Podbeskidzie Bielsko-Biała - Jagiellonia Białystok 1-1 w 18. kolejce Ekstraklasy
To był dziwny mecz, takich w polskiej lidze... wiele. Gdyby ktoś po pierwszej połowie uznał, że Jagiellonia nie przegra w Bielsku-Białej zostałby uznany za niespełna rozumu. Gdyby ktoś po meczu dziwił się, że nie wygrała - podobnie. Mecz zakończył się ostatecznie remisem.
Podbeskidzie zimę spędziło w złych nastrojach, na ostatnim miejscu w tabeli, ale po powrocie do Bielska-Białej Roberta Kasperczyka gra znacznie lepiej. Po zwycięstwach u siebie z Legią i Górnikiem bielszczanie liczyli na kolejne, ale tym razem zremisowali i wcale nie mogą być niezadowoleni.
W pierwszej połowie Jagiellonia nic nie pokazała
Mecz zaczął się dla Podbeskidzia świetnie. Po rzucie rożnym i sprytnym przedłużeniu piłki głową przez Marko Roginicia szczupakiem rzucił się do niej Rafał Janicki. Stoper zdobył swoją drugą bramkę dla TSP w tym sezonie mimo, że jest w Bielsku-Białej zaledwie od trzech miesięcy. Janicki zazwyczaj kierował kolegami ze środka obrony, ale przy rzutach rożnych wbiegał na pole karne rywali. Jeszcze w pierwszej połowie miał nawet okazję do podwyższenia, ale jego strzał został zablokowany. To szczególny moment w życiu piłkarza, w najbliższych dniach żona spodziewa się rozwiązania.
Podbeskidzie mogło do przerwy prowadzić dwoma bramkami, ale tuż przed przerwą, po składnej, płynnej akcji szansę miał Karol Danielak, ale blokowany przez Ariela Borysiuka posłał piłkę wysoko nad bramką.
Goście z Białegostoku w pierwszej połowie z przodu byli niegroźni, nie potrafili stworzyć żadnej groźnej okazji. Michal Pesković nie miał właściwie nic do roboty, gości nie oddali nawet jednego celnego strzału.
Świat zaczyna należeć do młodych, których nikt nie znał
Przyczyną słąbej postawy gości w pierwszej połowie był fakt, że byli słabsi w środku pola. W drużynie gospodarzy dobrze spisywał się tam 19-letni Dominik Frelek. To jeden z nastolatków, którzy ostatnio szeroką ławą wkraczają do Ekstraklasy. Jeszcze niedawno niewielu o nim słyszało, teraz trener Robert Kasperczyk nie boi się dawać szansy chłopakowi w wyjściowym składzie a ten spisuje się bardzo przyzwoicie. Ciekawe, że wcześniej przez dwa sezony grał w juniorach Jagielloni, ale stamtąd został oddany do Grudziądza. W środku pola był jak gaz - niewidoczny, a paraliżował. Dobrze wyglądało jego współdziałanie z Jakubem Horą, czeskim ofensywnym pomocnikiem, który został wypożyczony z FK Teplice do końca sezonu. Rywale byli sfrustrowani jego grą, kartkę po faulu na Frelku zobaczył w drugiej połowie doświadczony Martin Pospiszil. W końcówce nastolatek zaczął słabnąć i został zmieniony przez... 17-latka Jakuba Bierońskiego.
W drugiej połowie Jagiellonia odżyła
W pierwszej minucie drugiej połowy Jagiellonia pokazała więcej niż w całej pierwszej połowie. Ostry strzał z dystansu oddał lewy bośniacki obrońca Bojan Nastić - piłka trafiła w słupek. Gol nie padł dzięki Michalowi Peskoviciowi, który wykazał się odpowiednią koncentracją i w ostatniej chwili musnął piłkę czubkami palców.
Goście uwierzyli w siebie i faktycznie: w 53. minucie po szybkim ataku wyrównującą bramkę strzelił 20-latek rodem z Olkusza Bartomiej Wdowik, który jeszcze niedawno grał w Ruchu Chorzów. 8 minut później ten sam chłopak mógł zdobyć drugą bramkę dla gości, ale tym razem spisał się fatalnie; po znakomitym podaniu Jesusa Imaza miał czas i przestrzeń, mógł pokonać Peskovicia w dowolny sposób, tymczasem... podał bielskiemu bramkarzowi piłkę.
Jagiellonia widziała jednak, że wszystko się zmieniło i warto pójść za ciosem. Po kolejnej sprawnie przeprowadzonej akcji piłkę do bramki wbił Ariel Borysiuk. Po konsultacji z VAR sędzia zauważył, że wcześniej na spalonym był Maciej Makuszewski i gola nie uznał.
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Jagiellonia Białystok 1-1 (1-0)
Bramki: 1-0 Janicki (13., głową), 1-1 Wdowik (53.)
Podbeskidzie: Pesković - Modelski, Janicki, Rundić, Mamić - Danielak, Rzuchowski, Frelek (77. Bieroński), Hora (85. Miakuszko), Roginić (67. Marzec) - Biliński (67. Wilson)
Jagiellonia: Dziekoński - Olszewski, Tiru (46. Runje), Augustyn Ż, Nastić - Makuszewski, Borysiuk Ż (75. Romanczuk), Pospisil Ż, Imaz, Wdowik (80. Bortniczuk) - Cernych (80. Fernan Lopes)
sędzia: Marciniak (Płock)
Paweł Czado
Po meczu powiedzieli:
Bogdan Zając (trener Jagiellonii): Pierwsza połowa toczyła się pod dyktando Podbeskidzia. Bramkę straciliśmy niefortunnie po stałym fragmencie gry. To spowodowało trochę nerwowości w naszej grze. Nie potrafiliśmy w pierwszych 45 minutach tego uporządkować. Dobrze weszliśmy w drugą połowę, przejęliśmy inicjatywę. Było kilka akcji, które można było lepiej sfinalizować, szkoda też tej nieuznanej bramki. Jednak - jak pokazał VAR - był minimalny spalony. Moim zawodnikom należą się słowa pochwały, że w trudnym momencie potrafiliśmy się odbić.- Kluczem do lepszej gry w drugiej połowie było to, że dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. Byliśmy agresywniejsi, a nasze akcje bardziej płynne. Jestem zadowolony z punktu, bardzo go szanuję. Zdobyliśmy go na tak trudnym terenem, jakim jest teraz Bielsko-Biała.
Robert Kasperczyk (trener Podbeskidzia): Myślę, że dla kibiców obu drużyn było to bardzo emocjonujące widowisko. Nie powiem nic odkrywczego, że zagraliśmy najlepszą pierwszą połowę w tym roku. Zagraliśmy bardzo agresywnie i wybiliśmy wszystkie atuty Jagiellonii. Na drugą połowie rywal mentalnie wyszedł zdecydowanie lepiej niż my. Widać było, że potrafi grać w piłkę, przyspieszyć. Musieliśmy opanować środek pola, aby ponownie móc zagrażać przeciwnikowi. Wydaje mi się, że przegraliśmy grę w "powietrzu" i to sporo. Ostatecznie zdobyliśmy bardzo cenny punkt. Tydzień temu VAR "zabrał" nam możliwość zdobycia pełnej puli. Można powiedzieć, że dziś nam to "oddał". W zamieszeniu trudno ocenić było sytuację (po której padł nieuznany gol), ale całkowicie ufamy temu systemowi.