Probierz lubi szokować. 18-letni debiutant i zaciąg z USA
Michał Probierz zaczyna specjalizować się w zaskakujących powołaniach dla młodych polskich piłkarzy. Na październikowym zgrupowaniu testował Maximilliana Oyedele z Legii, na listopadowe wzywa nie tylko Antoniego Kozubala, który na nominację zasługiwał już miesiąc temu, ale również jego klubowego kolegę z Lecha Poznań, zaledwie 18-letniego Michała Gurgula. Nie ma nudy.
Pół żartem, pół serio: przy ten dynamice mieszania w reprezentacyjnym kotle wcale nie zdziwilibyśmy się, gdyby powołanie otrzymał Marcel Reguła, który właśnie w swoim drugim występie dla Zagłębia Lubin w Ekstraklasie strzelił gola przewrotką, czym ostatecznie pogrążył beznadziejny Śląsk Wrocław. Probierz odważnie stawia na nieoczywiste nazwiska, korzystając z selekcjonerskiego przywileju: prawa do wyciągania królików z kapelusza.
Polska spod znaku Lecha
Pozornie największą sensację budzić może wyróżnienie 18-letniego Michała Gurgula. Jeszcze w minionym sezonie częściej niż w Ekstraklasie grywał w drugoligowych rezerwach Lecha. Latem odważnie postawił na niego jednak Niels Frederiksen, a wychowanek Kolejorza odwdzięczył mu się dobrą postawą, która pozwoliła mu wywalczyć sobie stałe miejsce na lewej stronie defensywy - między 2. a 13. kolejką nie schodził z boiska. Dopiero w meczu z Puszczą Niepołomice, w ostatni weekend, wyleciał z boiska po czerwonej kartce już w 23. minucie spotkania, ale więcej było w tym dziwacznej decyzji niż sędziego Raczkowskiego niż realnej winy Gurgula. W kadrze, tak to trzeba interpretować, ma być zabezpieczeniem dla Jakuba Kiwiora na pozycji pół-lewego stopera w systemie z trójką obrońców.
Więcej obiecywać powinniśmy sobie po Antonim Kozubalu. Ma 20 lat i za sobą bardzo udany rok. Najpierw wydatnie przyczynił się do awansu GKS-u Katowice z I ligi do Ekstraklasy, a następnie stał się liderem środka pola Lecha Poznań i jednym z najlepszych środkowych pomocników występujących na boiskach w Polsce. Zawsze uważany był za talent, jeździł na testy do Manchesteru United i Cardiff City, w polskiej lidze zadebiutował jako 16-letni chłopaczek, nad jego talentem cmokali nie tylko trenerzy i koledzy z Kolejorza, ale też chociażby Jacek Magiera czy Goncalo Feio. Regularne laurki wystawia mu kolega z drużyny, Radosław Murawski, który już dawno twierdził, że Kozubal zasługuje na powołanie do reprezentacji.
Czy to właśnie on rozwiąże problem reprezentacji Polski z obsadą pozycji defensywnego pomocnika? Sensem zapraszania na zgrupowania postaci takich jak Kozubal czy wcześniej Oyedele nie jest raczej przekonanie, że to antidota na bieżące bolączki drużyny, tylko stopniowe przystosowywanie najzdolniejszych adeptów polskiej piłki do warunków futbolu międzynarodowego. Taki Kozubal wyróżnia się w Ekstraklasie pod względem liczby odbiorów, aktywności w pressingu, wywalczonych rzutów wolnych, nawet w kreowaniu kolegom sytuacji podbramkowych, ale wciąż ma swoje ograniczenia, naturalnie wynikające z wieku i braku doświadczenia.
Obecność Gurgula i Kozubala w reprezentacji Polski stanowi kontynuację zbierania owoców pracy wyśmienicie funkcjonującej i promującej wychowanków akademii Lecha Poznań. W kadrze już są przecież Jan Bednarek, Tymoteusz Puchacz, Jakub Kamiński i Jakub Moder. Poza tym Bartosz Mrozek, którego jeszcze jako nastolatka Kolejorz wyciągnął z Tychów. No i Robert Lewandowski, który „dzieckiem” Lecha może nie jest, ale z Poznania właśnie ruszał na podbój Europy.
Zaciąg z USA i inne pomysły Probierza
Aż czterech piłkarzy do Porto, gdzie zacznie się listopadowe zgrupowanie reprezentacji Polski, przyleci ze Stanów Zjednoczonych, gdzie MLS wchodzi w fazę rozstrzygnięć. Jest Karol Świderski. Wraca Mateusz Bogusz, który w Los Angeles FC jest gwiazdą, ale we wrześniu zawiódł. Tak samo Bartosz Slisz, który w play-off za oceanem mierzy się z Interem Miami i Leo Messim, ale do tej pory w kadrze nie mógł znaleźć sobie miejsca. No i Dominik Marczuk, którego sezon dobiegł już końca, ale przez kilka miesięcy w Ameryce radził sobie całkiem nieźle, a przynajmniej grał lepiej niż mówił po angielsku (ten ostatni koślawił niemiłosiernie).
Znów w kadrze pojawia się również Taras Romanczuk. Ostatni raz był w niej na Euro 2024. I tam, jak na 32-letniego defensywnego pomocnika w starym stylu, grającego dopiero czwarty raz w reprezentacji, bez prawie żadnego doświadczenia na międzynarodowym poziomie, z Holandią wypadł bardzo porządnie i nie miał powodów do wstydu, choć jako piłkarz z Ekstraklasy teoretycznie mógłby czuć kompleksy wobec gwiazd Oranje. Czasami wydarzenia na boisku toczyły się dla niego zbyt dynamicznie, spóźniony zostawał w tyle, rywale tak tworzyli sobie przewagę w naszym polu karnym, ale generalnie Romanczuk ciężar meczu udźwignął. W tamtym momencie wydawało się, że doszedł na swój piłkarski szczyt: mistrzostwo Polski, gol marzeń w meczu towarzyskim z Ukrainą, debiut na Euro. Jak się jednak okazuje, w zespole Biało-Czerwonych wciąż jest dla niego miejsce. I nic dziwnego, bo Jagiellonia, której jest liderem, jesienią gra kapitalnie - i w Ekstraklasie, i w Lidze Konferencji.
Inny pomysł selekcjonera to drugie podejście do powrotu Kacpra Kozłowskiego. Pracował z nim w kadrze U-21 i zachwalał, że to największy młody talent, jaki prowadził. Trochę został zawodnik Gaziantep FK zapomniany, bo nie przebił się po transferze do Brighton, ale mimo wszystko zagraniczna piłka go nie wypluła: pograł w Belgii, nie najgorsze liczby wykręcał w Holandii, aktualnie regularnie gra, strzela i asystuje w Turcji.
Przy tych wszystkich eksperymentach Michał Probierz jest również bardzo konsekwentny w niepowoływaniu dwóch postaci - Matty'ego Casha i Kamila Grabary. Piłkarz Aston Villi doznał akurat pechowej kontuzji w meczu z Tottenhamem, będzie pauzował w Lidze Mistrzów z Club Brugge i w Premier League z Liverpoolem, ale gdyby był ważnym elementem układanki reprezentacji Polski, najpewniej mógłby przylecieć do Porto. Cóż, nie jest, podobnie jak Grabara, który... po prostu Probierzowi nie pasuje, tyle.