Michalski: Mam nadzieję, że Legia przerwie klątwę
Radosław Michalski występował w Lidze Mistrzów zarówno w Legii Warszawa jak i Widzewie Łódź. - Od tego czasu minęło prawie 17 lat. Nie ukrywam, że stęskniłem się za udziałem polskiego zespołu w tych rozgrywkach - zaznaczył były reprezentant Polski. Dziś o godz. 20.45 Legia gra na wyjeździe ze Steauą Bukareszt w pierwszym starciu o Ligę Mistrzów.
Mecze eliminacji LM pokaże platforma nc+, a Legię także TVP.
- Czasami żartuję, że podobnie jak Janek Tomaszewski opowiada o Wembley, tak ja niedługo będę wspominał występy polskich zespołów w Lidze Mistrzów. To jednak jest śmiech przez łzy. Kiedy w sezonie 1996/97 odpadliśmy w Widzewem w fazie grupowej Ligi Mistrzów w życiu nie przypuszczałem, że tak długo przyjdzie nam czekać na udział polskiego zespołu w tych rozgrywkach. Mam nadzieję, że Legia przerwie tę klątwę, bo tak chyba można już określić niemoc naszych drużyn - powiedział Michalski.
28-krotny reprezentant Polski uważa, że w fazie grupowej LM występowało wiele słabszych drużyn od mistrzów Polski.
- Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć dlaczego w Lidze Mistrzów grały biedniejsze ekipy ze Słowacji, Czech czy Białorusi, a w tym gronie nie było polskich zespołów. Przecież pod względem budżetów, czy też posiadanych stadionów jesteśmy lepsi od wielu zagranicznych klubów, niemniej tej przewagi nie potrafimy udokumentować na boisku. We wcześniejszych eliminacjach rywale znajdowali się generalnie w naszym zasięgu, jednak to oni zawsze byli górą. Ostatnio Michel Platini starał się pomóc słabszym ligom, takim jak polska, ustanawiając tzw. ścieżkę mistrzowską, ale tego również nie zdołaliśmy wykorzystać - zauważył.
Prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej pamięta jednak udane występy polskich zespołów w europejskich pucharach.
- I wcale daleko nie trzeba sięgać pamięcią. Za sprawą Lecha Poznań byliśmy w sezonie 2010/2011 świadkami znakomitych i pasjonujących widowisk w Lidze Europejskiej z Manchesterem City, Juventusem Turyn i FC Salzburg. Wcześniej sporych emocji dostarczyli nam piłkarze Wisły Kraków i Groclinu Grodzisk Wielkopolski, a ostatnio także Śląska Wrocław, którzy wyeliminowali FC Brugge. Pewna niemoc dotyka nas tylko w Lidze Mistrzów - przypomniał.
W ostatniej, czwartej rundzie eliminacji LM Legia zmierzy się ze Steauą Bukareszt. Pierwszy mecz - w środę w stolicy Rumunii, natomiast rewanż wtorek 27 sierpnia.
- Szanse obu drużyn oceniam 50 na 50. Legia musi się jednak wnieść na wyżyny i zagrać 100 procent lepiej niż w meczach z Molde, bo z dyspozycją, jaką zaprezentowali w konfrontacji z norweskim zespołem, o awansie mogą zapomnieć. Steaua to jednak pewna marka i jej zawodnicy poniżej pewnego poziomu raczej nie zejdą - ocenił.
Według Michalskiego mistrzowie Polski grają w tym sezonie poniżej oczekiwań i nawet w wysoko wygranych ligowych konfrontacjach ich dyspozycja pozostawia sporo do życzenia.
- Zastanawia mnie to, że w tych spotkaniach zawsze najlepszym zawodnikiem Legii jest bramkarz Duszan Kuciak. Coś tu jest zatem nie tak. Owszem, trener Jan Urban dysponuje szerokim składem, dzięki czemu może rotować zawodnikami, niemniej moim zdaniem najsłabszym ogniwem tej ekipy jest środek obrony - przyznał.
Były uczestnik Ligi Mistrzów w barwach Legii i Widzewa (podobnym osiągnięciem może się jeszcze pochwalić bramkarz Maciej Szczęsny) miał już okazję rywalizować ze Steauą.
- To było za czasów Widzewa, czyli w ostatniej edycji polskiego zespołu w LM. W pierwszym meczu byliśmy osłabieni i doznaliśmy porażki na wyjeździe 0-1, ale w rewanżu wygraliśmy 2-0. I to był dla gości najniższy wymiar kary. Z tytułu gry przeciwko temu zespołowi nie uważam się jednak za eksperta w zakresie rumuńskiego futbolu. Dawno nie widziałem Steauy w akcji, zatem nie potrafię podać konkretnych wskazówek jak tę drużynę pokonać. Warszawianie muszą się jednak spodziewać dwóch rzeczy. Rumuńscy piłkarze są nieźle wyszkoleni technicznie, co nie przeszkadza im grać ostro i zdecydowanie. Mam nadzieję, że Legia powtórzy wyniki Widzewa, a to oznacza wymarzony awans polskiego zespołu do fazy grupowej Ligi Mistrzów - podsumował Radosław Michalski.