Tylko Izba ds. Sporów batem na kluby czołgające piłkarzy
Filip Modelski, Flavio Paixao, Radosław Cierzniak, Mateusz Piątkowski, Igor Lewczuk, Michał Żyro, Ivica Vrdoljak - każdy reprezentuje inny klub, ale łączy ich jedno. Każdy z tych piłkarzy jest, bądź był poniewierany przez polskie kluby. Tylko dlatego, że zgodnie z prawem Bosmana chce zmienić pracodawcę. Nikt, nawet PZPN, nie jest w stanie nic zaradzić.
Wśród zmiękczających w ten sposób piłkarzy, którzy nie chcą wiązać przyszłości z dotychczasowym klubem są lub były: Jagiellonia, Śląsk, Wisła, Legia Warszawa.
- Do rezerw przesunął piłkarza karnie pierwszy i trzeci klub, za nimi poszły następne i tak zrobiła się norma. Patologia, której nikt nie piętnuje - alarmuje legendarny napastnik Tomasz Frankowski.
Sylwester Czereszewski takie zachowanie (akurat Wisły wobec Cierzniaka) nazwał nawet wiochą. - Prezesi tak dużo mówią o profesjonalizmie, a później wykazują jego kompletny brak - argumentuje.
Problem jest poważny i jak większość patologii bierze się z biedy. Gdyby klubu było stać na apanaże, jakich oczekują zawodnicy, kontrakty były pięcioletnie, jakie np. Wisła miała jeszcze sześć lat temu i prawo Bosmana piłkarze mogliby sobie włożyć do ... dolnej szuflady.
Rozpatrzmy przypadek Cierzniaka. Na Reymonta pojawił się awaryjnie w lipcu 2015 roku, gdy niezdolni do gry byli Michał Miśkiewicz i Michał Buchalik. Podpisał tylko roczny kontrakt, bez żadnej opcji przedłużenia, niejako wysyłając sygnał, że nie traktuje "Białej Gwiazdy" jako metę, tylko bardziej stację przesiadkową w karierze.
Błyskawicznie pan Radosław został czołowym bramkarzem ligi. Wisła powinna z nim przedłużyć kontrakt jeszcze jesienią, ale pamiętajmy o tym, że była wówczas w potężnym kryzysie finansowym. Do tego stopnia, że Komisja Licencyjna zagroziła odjęciem punktów jeszcze w tym sezonie. Nikt nie słyszał jeszcze o przelewie z Myślenic na kwotę 5 mln zł, zarząd Roberta Gaszyńskiego nie miał argumentów w negocjacjach z piłkarzami-wierzycielami klubu.
18 grudnia, po ostatnim meczu roku, bramkarz zadeklarował:
- Jak najbardziej chcę zostać w Wiśle, ale zobaczymy, jaka będzie sytuacja w klubie. Nie jest łatwo obecnie -mówił Cierzniak.
Z nowym rokiem, dzięki wspomnianemu przelewowi sytuacja się poprawiła, długi wobec piłkarzy zostały uregulowane, a jednak Cierzniak podpisał kontrakt z Legią.
Wisła czuje się oszukana faktem, że piłkarz jej nie poinformował o tym ruchu. Menedżer zawodnika podnosi, że gdy upadły negocjacje z wiceprezesem Wisły Zdzisławem Kapką o przedłużeniu umowy, Kapka miał mu zapalić zielone światło na znalezienie nowego klubu, za 200 tys. zł odstępnego. Tu pojawia się jeden mały kruczek: Kapce ani na myśl nie przyszło, że owym klubem może być Legia, do której z Wisły ot tak się nie przechodzi. Dość powiedzieć, że przez 110 lat dziejów Wisły bezpośrednio z Reymonta na Łazienkowską przenieśli się tylko dwaj ludzie: Marcin Jałocha i Marek Kusto.
Gdy właściciel Wisły Bogusław Cupiał usłyszał, że tuż po tym, jak załatał dziury budżetowe w klubie pięciomilionowym przelewem, jeden z ważniejszych piłkarzy rejteruje do największego rywala, na pewno nie był cały w skowronkach. Padła kwota za półroczne wypożyczenie - minimum milion złotych. Legia rok temu wykupiła z GKS-u Bełchatów kontrakt Arkadiusza Malarza za pół miliona zł. Pewnie teraz nie uśmiecha jej się płacić dwa razy więcej, choć bierze zawodnika na pozycję numer "jeden", a nie na ławkę rezerwowych. Z kolei Wisła nie ma żadnego interesu we wzmacnianiu Legii promocyjną sprzedażą bramkarza.
Warto zwrócić w tym sporze na głos byłej gwiazdy Wisły i reprezentacji Polski - Macieja Żurawskiego, który dziwił się, że Legia ujawniła fakt podpisania umowy z Cierzniakiem. Co by się stało, gdyby tego nie zrobiła? Piłkarz byłby filarem Wisły do końca sezonu, a później, będąc ogranym, trafiłby na Łazienkowską. I nie byłoby całego zamieszania.
Teraz wiślacy mogą postawić cenę zaporową za półroczne wypożyczenie, a trzymany w rezerwach, czyli bez kontaktu z zawodową piłką Radosław Cierzniak, może stracić wysoką formę.
W obronie przesuwanych do rezerw piłkarzy występują
Ostatni hit - Legia nie mogła się doczekać, aż Ivica Vrdoljak odzyska sprawność, więc przesunęła go do rezerw. Czasowo. Nie prościej było siąść i po ludzku rozwiązać umowę za porozumieniem stron? Z dnia na dzień Chorwat przestał być filarem i kapitanem?
Na pierwszy rzut oka PZPN i Ekstraklasa SA są bezradne, bo nie ma przepisu, który pozwoliłby piętnować, karać tego typu, niewolnicze traktowanie piłkarza. Zawodników może uratować jednak PZPN-owska Izba ds. Rozstrzygania Sporów, która sprawdza, czy były realne podstawy do przesunięcia do rezerw zawodnika. Musi mu drastycznie obniżyć się forma, by klub mógł tak zareagować. A jak się kluby wytłumaczą w sytuacjach takich jak ta Cierzniaka i F. Paixao? Obaj byli czołowymi postaciami i nagle, gdy wyszło na jaw, że związali się kontraktem z kimś innym, trafili do rezerw?
W pierwszej instancji, Izba ds. Rozstrzygania Sportów orzeka w składzie trzyosobowym: przewodniczący, bądź wiceprzewodniczący Izby, a także przedstawiciel klubu i przedstawiciel piłkarza.
Do Izby zwrócił się piętnowany przez Jagiellonię Modelski. Postępowanie jest w toku.
Przewodniczącą Izby jest Agnieszka Olesińska, a jej zastępcami: Piotr Ciszewski, Marcin Horoszewski i Dariusz Wierzchucki.
Izba jest ostatnią deską ratunku dla piłkarzy w Polsce. Później zostaje już tylko Trybunał Arbitrażowy (CAS) w Szwajcarii.
In Izba Olesińskiej we trust....
Czytaj również:
Wisła i Śląsk mogą mieć kłopoty za odsunięcie piłkarza do rezerw!
Tomasz Frankowski: Traktowanie piłkarzy w Polsce? To jakaś patologia!