Partner merytoryczny: Eleven Sports

Krzysztof Kapuściński: Dla mnie są gladiatorami, wyśmienitą drużyną

Mimo porażki 1-5 (po dogrywce) z Lechem Poznań trener Błękitnych Stargard Krzysztof Kapuściński z trudem znajdował słowa, by odpowiednio pochwalić swój zespół. – Myślę, że gdyby mecz toczył się jedenastu na jedenastu, to w finale zagraliby Błękitni – dodał.

Trener Błękitnych Stargard Szczeciński Krzysztof Kapuściński
Trener Błękitnych Stargard Szczeciński Krzysztof Kapuściński/Fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP

Rewelacyjny drugoligowiec dotarł do półfinału Pucharu Polski i dopiero tutaj odpadł z rywalizacji - przegrał dwumecz z Lechem Poznań 4-6, ale po dogrywce. Goście ze Stargardu wygrali pierwsze spotkanie3-1, a w drugim prowadzili po 20 minutach 1-0.

- Mecz ułożył się tak, jak sobie wymarzyliśmy i zaplanowaliśmy. Udało nam się przetrwać pierwsze minuty, a później strzelić bramkę. Nie chcę się odnosić do decyzji sędziego, bo nie jestem osobą kompetentną, a dodatkowo są jeszcze emocje, ale gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu, to w finale byliby Błękitni - mówił po spotkaniu trener Kapuściński. Zapewnia przy tym, że nie podłamał się nawet po trzecim golu dla "Kolejorza", który oznaczał co najmniej dogrywkę. - Wierzyłem do końca w tych wspaniałych ludzi. Dla mnie są gladiatorami, drużyną wyśmienitą. Jestem dumny, że mogę pracować z tak fajnymi ludźmi. Pomyślałem wówczas, że to jeszcze nie jest koniec, liczyłem na trochę mniejszą koncentrację w Lechu i że wtedy uda nam się zadać decydujący cios. Cały czas tliła się nadzieja - opowiada trener drugoligowca.

- W przerwie w szatni zastałem zespół, w który wkradło się załamanie po czerwonej kartce i dwóch straconych golach. Myśleli, że może jednak się nie uda, że będzie ciężko. Zdołałem ich odbudować, mówiłem że nadal to my jesteśmy w finale. Widziałem wiarę i szkoda, że musieliśmy sobie radzić w osłabieniu - żałował Kapuściński, który kilka razy powtarzał słowo "osłabienie". Jego zdaniem Lech był zespołem lepszym, wygrał zasłużenie, bo potrafił narzucić swoje warunki gry. - My zrealizowaliśmy swój plan, strzeliliśmy gola, ale nie udało się utrzymać korzystnego wyniku. Dla mnie to i tak drużyna bohaterów, która z podniesioną głową może wracać do Stargardu. Byliśmy od dawna skazywani na pożarcie, a walczyliśmy, bo to kochamy. Robimy to wszystko z miłości do piłki. Mam nadzieję, że już wkrótce kilku z tych chłopców będzie grało w Ekstraklasie - mówi szkoleniowiec drugoligowca.

Trener Lecha Maciej Skorża przyznał, że bardzo ważne były dwie bramki strzelone przez jego drużynę jeszcze przed przerwą. - Nie dość, że byliśmy w trudnej sytuacji, to przez straconą bramkę jeszcze bardziej ją sobie skomplikowaliśmy. Te dwa gole przed przerwą poprawiły nastroje. W drugiej połowie były momenty  lepsze i bardziej chaotyczne, ale najważniejsze, że udało się strzelić trzecią bramkę. Graliśmy bardzo nerwowo, ale potrafię to zrozumieć, bo wiem, co ta drużyna przeżywała w ostatnich dniach. W dogrywce rywal opadł już z sił i mieliśmy ułatwione zadanie - ocenił Skorża, który chwalił też rywali. - To zespół nieobliczalny, pogratulowałem im, że zmusili nas do maksymalnego wysiłku. Życzę im jak najlepiej - dodał Skorża i przypomniał, że w środę w ćwierćfinale Pucharu Niemiec trzecia w Bundeslidze Borussia Moenchegladbach przegrała z występującą dwie klasy niżej Arminią Bielefeld. - To specyfika pucharów i tym bardziej się cieszę, że mój zespół stanął na wysokości zadania - dodał.

W niedzielę poznaniacy zagrają na Inea Stadionie z Koroną Kielce. Skorża nie potrafił powiedzieć, kto będzie zdolny do gry. - Mamy za sobą bitwę, w aspekcie fizycznym. Patrząc, jaka była kolejka do lekarza, to muszę poczekać do piątku z określeniem zdolności. Liczę na naszą szeroką kadrę - mówił trener Lecha. Przerwa czeka prawdopodobnie Szymona Pawłowskiego, który po kopnięciu Macieja Liśkiewicza miał mocno rozciętą skórę na czole.

Autor: Andrzej Grupa

Lech po dogrywce awansował do finału PP. Galeria

Zobacz galerię
+2

Lech Poznań - Błękitni Stargard Szczeciński 5-1. Galeria

Zobacz galerię
+2


INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem