Kontrowersyjny gwiazdor znów pod ostrzałem. Cała Polska się z niego śmieje
Leon Madsen wypalił ostatnio, że chce zostać w Stelmet Falubazie Zielona Góra na dłużej. Te słowa wręcz rozbawiły polskich kibiców, którzy nie wierzą w przywiązanie Duńczyka do jakiegokolwiek polskiego klubu. Wydawało się, że dwukrotny mistrz Europy i dwukrotny wicemistrz świata zżył się ze środowiskiem Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, ale w zeszłym roku odszedł z kontrowersyjnych okolicznościach, pozostawiając za sobą spalony most. Nie miał sentymentów. To całkowicie rozwiązało spekulacje o postępowaniu Madsena.

Madsen był bohaterem największego hitu transferowego. Wstępnie dogadał się z prezesem Michałem Świącikiem odnośnie przedłużenia umowy w Częstochowie na kolejny rok, ale korzystniejsza pod względem finansowym oferta z Zielonej Góry wszystko zmieniła. Tak skończyła się miłość do Włókniarza po ośmiu latach. Odejść zawsze można, natomiast żużlowiec długo zwlekał z przekazaniem tej informacji władzom byłego już klubu. Szybciej wiadomość ukazała się w ogólnopolskich mediach.
Żużel. Falubaz. Leon Madsen rozśmieszył polskich kibiców. Śmiechom nie było końca
Przez takie zachowanie Madsena, Włókniarz został z ręką w nocniku i musiał przepłacać kontrakt Jasona Doyle'a. Słowa wypowiedziane przez doświadczonego zawodnika brzmią wręcz komicznie, gdyż żaden z kibiców i działaczy w nie zupełnie nie wierzy. Nie wykluczamy, że Madsen zostanie jednak w Falubazie na dłużej niż rok, ponieważ większościowym właścicielem klubu jest polski miliarder Stanisław Bieńkowski, a ten aspekt zawsze miał kluczowe znaczenie przy wyborze klubu nie tylko w przypadku trzeciego żużlowca PGE Ekstraligi 2024.
Koniec przygody z Włókniarzem, to nie był pierwszy przypadek w karierze Madsena, kiedy jego kontrakt spowodował różne niesnaski. Od razu przypomina się list intencyjny (nie jest to kontrakt) podpisany z GKM-em Grudziądz na sezon 2015. Duńczyk złożył podpis, zobowiązał się do podpisania kontraktu w okresie transferowym, po czym... zrobił to, ale w Unii Tarnów. W Grudziądzu wówczas się wściekli i żużlowiec trafił na wąską "czarną listę". Długo nawet nie był rozważany pod kątem jazdy w GKM-ie, nie podejmowano z nim żadnych rozmów.
Po dziesięciu latach znów Madsen pokazał, że wierność nie jest jego najmocniejszą stroną. W Częstochowie nigdy nie mogli mieć zastrzeżeń do jego formy sportowej (skuteczności), ale postawa na torze (samolubna jazda) i poza torem (wszystko musiało być po jego myśli - numery startowe, tor) już nie były zadowalające. Co dalej? Włókniarz oczekuje części zwrotu pieniędzy za przygotowanie do sezonu.
Żużel. PGE Ekstraliga. Leon Madsen jak Jason Doyle
Przez różne zachowania Madsen zapracował sobie na miano jednego z najmniej lubianych zawodników przez polskich kibiców. Do niedawna pałali do niego sympatią przede wszystkim fani z Częstochowy, lecz po ostatnich wydarzeniach tylko garstka nie zmieniła do niego nastawienia. Raczej można porównać go do... swojego następcy we Włókniarzu - Jasona Doyle'a. Australijczyk w ostatnich latach żegna się z klubami w atmosferze skandalu, kibice nie zostawiają na nim suchej nitki - tak było kiedyś w Zielonej Górze, niedawno w Lesznie i ostatnio w Grudziądzu. Spór GKM-u z Doyle'em o 420 tysięcy złotych wciąż trwa.
Były mistrz świata skasował wielkie pieniądze za podpis, ale po sześciu kolejkach doznał kontuzji i wypadł do końca sezonu. Urazu nie nabawił się w polskiej lidze, więc GKM - zgodnie z regulaminem - potrącił mu znaczną część tej kwoty. Jeśli Doyle nie zapłaci, nie wystartuje w lidze. Kilka tygodni temu uderzył w GKM, mówiąc, że był dla klubu tylko kawałkiem mięsa. Kilkanaście dni temu wyznał, że nie miał na leczenie, bo musiał zwrócić kasę. W GKM-ie się oburzyli, gdyż wciąż na klubowe konto nie wpłynęła choćby złotówka.
Od tego momentu Doyle i GKM są na wojennej ścieżce. Przedstawiciele grudziądzkiego klubu co chwilę w mediach społecznościowych wbijają mu szpilki. Wczoraj pojawił się już nie pierwszy ciekawy wpis. - Dobrze wiedzieć, że u Jasona dobry humor, bo u nas wszyscy zablokowani na insta - zdradził administrator profilu GKM-u na X.
Sprawa może mieć zakończenie nawet w Trybunale PZM. Wcześniej zakończyć może ją tylko sam Doyle, który wykona ten długo wyczekiwany przelew.