Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lech Poznań dostał kilka ważnych szpilek. Podsumował go Nenad Bjelica

Gdy chorwacki trener Nenad Bjelica mówił takie rzeczy podczas pracy w Lechu Poznań albo tuż po niej, można by powiedzieć, że to kwestia jego frustracji i rozczarowania. Po latach jednak Chorwat stawia diagnozę, która wciąż wydaje się aktualna - cele, jakie przyświecają Lechowi Poznań są sprzeczne, w związku z czym jeden wypiera drugi.

Nenad Bjelica po meczu Lech - Jagiellonia 0-2. Wideo/Andrzej Grupa/INTERIA.TV

Nenad Bjelica diagnozuje Lecha Poznań

Tym samym Nenad Bjelica powrócił do swoich dawnych wypowiedzi na temat Lecha, w których sporo mówił o tym, jak klub z Poznania jest postrzegany, traktowany i jakie ma ambicje. Jego zdaniem, zabijają go nadmierne emocje, które jednocześnie stanowią o jego popularności. Ani niewyobrażalna euforia po sukcesach, ani ogromna rozpacz po porażkach (podawał przykład finału Pucharu Polski z Arką Gdynia w 2017 roku) nie powinny ich uzasadniać. - Oczekiwania wobec Lecha są maksymalne i ja to muszę zaakceptować. Popieram. Jednakże abyśmy mogli te oczekiwania spełnić i odnosić sukcesy, wszyscy w Poznaniu muszą być troszkę bardziej razem. Finansowa różnica między nami a naszym największym rywalem, Legią Warszawa, jest ogromna - uważał przed laty, kierując te słowa zwłaszcza do mediów i kibiców. 

Dodawał, że krytyka Lecha jest bezrefleksyjna, bez wnikania w powody porażek.

CZYTAJ TAKŻE: Czy Nenad Bjelica byłby dobrym selekcjonerem Polski?

W rozmowie z chorwackim serwisem Nenad Bjelica te powody dostrzega - to ogromna dysproporcja między dwoma celami, stawianymi sobie przez klub. Z jednej strony - sukces sportowy, czyli zdobywanie trofeów, a z drugiej - stawianie i promocja młodych graczy. Trener Bjelica wyraźnie daje do zrozumienia, że obu tych celów nie da się z sobą pogodzić, a Kolejorz mylnie zakłada, że to możliwe. Jeżeli chce się realnie, a nie tylko ewentualnie sięgać po tytuły, nie można zmierzać do tego celu z zawodnikami niedoświadczonymi, niesprawdzonymi, o nieodpowiednich (jeszcze) umiejętnościach. Chorwat postawił Lechowi istotny zarzut, że promocja młodych odbywa się kosztem sukcesów sportowych, bynajmniej nie stanowi ich fundamentu.

Inaczej mówiąc, trener Dariusz Żuraw dostał sprzeczne zadania i potrafił się wywiązać tylko z jednego z nich. Promocja młodzieży to finansowa przyszłość klubu, podstawa jego bytu. Lech dobrze wie, w jakiej znalazł się sytuacji, gdy między transferem Jana Bednarka w czerwcu 2017 roku a odejściem Jakuba Modera w październiku 2020 roku żadnego wychowanka nie sprzedał. 

Lech Poznań i jego sprzeczne z sobą cele

Sprzedaż młodych graczy to fundament, bez którego Lech obejść się nie może. Tymczasem bez tytułów dotąd się obchodzi. Wystarczy, że awansuje (nawet nie corocznie, choć najlepiej by było) do europejskich pucharów. A zatem samo mistrzostwo, samo wzniesienie trofeum nie jest niezbędne do jego funkcjonowania w obszarze przedsiębiorstwa. 

I tu mamy gigantyczny rozdźwięk i coraz większą rozpadlinę między klubem a jego kibicami, dla których - co zrozumiałe - sukces sportowy to cel nadrzędny. Głód tego sukcesu nie został zaspokojony od sześciu lat, więc sytuacja stała się napięta. Stąd ruch Lecha w stronę Macieja Skorży - on przyniósł trofeum po latach posuchy w 2015 roku, niechaj więc zrobi to ponownie. A wtedy zapanuje spokój.

Pozornie. Problem bowiem pozostanie, a jest nim labilność funkcjonowania Lecha rozpiętego między dwoma niespójnymi z sobą celami. Aby mógł zyskać rzeczywisty spokój na długi czas, potrzebuje regularnych sukcesów sportowych. Nie jednorazowych, raz na pięć lat - chociaż jak widać nawet o tym nie ma ostatnio mowy. A aby osiągnąć sukces, musi na niego postawić i to mocno. Aby zaś na niego postawić, musi to zrobić kosztem ostatniej, zachowawczej polityki. 

- Za szybko osiągamy stany skrajne, zdecydowanie za szybko. Nie jestem przekonany, czy to dobrze dla Lecha i jego przyszłości - mówił Nenad Bjelica, jednakże brak spokoju jest jedynym sposobem na to, aby Lecha przymusić do sięgania po trofea, bez których on może żyć i istnieć. Kibice nie.

Trener Lecha Poznań Nenad Bjelica w maju 2018 roku/ Adam Jastrzebowski/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem