Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań musi sobie zadać absolutnie kluczowe pytanie. To jedyna droga

Do tej pory Lech Poznań stawiał na budowę klubu i pionu sportowego, która miała przynieść wynik sportowy. Zakładał, że to logiczna konsekwencja tworzenia zdrowego klubu. Wynik sportowy nie przyszedł.

Robert Podoliński dla Interii: Nie wiem, czy największym problemem Lecha jest zawsze trener. Wideo/Zbigniew Czyż/TV Interia

Jesienią mogliśmy założyć, że coś w tym jest - Lech Poznań po zmianach, jakie zaszły w 2019 roku, rzeczywiście grał coraz lepiej. Chociaż w sezonie 2019/2020 przegrał mistrzostwo Polski, to jednak końcówka sezonu należała do niego i wdrapał się nieoczekiwanie na drugie miejsce w tabeli Ekstraklasy. Zaraz potem udanie zaczął grać w europejskich pucharach. Wyglądało więc na to, że "Kolejorz" ma rację, gdy ustami prezesa Piotra Rutkowskiego mówił: - Trofeum musi być efektem naszej dobrej pracy, naszego sposobu grania. Będziemy grali ładnie i skutecznie, to wyniki i trofea przyjdą. Wtedy okazują się najzdrowsze.

Lech Poznań: Nie ma trofeów za wszelką cenę

Lech chciał na siebie zarobić, czyli zarobić na swoje ewentualne trofea.

To znaczyło mniej więcej tyle, że nie ma trofeów za wszelką cenę, na przykład za cenę zadłużania się, niezbilansowanego budżetu, kosztem budowy akademii, struktur klubu czy też bardzo drogich transferów. Do trofeów dochodzi się stopniowo, tworząc zręby sportowe kluby. I wtedy muszą one przyjść jako naturalna konsekwencja zdrowej pracy.

Idea ta w swoim założeniu jest słuszna, stojąca w alternatywie do postaw wielu innych polskich klubów, wydających ponad stan i ponad własne możliwości. Lech chciał na siebie zarobić, czyli zarobić na swoje ewentualne trofea. Zarobić zdołał, ale sukcesów nie ma. Tymczasem sensem istnienia klubu sportowego, który chce odgrywać istotną rolę w ludzkiej świadomości, jest inwestowanie zarobionych środków właśnie w to, czego Lech nie ma - wynik sportowy.

W obecnej sytuacji zatem pytanie nie brzmi, czy idea jest słuszna, ale jak długo Lech jest w stanie przy niej optować bez zdobyczy i zapełniania gabloty. Jak długo jest w stanie abstrahować od oczekiwań społecznych i nacisków, od wręcz gniewu kibiców. Odpowiedź na to pytanie jest absolutnie fundamentalna dla przyszłości klubu i drogi jego rozwoju. Podobnie jak odpowiedź na pytanie, czy Lech jest w ogóle zdolny do odnoszenia sukcesów, czy ma pojęcie, jak to uczynić. Na razie niewiele na to wskazuje.

Lech musi się skonfrontować

Obecny plan bowiem wymusza gigantyczną odporność na krytykę i niezadowolenie społeczne, z jednoczesnym przekonaniem, że robi się słusznie. Czy Lech rzeczywiście ma takie głębokie przekonanie? Budowa zdrowego klubu jako warunek sine qua non sukcesów sportowych opiera się bowiem na założeniu, że rzeczywiście buduje się, jak należy. Lech uważa, że tak właśnie czyni, gdyż czy jest lepszy sposób na stworzenie struktur sportowych klubu niż akademia, szkolenie, wypuszczanie nowych wychowanków i rozbudowa infrastruktury?

Czy jest lepszy sposób na stworzenie struktur sportowych klubu niż akademia, szkolenie, wypuszczanie nowych wychowanków i rozbudowa infrastruktury?

Rzecz jasna - mocne i drogie transfery, a zatem to, z czego Lech zrezygnował w gruncie rzeczy już dawno. Jak sam mówił, i tak nie jest w stanie na tym polu konkurować z innymi, zwłaszcza z bogatszą Legią Warszawa, aczkolwiek w ostatnich czasach dała mu ona bardzo duże fory transferowe. Wzmocnienia Legii nie powalają, a w obecnym sezonie warszawski klub długo się powstrzymywał przed zatrudnieniem nowych graczy. W końcu jednak to zrobił z prostego powodu - nie dlatego, że go stać (bo raczej nie stać), ale dlatego, że nie ma zamiaru ryzykować jakiejś porażki w rywalizacji, jak to miało miejsce w 2019 roku.

Lech ryzykuje. Chociaż wydał na transfery sporo (blisko 2 mln euro), to jednak to tylko część tego, co w tym roku zarobił. Stąd prosty wniosek, że uznał inne wydatki za istotniejsze. A to z kolei powoduje konkluzję, że albo obecny skład uznaje za wystarczający (tabela temu przeczy), albo wynik sportowy jako taki jeszcze go nie determinuje, przynajmniej na tym etapie budowy klubu.

Mikael Ishak z Lecha Poznań/JAKUB PIASECKI / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL/Newspix

Absurdalne są wszelkie tezy mówiące o tym, że prezesom Piotrowi Rutkowskiemu i Karolowi Klimczakowi nie zależy na wyniku sportowym pierwszej drużyny, bo i tak klub zarabia sporo bez tego. To nonsens, bowiem wynik sportowy ma zbyt duży wpływ na wszelką działalność klubu, aby nie doceniać jego znaczenia. Od atmosfery w Lechu i wokół niego, zapewne teraz trudnej do zniesienia, aż po ceny i możliwości ekspozycji gotowych do sprzedaży piłkarzy - wynik Lechowi jest potrzebny, więc teza odwrotna jest rodzajem paranoi wypływającej z głębokiej niechęci wielu kibiców do prezesów klubu.

To jednak, że im na wyniku zależy (co oczywiste), nie znaczy jeszcze, że obecne władze Lecha potrafią taki wynik osiągnąć. Na razie jesteśmy świadkami sytuacji, w której realizacja tego celu ich przerasta.

Na ile Lech Poznań potrzebuje wyniku?

Piotr Rutkowski i Karol Klimczak wyniku chcą, ale nie są dość zdeterminowani, aby go osiągnąć. W sensie: nie są w stanie poświęcić dla wyniku wszystkiego. Samo twierdzenie, że ma on być wypadkową dobrej pracy, bo wtedy jest najzdrowszy, o tym świadczy. 

Problem polega na tym, że "Kolejorz" w obecnym stanie rozpaczliwie potrzebuje wyniku, choćby nawet nie najzdrowszego. Potrzebuje czegoś, przed czym tak bardzo się broni - postawieniem na niego naprawdę wysokiego słupka żetonów. Wynik sportowy bowiem uzasadnia istnienie Lecha w ludzkiej świadomości, nic innego.

Trudno Lecha namawiać do zrobienia wyjątku w jego skondensowanym myśleniu o tym, jaki klub sportowy powinien być i jak działać, jednakże bez takiego wyjątku nie będzie on w stanie funkcjonować płynnie i osiągnąć tego, co zamierza. Nie będzie w stanie zbudować zdrowej, sportowej tkanki opartej na własnym szkoleniu i własnych możliwościach. Nie da rady, bo atmosfera wokół niego gęstnieje i w pewnym momencie Lech całkowicie straci kontakt ze swoją klientelą, którą są kibice.

Lech Poznań i jego kibice

Teza, jakoby poznański klub w czasie pandemii przekonał się, że może obywać się bez kibiców, także się nie broni - choć wiem, że i ona jest popularna. Kibice nie są najważniejszym portfelem w strukturze finansowej klubu, ale stanowią istotny element układanki, która ostatecznie sprawia, że mama i tata prowadzą swoje dziecko do akademii Poznańskiej Lokomotywy, zamiast szukać mu innego pomysłu na życie. Nie da się tego procesu podtrzymać bez zainteresowania kibiców, bez społecznego fenomenu i znaczenia Lecha w życiu wielkopolan, jakie odgrywał on do tej pory. 

A zatem wzdrygnięcie ramionami na krytykę, kibiców, a zatem wynik nie wchodzi w grę, bo zachwiałoby całą piramidą tworzącą "Kolejorza". Lech musi mieć wynik sportowy, bo tylko tak będzie miał kibiców. A jeśli będzie miał kibiców, będzie miał zasoby, z których w przyszłości skorzysta.

Postawienie na wynik sportowy z całą mocą i determinacją to już nie jest kwestia wyboru. To być albo nie być Lecha w takiej formie, jaką sobie założył. To dziejowa konieczność i to z bijącym po oczach oznaczeniem "pilne". Nic nie jest już powoli ważniejsze.

Prezesi Lecha Poznań Karol Klimczak i Piotr Rutkowski. A także Aleksander Kwaśniewski/LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem