Pstryczek dla Legii Warszawa. Chodzi o Roberta Lewandowskiego
Dziennikarz magazynu "Four Four Two" James Kelly przypomniał znaną dobrze polskim kibicom historię "odstrzelenia" gwiazdy Bayernu Monachium, "Lewego" w Legii Warszawa. "Potrzebujesz napastnika i musisz wybrać jednego - Lewandowskiego lub Arruabarrenę. To wygląda na proste" - zaczyna swój wywód.
Kapitan naszej kadry w 2008 roku został przez "Wojskowych" skreślony i musiał poszukać sobie nowego pracodawcy. Trafił do Znicza Pruszków, gdzie na dobre rozpoczął się jego marsz na szczyt. Rok później reprezentował już barwy Lecha Poznań, a po kolejnym sezonie - Borussii Dortmund, w świecie wielkiej piłki powoli zaznaczając swoją pozycję.
To właśnie do pamiętnego rozstania z Legią wrócił w swoim materiale Kelly, szydząc z decyzji ówczesnego dyrektora sportowego klubu, Mirosława Trzeciaka. - Po tym, jak klub zakończył sezon ze sporą stratą punktową do Wisły Kraków, potrzebował napastnika który pomoże mu zniwelować różnicę. Trzeciak uznał, że to Arruabarena nim będzie. Wspominając Lewandowskiego, wypowiedział słynne słowa: "Nie potrzebujemy go, mamy Arruabarrenę".
Postawienie na Hiszpana okazało się kompletnym niewypałem. W Legii spędził on ledwie kilka miesięcy, wystąpił sześć razy i nie strzelił ani jednego gola. Jak potoczyła się kariera "Lewego" - przypominać nie trzeba.
TC