autonomię.

W wypadku Lecha da się to wyjaśnić posuchą i ogromnym zapotrzebowaniem na jakikolwiek sukces i jakąkolwiek radość. Widać, jak bardzo ludzie tego pragną i jak czepiają się wszystkiego, co takiej radości dostarcza. Adriel Ba Loua może okazać się graczem jak Jan Sykora czy Niklas Bärkroth, czyli mało przydatnym Kolejorzowi, ale podobne obawy nie mają znaczenia w czasie okienka transferowego. Jego urok polega na tym, że abstrahuje od wyniku sportowego i dostarcza radości albo zmartwień zupełnie suwerennie.

CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań przygotował się do egzaminu. Dał sobie szansę, by go zdać

Można odnieść wrażenie, że transfery takie jak Adriel Ba Loua, podczas których Lech robi to, czego dawno nie robił i czego tak wielu (w tym ja) się od niego domagali, czyli wreszcie - przynajmniej teoretycznie i w założeniach - inwestuje pieniądze w wynik sportowy i poprawienie klasy sportowej zespołu, są rodzajem zastępczej komunikacji między klubem a kibicami i mediami. Komunikacji, której na co dzień nie ma. Przyjście skrzydłowego za rekordową sumę utożsamia się z niewypowiedzianym komunikatem "idziemy na majstra", którego od pewnego czasu władze klubu unikają jak ognia.

Transfer to powiew nowości, to zamieszanie w dotychczasowych kotle, w którym już się mocno przypalało. To pewien drogowskaz wskazujący (często zupełnie mylnie) kierunek, w którym klub chce iść. A zatem Lech nie przemawia ustami prezesów, którzy obawiają się trudnych pytań i krytyki za każde swoje zdanie. Przemawia transferami i Maciejem Skorżą na cotygodniowych spotkaniach z piłkarzami.

Transfery Lecha Poznań to osobne igrzyska

W wypadku transferów Lecha mamy sytuację chwilami kuriozalną - tutaj robi się rankingi, rozdaje nagrody, żyje się tym na skale nieuzasadnioną realnym znaczeniem transferów na wyniki zespołu. To również igrzyska dla dziennikarzy, którzy chętnie łechtają nimi swoje ego. Tymczasem transfery są istotne, ale nie decydujące, a ich znaczenie najczęściej mocno się przecenia. Ważniejsza jest praca, jaką wykonuje zespół na codziennych treningach. Praca całkowicie zmieniona w porównaniu z poprzednim sezonem, na co kolosalny wpływ miał głęboki wstrząs, jaki przeżył Maciej Skorża pod koniec zeszłego sezonu.

Wstrząs podczas meczów ze Stalą Mielec i Podbeskidziem Bielsko-Biała pokazał mu, że w zasadzie ma do czynienia z rodzajem stajni Augiasza, której uporządkowanie jest długim procesem, na który jednocześnie przeznaczono mu rok. Bo przecież Lech ma zdobyć mistrzostwo w 2022 roku i kropka. Samymi transferami zrobić tego nie sposób, choć niewątpliwie są one konieczne, by załatać dziury w drużynie, opancerzyć jego miękkie podbrzusza jak chociażby skrzydła. Nie są jednak ważniejsze od metodycznej, żmudnej pracy, dość nudnej i mało zajmującej w odbiorze.

Lech Poznań w procesie zmian

Piłka nożna jest bowiem bezustannym procesem, co akurat Lecha Poznań pokazuje znakomicie. Ten proces ocenić można jedynie w perspektywie czasu, podobnie jak każdy transfer, który jest tylko małą częścią albo początkiem tego procesu. Radość z przyjścia Adriela Ba Louy czy jakiegokolwiek innego gracza uzasadniać może przecież ostateczna przydatność zawodnika, tymczasem rzadko tak jest. Radość jest niezależna, bo dotyczy kwestii spektakularnych, mniej merytorycznych.

Dobrej metafory użył jeden z kibiców Lecha Poznań: "Jak umyjesz samochód to widać. To, że wymieniłeś olej jest ważniejsze ale niezauważalne z boku."

Lech Poznań rzeczywiście umył samochód, ale jednocześnie trwa mniej dostrzegalna praca nad wymianą oleju i całego układu napędowego oraz systemu hamowania. Praca, która pewne efekty już przynosi - przykładem jest renesans Joao Amarala, a innych wciąż nie - casus Pedro Tiby. To praca trudna do opisania, bowiem przebiega metodycznie w długich okresach czasu, ale wiemy, że Maciej Skorża postanowił zmienić sposób trenowania Kolejorza. Sam nazwał początkowe mecze sezonu, zwłaszcza niezbyt udane starcie z Radomiakiem: "Sprawdzianem, jak zespół zareaguje na ciężkie treningi". Takie, których dotąd nie miał, dodajmy.

Kolejorz dokonał pewnych postępów transferowych, w tym znaczeniu, że wydał większe pieniądze (cena piłkarza nie bierze się znikąd, coś za nią stoi) i zaryzykował w kwestii szukania graczy, którzy w jego ocenie są rozwiązaniem nieoczywistym i podnoszącym jakość zespołu. To w sporej mierze koncepcja Macieja Skorży, który postanowił położyć pierwsze mecze ligowe na ołtarzu oczekiwań poprawy jakościowej zespołu, która ma przyjść nie tylko z transferami, ale i wykonaną praca treningową. Stało się tak mimo protestów i bojkotu ze strony kibiców. Nie zgodził się na doraźne rozwiązania, Lecha potraktował jako obiekt reform. Czy udanych? - tego jeszcze nie wiemy, ale jest on reformowany, to widać.

Lech dokonał jednak także o wiele ważniejszych postępów w kwestii codziennej pracy w mikrocyklach. Jego gra jest wciąż daleka od ideału, pokazał to mecz w Niecieczy, ale pamiętajmy, ż jakiego padołu Lech wychodzi. Tej pracy na co dzień nie widzimy, nie bije po oczach jak transfer skrzydłowego, ale to ona w pierwszej kolejności wychodzi na wierzch podczas spotkań. I to ona ostatecznie zadecyduje o tym, co Kolejorz osiągnie albo nie. Jak pisał Antoine de Saint-Exupery: "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".

Trener Maciej Skorża na treningu Lecha Poznań/Fot. Paweł Jaskółka/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem