Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wielki sprawdzian polskich skoczków. Adam Małysz: Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej

- Nigdy nie można być w stu procentach spokojnym. Nigdy nie wiadomo do końca, jak są przygotowani inni do sezonu. Już raz była sytuacja, że było wszystko pięknie, ale potem przyjeżdżaliśmy na zawody i nagle okazało się, że inni byli o wiele lepsi - powiedział w rozmowie z Interia Sport Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, tuż przed rozpoczęciem sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich. Karuzela ruszy - po raz pierwszy od 14 lat - w Lillehammer (22-24 listopada).

Adam Małysz
Adam Małysz/Łukasz Kalinowski/East News

Dla naszych skoczków to bez wątpienia będzie wielki sprawdzian. Przed rokiem w Ruce, bo tam startował sezon, nagle okazało się, że nasi zawodnicy byli tylko tłem. Przez cały sezon nie byli w stanie dogonić najlepszych. Udało się to jedynie Aleksandrowi Zniszczołowi, który dwukrotnie ubiegłej zimy stawał na podium, ratując twarz Biało-Czerwonych.

Przed rozpoczęciem zimy nie było zatem tym razem podróży naszych skoczków. Nie było zgrupowania w ciepłych krajach. Polacy skupili się na solidnym treningu tylko na własnych obiektach, bo dzięki temu mogli spokojnie testować sprzęt, a to przed tym sezonem jest jeszcze ważniejsze niż przed poprzednimi, bowiem Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) wprowadziła limity kombinezonów. To jedna z największych zmian w przepisach w ostatnich latach.

Dawid Kubacki: To, co zrobiłem, było normalne i każdy postąpiłby tak samo/Polsat Sport/Polsat Sport

Adamowi Małyszowi brakuje lidera w polskiej kadrze skoczków

Sprawdziany przed zawodami w Lillehammer pozwoliły Thomasowi Thurnbichlerowi, trenerowi kadry, na wybranie składu na inauguracyjne konkursy. Już w pierwszym rzucie miejsce wywalczyli: Dawid Kubacki, Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. O dwa kolejne miejsca toczyła się zacięta walka. Zwycięsko wyszli z niej Kamil Stoch i Maciej Kot.

Ten pierwszy do zimy przygotowywał się ze swoim sztabem. Trenerem Stocha jest Michal Doleżal, a jego asystentem Łukasz Kruczek.

Trochę brakuje mi w tej drużynie lidera, który skakałby znacznie lepiej od pozostałych kadrowiczów. Mamy zatem bardzo wyrównany poziom w grupie. Oby na tyle, by ci wszyscy zawodnicy walczyli o podium. Wtedy byłbym spokojny

~ powiedział Adam Małysz, prezes Polskiego Związku narciarskiego, w rozmowie z Interia Sport.

Lato nie było zbyt udane dla Polaków, choć przecież po końcowy triumf w Grand Prix sięgnął Paweł Wąsek, ale patrząc na całość, to poza szczyrkowianinem, trudno było zobaczyć błysk u któregoś z naszych zawodników.

- Poprzedni rok pokazał nam, że nie można zaspać. Trzeba cały czas być czujnym, a tego zabrakło nam przed poprzednią zimą. Mamy wielu specjalistów w naszej kadrze. Także od sprzętu i wierzę, że ten będzie na najwyższym poziomie. Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. Cały czas mam zapewnienia, że wszystko jest pod kontrolą i jest w porządku - mówił Małysz.

Tyle że przed rokiem też były takie zapewnienia, a jednak potem dopiero wyszło, że zawodnicy zostali "zajechani" przez ówczesnego asystenta Thurnbichlera - Marka Noelke, który zresztą jeszcze przed Turniejem Czterech Skoczni został odsunięty od kadry.

- Pewnie Lillehammer i Ruka zweryfikują wszystko. Po tych konkursach będziemy o wiele mądrzejsi i będziemy wiedzieć, w jakim miejscu jesteśmy - przyznał sternik związku.

W kadrze na Lillehammer zabrakło Klemensa Joniaka, który jest aktualnym mistrzem Polski.

- To był wtedy jego dzień, ale brakuje mu jeszcze trochę do poziomu Pucharu Świata, ale pewnie niedługo wskoczy na ten poziom. Bardzo ubolewam nad tym, że problemy mają Kacper Juroszek, Tomasz Pilch i Jan Habdas. To już nie są juniorzy, ale mają bardzo duży potencjał, którego nie są w stanie pokazać. Nie wiem dlaczego. Pierwszy z tej trójki skakał już całkiem nieźle w Wiśle i Zakopanem. Mam nadzieję, że ten sezon będzie dla niego dużym krokiem do przodu - mówił "Orzeł z Wisły".

Nowe przepisy w skokach narciarskich, będzie gorąco

Małysz ma mieszane uczucia, co do nowych regulacji. Nie podoba mu się też możliwość wymiany kombinezonu w przypadku deszczu lub opadów śniegu.

- Latem były odstępstwa limitów i jak padał deszcz, to jury pozwalało na zmianę kombinezonu. Moim zdaniem tak nie powinno być, bo każdy ma takie same warunki. Mam nadzieję, że zimą nie będzie to dopuszczalne. Oczywiście, jeśli kombinezon ulegnie mechanicznemu uszkodzeniu, to wówczas powinna mu przysługiwać wymiana - uważa Małysz.

Przypomnijmy, że w całym sezonie skoczek będzie mógł skorzystać tylko z dziesięciu kombinezonów. Pierwsze cztery mogą zostać zgłoszone w pierwszym periodzie. Na każdy weekend zawodnik będzie miał do dyspozycji dwa kombinezony, ale w jednego dnia będzie mógł używać tylko jednego stroju.

Latem wiele mówiło się o kombinezonach Norwegów, bo ci mieli rewelacyjne wyniki. Trenujący z nimi skoczkowie z USA, również błyszczeli. To od razu pozwalało wysnuć wnioski, że dokonali zmian w kombinezonach, które dały im przewagę. Zwłaszcza w końcówce lata było zatem wiele wycieczek różnych ekip do Christiana Kathola, kontrolera FIS, bo najmocniejszym ekipom nie podobały się stroje Norwegów.

- W Klingenthal bardzo dobrze szło mi zakładanie peleryny na kombinezon. Głównie po to, żeby zdenerwować innych, bo nie jest pewne, czy odkryliśmy coś rewolucyjnego - podsycał tylko emocje Halvor Egner Granerud w rozmowie z NRK.

W Lillehammer, gdzie odbędzie się homologacja kombinezonów, będzie zatem bardzo gorąco.

Kolejną dużą zmianą przed tym sezonem jest punktacja sędziów. FIS wydała zalecenie, by mocno odcinać punkty za to, jeśli zawodnik nie będzie lądował telemarkiem.

/INTERIA.PL/interia

"As Sportu 2024". Wybierz z nami finałową 16 plebiscytu

Dawid Kubacki/JURE MAKOVECAFP/AFP
Kamil Stoch/DANIEL KARMANN / DPA /AFP
Adam Małysz/AFP
Paweł Wąsek/PZN/Tadeusz Mieczyński/materiały prasowe
Aleksander Zniszczoł i Thomas Thurnbichler/PZN/Tadeusz Mieczyński/materiały prasowe
Maciej Kot/Foto Olimpik/NurPhoto/AFP



INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem