Lechia Gdańsk. Żarko Udoviczić: Byłem pewny wygranej
Pierwszy sezon Żarka Udoviczicia w Lechii Gdańsk to był prawdziwy rollercoaster. Idealnym podsumowaniem tych szalonych rozgrywek był finał Pucharu Polski, w którym sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie.
Maciej Słomiński, Interia: Kilkadziesiąt godzin minęło od zakończenia najbardziej dramatycznego finału Pucharu Polski ostatnich lat. Pana drużyna Lechia Gdańsk przegrała z Cracovią po dogrywce 2-3.
Żarko Udoviczić, piłkarz Lechii Gdańsk: - Niewiele spałem od zakończenia tego spotkania. Wciąż o nim myślę. Meczów finałowych nie grasz codziennie, a szczególnie tak dramatycznych. Tak niewiele zabrakło nam do wygranej. Wielka szkoda.
W tym spotkaniu początkowo grał pan na lewej pomocy, potem po kontuzji Rafała Pietrzaka, na lewej obronie. Na której z tych pozycji czuje się pan lepiej?
- Nie jest wielką tajemnicą, że lepiej czuję się w grze ofensywnej. To jest mój atut, że mogę występować w dwóch formacjach, co daje trenerowi więcej opcji. Od kiedy graliśmy w dziesięciu, Cracovia nacierała coraz mocniej, było coraz więcej groźnych dośrodkowań i sytuacji. Bardzo ciężki mecz, szczególnie dla obrońców. Zdaję sobie sprawę, że przy bramce na 1-1 mogłem zachować się lepiej. No cóż, gdyby nie było błędów, nie byłoby bramek w futbolu.
Po meczu mówił pan, że gdyby doszło do serii rzutów karnych bylibyście w nich górą.
- Wciąż to podtrzymuję. Jestem pewien, że wygralibyśmy serię "jedenastek". W przerwie po pierwszej dogrywce krzyczałem do kolegów: "panowie wytrzymajmy kwadrans, a puchar będzie nasz!".
Skąd taka pewność?
- Wierzyłem w naszego bramkarza Zlatana Alomerovicia. Wszyscy widzieli, co zrobił w półfinale w Poznaniu. To było fenomenalne. Ja niestety jego popis widziałem jedynie w telewizji.
Dopiero w przedostatnim meczu ligowym z Legią Warszawa pojawił się pan na ławce. Potem pierwszy skład ze Śląskiem Wrocław i ponownie cały mecz w najważniejszym meczu sezonu, finale Pucharu Polski. Długo był pan na bocznym torze, pojawiło się zwątpienie?
- Nie. Cały czas robiłem swoje, trenowałem z uśmiechem na ustach. Wiedziałem, że mój czas nadejdzie. I nadszedł. Lepiej późno niż wcale.
Ten sezon był dla pana prawdziwą huśtawką. Świetny początek w Superpucharze Polski, potem czerwona kartka w pierwszym meczu ligowym, debiutancka bramka dla Lechii, kolejna "czerwień". A to tylko runda jesienna. Potem wciąż działo się dużo rzeczy dobrych i złych.
- Taki sezon, jaki miałem, nie powtórzy się nikomu nawet za milion lat. Następny musi być lepszy, limit pecha już wyczerpałem.
Zimą media pisały o zawale serca podczas zimowego zgrupowania w Beleku.
- To nie był zawał, a infekcja mięśnia sercowego. Musiałem przez to odpoczywać przez półtora miesiąca i potem zaczynać przygotowania właściwie od początku.
Na jednej z konferencji prasowych trener Piotr Stokowiec po pana występach wokalnych mówił o przesunięciu do sekcji chóru.
- To był mój błąd, że wstawiłem ten film do sieci. Nie piłem wtedy żadnego alkoholu, nie mogłem, byłem świeżo po odstawieniu antybiotyków. Paradoksalnie pomogła mi przerwa spowodowana przez pandemię. Dzięki niej miałem więcej czasu, by dojść do formy.
Dwie czerwone kartki mogą świadczyć, że jest pan brutalem.
- Każdy, kto mnie zna, wie, jaki jestem. W tych meczach, gdy wyrzucono mnie z boiska, nie zbliżyłem się nawet do żółtej kartki, a tu nagle czerwone. Tak samo było w dwóch ostatnich meczach sezonu, na które wróciłem. Byłem czysty jak łza. Jedyna żółta kartka w tym sezonie to mój debiut w Lechii w meczu o Superpuchar z Piastem w Gliwicach.
Rzekomy zawał i przerwa w grze to zapewne najgorszy moment tych rozgrywek. A najlepszy?
- Było sporo dobrych chwil. Trofeum w pierwszym meczu. Gol dla Lechii w lidze w Gliwicach, zwycięstwo na wyjeździe z Legią, u siebie z Lechem, pucharowe spotkania z Broendby. Wierzę, że najlepszy czas w Lechii nastąpi w kolejnym sezonie.
Cel na kolejne rozgrywki?
- Nie będę mówił o liczbach, na to jest za wcześnie. Chcę, żeby kolejny sezon był dla mnie lepszy od tego zakończonego.
Gdzie pan spędza urlop?
- W Chorwacji, na plaży.
Serb w Chorwacji? Odważnie!
- Nie patrzę na to, co było. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Na wszelki wypadek mam ochronę w postaci "Generała" Maria Maloczy. A gdyby to nie pomogło, zawsze mogę udawać Polaka. Pełno ich tu gdzie jestem.
Po odejściu Filipa Mladenovicia bałkańska mafia nad Morzem Bałtyckim uległa osłabieniu. "Generał" wciąż jest i rządzi, ale kto po odejściu "Mladena" zostanie jej szefem?
- Drugiego takiego jak Filip nie będzie. To pewne. Był szefem, ale też w żółtych kartkach. Za to ja byłem szefem od kartek czerwonych. To się zmieni w kolejnych rozgrywkach.
W finale Pucharu Polski zaliczył pan asystę przy bramce Omrana Haydary’ego. To było podanie zupełnie w stylu Mladenovicia.
- Jak mówiłem, drugiego takiego nie będzie. Życzymy mu powodzenia w Warszawie, a ja się będę starał, żeby za rok mówiono, że to "Mladen" podaje w stylu Żarka Udovicicia.
Rozmawiał Maciej Słomiński
Więcej na ten temat
PKO Ekstraklasa 07.12.2024 | Lechia Gdańsk | 1 - 0 | Śląsk Wrocław | |
PKO Ekstraklasa 01.02.202514:45 | Motor Lublin | - | Lechia Gdańsk |