Legia zbroi się kosztem największych od lat rywali. Korzysta z tego, że odskoczyła krajowej konkurencji zarówno pod względem marketingowym, jak i finansowym. Oferuje takie kontrakty, na jakie nie stać obecnie Lecha, Wisły, czy inne polskie kluby. Kontrakt na poziomie 300 tys. euro dla liderów w klubie z Łazienkowskiej nie budzi zdziwienia.Od czterech lat Wisła dochodzi do siebie po takim szastaniu pieniędzmi. W dobie rządów Roberta Maaskanta i Stana Valcksa lukratywne zarobki - na poziomie 300 tys. euro rocznie - mieli Osman Chavez i Kew Jaliens. Dzisiaj spadły kilkakrotnie."Kolejorz" wyleczył się z wysokich apanaży, płacąc późnemu Manuelowi Arboledzie pół miliona euro rocznie. Taka pensja Kolumbijczyka kłuła w oczy. "Manu" stał się intruzem w szatni, a i grał słabiej, łapały go kontuzje.- Nie chcemy robić kominów płacowych - mówią dziś sparzeni włodarze klubu z Bułgarskiej.Lech przekonuje się też, że raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Dziewięć lat temu to on przejmował Wiśle bramkarza Emiliana Dolhę, dając mu lukratywny kontrakt. Wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Dolha wrócił na Reymonta, by w jednej połowie puścić cztery bramki. To odbiło się na jego psychice, mocnym punktem "Kolejorza" już nigdy nie został, zagrał tylko 10 meczów. Puścił w nich 13 bramek. Dziś Lech jest pod wozem w transferowym starciu z Legią. W ciągu trzech lat stracił dwóch ważnych piłkarzy - najpierw Bartosza Bereszyńskiego, a teraz Hamalainena. Warszawianie grają na nosie "Kolejorzowi", łowiąc jego młokosów - bramkarza Aleksandra Wandzela (jego kontrakt z Legią wygasł już w październiku 2014 roku) i Miłosza Kozaka (19-letni ofensywny pomocnik, jest w juniorach Legii).Ostatnio Legia na rynku transferów gnębi też Wisłę. Przed zakontraktowaniem Cierzniaka przechwyciła zdolnego juniora Konrada Handzlika. Dwóch piłkarzy w jednym okienku transferowym. Dokładnie tylu dotychczas przeszło bezpośrednio z Wisły do Legii w całej, bez mała 110-letniej historii "Białej Gwiazdy" (Marcin Jałocha i Marek Kusto).- Handzlika szkoda, bo chłopak "ma papiery" na granie. Miał szesnaście lat, gdy brałem go na treningi pierwszego zespołu. Takich perełek nie wolno się pozbywać zanim się ich nie oszlifuje - uważa Franz Smuda, były trener Wisły.Odejście nieopierzonego młokosa kibice Wisły przeboleli. Gorzej z Cierzniakiem, który jeszcze 18 grudnia zapewniał nas, że chce zostać w Krakowie.Na pytanie o to, odpowiedział: - Jak najbardziej chcę zostać w Wiśle, ale zobaczymy, jaka będzie sytuacja w klubie. Nie jest łatwo obecnie. Myślę, że rozmowy będą trwać i się wszystko wyjaśni - zapewniał Cierzniak. Od czego uzależnia pan pozostanie w klubie? - Od ogólnej sytuacji. O tych sprawach będzie już rozmawiał mój agent. Może pan zadeklarować, że na pewno będzie wiosną grał w Wiśle? - Trudno mi powiedzieć. Na chwilę obecną może jest coś na rzeczy. Ja się tym nie zajmuję, wszystkie pytania należy kierować do mojego agenta. Czytaj dalej!