Wielkimi krokami zbliża się inauguracja sezonu w Pucharze Świata, która w tym roku odbędzie się w norweskim Lillehammer. Na piątek zaplanowano konkurs mikstów, z kolei w sobotę i niedzielę odbędą się zawody indywidualne. Już pierwsze skoki na obiekcie Lysgardsbakken powinny pokazać, którzy zawodnicy trafili z formą na rozpoczęcie cyklu. Jednym z faworytów do sięgnięcia po Kryształową Kulę na koniec sezonu jest Andreas Wellinger, którego Mateusz Leleń z TVP Sport umieścił nawet na pierwszym miejscu "power rankingu", czyli zestawienia skoczków mających największe szanse na triumf. Niemiec przyzwoicie spisywał się w trakcie Letniego Grand Prix - w Hinzenbach raz był drugi, raz wygrał, a w Klingenthal był członkiem drużyny, która triumfowała w mikście. 29-latek jednak już koncentruje się na tym, co czeka go na przełomie grudnia i stycznia - w rozmowie ze sport.de przeprowadzonej przed inauguracją sezonu "odgrażał się", że chce wygrać Turniej Czterech Skoczni. Gwałtowny koniec kariery, 22-latek odchodzi ze skoków. Nie wybrał Polski Andreas Wellinger celuje w Turniej Czterech Skoczni Niemcy na triumf w tej prestiżowej imprezie czekają od 2002 roku, kiedy to po Złotego Orła sięgnął Sven Hannavald. W ostatnich latach kilku niemieckich skoczków uplasowało się na podium w klasyfikacji końcowej, ale żaden z nich nie zdołał sięgnąć po zwycięstwo w całym turnieju. Bliski tego osiągnięcia w poprzednim sezonie był właśnie Wellinger. Mistrz olimpijski z Pjongczangu po konkursach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen, gdzie był kolejno pierwszy i trzeci, dzierżył koszulkę lidera klasyfikacji. W Austrii odebrał mu ją Ryoyu Kobayashi, który zajmował drugie miejsca w konkursach w Innsbrucku i Bischofschofen. Wellinger z kolei był dwukrotnie piąty, przez co ostatecznie zajął drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni ze stratą ponad 20 punktów do Japończyka. "Szło mi naprawdę dobrze. W Oberstdorfie, Garmisch, Innsbrucku wszystko poszło dobrze. Byłem w formie. W Bischofshofen na mojej skoczni treningowej liczyłem na jeszcze więcej" - wyznał Niemiec w rozmowie ze sport.de. Wellinger przyznał, że pod koniec turnieju opadł z sił. Coraz gorzej radził sobie na treningach, przez co też nie podchodził do konkursów z dobrym nastawieniem. Nie był w stanie uplasować się wyżej niż na piątym miejscu. Wie jednak, co zrobić, by uniknąć takiej sytuacji w bieżącym sezonie - zamierza lepiej gospodarować siłami. Jak zauważył niemiecki skoczek, w tym zakresie na uprzywilejowanej pozycji był Kobayashi, który nie mówi dobrze po angielsku, przez co wywiady z nim zawsze są krótkie. "Dzięki barierze językowej Ryoyu oszczędza mnóstwo czasu i energii" - przyznał. Piotr Żyła broni złotego medalu. Zaskakujący komunikat. Kibice przypuścili szturm