Partner merytoryczny: Eleven Sports

To bardzo ważna zmiana w obecnym Lechu Poznań. Wcześniej był problem

Wisła Płock przystąpiła w piątek do meczu z Lechem Poznań jako zespół niżej notowany i z serią sześciu kolejnych porażek na wyjeździe. Jeszcze kilka miesięcy temu powiedzielibyśmy, że to idealny kandydat na ogranie Lecha. Teraz już jest jednak inaczej, bo Lech stał się zespołem obliczalnym.

Maciej Skorża: W drugiej połowie wszystko uporządkowaliśmy. WIDEO/INTERIA.TV/INTERIA.TV

Nieobliczalność Kolejorza była dotąd nieznośne, bowiem oznaczała po prostu, że Lech jest zespołem paradoksalnym. Nie tylko był w stanie przegrać z każdym i w każdych okolicznościach, ale na dodatek wpadki zaliczał właśnie w takich sytuacjach jak ta. A zatem w okolicznościach, gdy jest zdecydowanym faworytem i wszystko za nim przemawia.

Ten paradoks był dość łatwy do wyjaśnienia. Po prostu graczom Lecha nie wystarczało odporności psychicznej, szwankowała mentalność, pogrążali się w zdenerwowaniu i na ich mecze nie dojeżdżały głowy. Sam trener Maciej Skorża wspominał o tym, że jego piłkarze cierpieli na syndrom "i tak nic nam się nie uda". Od miesięcy nie mieli komfortu psychicznego, od miesięcy czuli, że zawiedli i nie byli w stanie wyrwać się z błędnego koła samonapędzających się przepowiedni.

CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań niepokonany w swej twierdzy. 4-1 z Wisłą Płock

Słowem, takie starcie jak piątkowe z Wisłą Płock było idealne na wpadkę. Przyjeżdżał zespół niżej notowany, poważnie osłabiony i bez pojęcia o tym, jak wygrywać na wyjeździe. Kilka miesięcy temu uraz, jakiego nabawił się przed meczem lider płocczan Dominik Furman byłby tylko dodatkowym argumentem przemawiającym za... wpadką Lecha.

Lech - Wisła Płock. Dla kogo doping w Poznaniu?

Trenerowi Maciejowi Bartoszkowi wyrwało się przed kamerami Canal+, iż liczy na to, że doping uskrzydli jego piłkarzy. - Doping dla Lecha? - zdziwił się dziennikarz. - W ogóle otoczka meczu - uściślił trener Wisły Płock.

Niewątpliwie miał na myśli to, co wyprawiało się przy Bułgarskiej we wcześniejszych miesiącach, gdy oczekiwania bardzo licznej widowni nie budowały piłkarzy, ale pętały im nogi. Liczył na kapitulację Kolejorza wobec presji, zainteresowania, na pęknięcie napompowanego balonika.

Nie tym razem jednak. Dzisiaj nie ma o tym mowy, a Lech miał już kilka meczów na swoim stadionie czy tez przeciwko słabszym rywalom, w których udowodnił, że wiele się zmieniło. Poznaniacy nie ulegają już presji, nie miekną, nie grzebią wszystkiego w obliczu meczu, który Maciej Skorża i Rafał Janas nazwali przed pojedynkiem "zdradziecką pułapką".

Oni nie mieli akurat na myśli tego, że Kolejorz nie udźwignie odpowiedzialności w starciu, w którym zyskać można mniej niż stracić - poznaniacy dostarczyli także im argumentów, że udźwigną. Wypowiadali się w sprawie taktyki Wisły Płock, która nie zamierzała wydać lechitom otwartej bitwy. A Lech dopiero teraz intensywnie trenuje atak pozycyjny z takimi rywalami, którzy nadchodzą. Trener Skorża mówił o tym, że to jest obecnie główny temat zajęć.

Lech jeszcze kilka lat czy nawet kilka miesięcy temu takie mecze marnował, tracił punkty, potykał się. Rok temu mimo doskonałej postawy w europejskich pucharach, na które się nakręcał, z Wisłą Płock tylko zremisował 2-2. Teraz do przerwy pojawiło się ryzyko powtórki, gdy mieliśmy także remis 1-1.

Wówczas górę wzięła dojrzałość psychiczna drużyny Macieja Skorży, zbudowana ostatnimi zwycięstwami z Wisłą Kraków, Śląskiem Wrocław czy Legią Warszawa. Dzięki niej Kolejorz jest w stanie pokazać wyższość piłkarską, którą nad zespołami takimi jak Wisła Płock ma bezdyskusyjnie i miał też w poprzednich latach. Tyle razy jednak nie był w stanie się do niej odwołać i tyle tracił.

Piłkarze Lecha Poznań w meczu z Wisłą Płock/ Jakub Kaczmarczyk /PAP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem