Hokej w Sanoku to więcej niż lokalna rozrywka. To pasja, prawie 60-letnia tradycja i powód do dumy. Dlatego, gdy latem ubiegłego roku klub zbankrutował, sanoczanie nie pogodzili się z upadkiem hokeja w mieście. Zrozumieli, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce, bo nikt z zewnątrz ich nie wyręczy. Dwie godziny w autobusie zamiast dwóch dni Największym kapitałem okazała się pasja. Dzięki niej pojawili się ludzie, którzy potrafili ogarnąć sprawy organizacyjne i hokeiści wychowani w sanockim klubie. Podjęli wyzwanie nie oczekując w zamian worka pieniędzy. Nie było ich stać na grę w Polskiej Hokej Lidze, a dołączenie do pierwszej ligi oznaczało konieczność dalekich i kosztownych wyjazdów do Gdańska (1400 km w obie strony), Poznania (1200) czy Torunia (1100). - Szukaliśmy czegoś nowego. Po analizie finansowej stwierdziliśmy, że bardziej nam się opłaca wybrać raz w tygodniu do Humennego (200 km - red.), Liptowskiego Mikulasza (500) czy Trebiszowa (300), dokąd można dojechać z Sanoka w dwie-trzy godziny - tłumaczy Jakub Górski, prezes Ciarko KH58 Sanok. W drugiej lidze, ale z gwiazdami W drugiej lidze na Słowacji jest wielu zawodników, którzy przez lata z powodzeniem grali w mocnych ligach europejskich czy amerykańskich. Przykładowo: w Martinie są hokeiści, którzy jeszcze w minionym sezonie walczyli w słowackiej ekstralidze, a w Humennem gole strzela m.in. Peter Bartosz, wicemistrz świata i pięciokrotny mistrz Słowacji, który kilka lat temu grając w barwach sanockiego zespołu był gwiazdą Polskiej Hokej Ligi. Budżet na obecny sezon jest skromny, więc i rozmowy z zawodnikami były trudne, ale rozumieją, że pracują na to, żeby w przyszłym sezonie klub mógł funkcjonować w innej rzeczywistości finansowej. - Wielu wróżyło nam solidne baty i było zdania, że w każdym meczu czeka nas kompromitacja, a tymczasem nasza drużyna w każdym spotkaniu dzielnie walczy od początku do końca. Pewnie, że czasem brakuje umiejętności czy doświadczenia, ale nie jesteśmy chłopcami do bicia - przekonuje Jakub Górski. Ósme miejsce w 10-zespołowej lidze po siedmiu kolejkach nie jest ani na miarę ambicji sanoczan, ani na miarę ich możliwości, ale drużyna potrzebuje czasu na okrzepnięcie i adaptację do innego stylu gry niż w polskiej lidze. Mimo że wygrali dotąd tylko dwa mecze, to już teraz wiedzą, że wybierając grę w słowackiej lidze, podjęli dobrą decyzję. - Nie ujmując niczego polskim klubom, to łatwiej jest nam ściągnąć na trybuny tysiąc trzysta osób na mecz z drużyną ze Słowacji niż na spotkanie z zespołem z Poznania - podkreśla prezes Ciarko KH58 Sanok. - Poza tym, fajnie zrobić coś po raz pierwszy w Polsce. Słowacy dziękują za doping Słowacy także są zadowoleni, że zespół z Sanoka dołączył do ich ligi. - Na mecz do Humennego, który rozegramy 18 listopada, wybiera się ponad 200-osobowa grupa naszych kibiców. Słowacy się cieszą, bo oznacza to dla nich dodatkowe pieniądze, a oprócz tego mają zapewnioną świetną atmosferę na meczach - dodaje Jakub Górski. Na spotkania w Arenie Sanok zawsze przychodzi wielu kibiców i zawsze jest doping. Nawet jak Słowacy przegrają, to są zadowoleni, że mogli zagrać przy pełnych trybunach i poczuć atmosferę, jaka towarzyszy walce o wyższą stawkę. Kibice z Sanoka dobrze pamiętają smak zwycięstw w finale mistrzostw Polski (2012 oraz 2014) i marzą im się kolejne sukcesy, ale rozumieją, że w tym momencie innej drogi do odbudowy hokeja w Sanoku nie ma. Część z nich jeździ za drużyną nawet na mecze wyjazdowe. W Sabinowie zrobili takie wrażenie, że po meczu podjechał do nich bramkarz gospodarzy, żeby się ukłonić, dziękując za doping. Z kolei w Sanoku już tradycją staje się to, że słowackie drużyny dziękują polskim kibicom za kapitalną atmosferę. - Stworzył się bardzo fajny klimat. Bardzo nas cieszy, że nie widzą w nas objazdowego cyrku tylko, że bardzo pozytywnie nas postrzegają - podkreśla prezes Ciarko KH58. Ambasador i nośnik reklamy Doświadczenia pierwszych miesięcy dają im poczucie, że projekt wykracza poza ramy sportu. Nasza drużyna występująca w słowackiej lidze promuje Polskę za granicą i jednocześnie Słowację u nas. Z jednej strony jest ambasadorem, a z drugiej nośnikiem reklamy. To mocny powód, dla którego słowacki projekt sanoczan ma szansę na sukces. Jakie więc kolejne plany? Pierwsza liga słowacka to już większe wymagania finansowe i organizacyjne. - Sprawa jest otwarta, ale na awans za wcześnie. Wierzę, że dobra gra w obecnym sezonie przełoży się na zainteresowanie sponsorów - tłumaczy Jakub Górski. Na razie polski klub w słowackiej lidze chce budować mocną drużynę seniorską, w której grać będzie jak najwięcej młodych chłopaków z Sanoka i okolic. - W perspektywie czterech lat chcemy rywalizować na prawdziwie seniorskim poziomie tylko jest pytanie: gdzie? Nie ukrywam, że podoba nam się gra za granicą - twierdzi prezes klubu. - Kto wie, może zostaniemy tam na dłużej? Mirosław Ząbkiewicz