Korona Kielce. Ryszard Tarasiewicz: Zagranica to opcja. Korona? Został sentyment
- Miałem zapytania z drugiej ligi francuskiej i ligi szwajcarskiej. Nie żałuję pracy w Kielcach, bo projekt był ambitny, a piłkarze pokazali, że swoją robotę traktują poważnie - powiedział w rozmowie z Interią trener Ryszard Tarasiewicz, który 10 czerwca odszedł z Korony.
Interia: Gdzie w przyszłym sezonie będzie pracował Ryszard Tarasiewicz?
Ryszard Tarasiewicz: - Były zapytania z drugiej ligi francuskiej i ligi szwajcarskiej. Nie mogę ujawnić nazw zainteresowanych klubów, bo nie byłoby to wobec nich w porządku. Do całego tematu podchodzę jednak bardzo spokojnie. Jeśli np. pojawiłaby się oferta z Ekstraklasy, to na pewno nie czekałbym na odpowiedź ze strony klubów zagranicznych.
A jakaś oferta z Polski się pojawiła?
- Na razie nie, ale nie jest tak, że patrzę nerwowo na telefon i liczę na to, że ktoś będzie zainteresowany Tarasiewiczem. Podobnie było rok temu, kiedy media dużo pisały o ofercie z Valenciennes, ale znacznie bardziej konkretni byli działacze Korony Kielce.
No właśnie, nie żałuje pan tej Korony? Plany były chyba inne...
- Absolutnie nie żałuję. Projekt w Kielcach był ambitny i uważam, że podjąłem dobrą decyzję podpisując kontrakt z Koroną. Byliśmy najubożsi jeżeli chodzi o kadrę i finanse, a jednak pokazaliśmy walkę i determinację. Awans do grupy mistrzowskiej był blisko.
Z Kielcami - oprócz pana - pożegnało się także siedmiu zawodników pierwszego składu. W przyszłym sezonie Koronę czeka walka o utrzymanie?
- Wszystko zależy od sytuacji finansowej w klubie i tego, jacy zawodnicy przyjdą zastąpić tych, którzy odeszli. Nie wiem, jakie plany będą mieli działacze na kolejne rozgrywki. Trudno powiedzieć, czy celem będzie utrzymanie, czy walka o wyższe miejsca.
Bądźmy szczerzy. O coś więcej niż w ostatnim sezonie Koronie będzie bardzo trudno...
- Zatrzymanie trzonu zawodników z ubiegłego sezonu i dokooptowanie do nich kilku nowych piłkarzy pozwoliłoby Koronie grać o wyższy cel niż tylko o utrzymanie. Wiadomo jednak, że to się nie zdarzy, bo zbyt wielu ważnych zawodników odchodzi. A szkoda, bo Korona ma dobrą infrastrukturę, oddanych kibiców i warto to wykorzystać.
Czas spędzony w Kielcach będzie pan wspominał z sentymentem?
- Oczywiście. Zawodnicy pokazywali pełen profesjonalizm. Wielu z nich kończyły się kontrakty, nic nie musieli udowadniać, bo przecież markę mieli wyrobioną. A jednak w ostatnich miesiącach grali na całego i kładli na szalę swoje zdrowie. Grali walecznie i ambitnie, a przecież było ryzyko, że odniosą kontuzję i będą mieli problem ze znalezieniem nowego klubu.
Wspomniał pan, że sytuacja finansowa Korony była ciężka. W jaki sposób mobilizował pan piłkarzy?
- Mówiłem zawodnikom: walczmy na całego w każdym meczu, abyśmy na koniec mogli stanąć przed sobą, popatrzeć sobie w oczy i podać ręce. Tak też się stało, bo widziałem u nich wielką determinację. Dlatego należą im się wielkie słowa uznania. Piłkarze pokazali, że traktują swoją robotę bardzo poważnie.
Zawisza Bydgoszcz, czyli klub, który najpierw wprowadził pan do Ekstraklasy, a rok temu poprowadził do triumfu w Pucharze Polski, spadł do 1. ligi. Dlaczego tak się stało?
- Zawisza w rundzie jesiennej narobił sobie za dużo strat punktowych. Niezła gra na wiosnę i reforma, w wyniku której podzielono punkty, pozwoliła bydgoskiej drużynie marzyć o utrzymaniu, ale skończyło się to wszystko nie po myśli zawodników i właściciela, pana Radosława Osucha. Szkoda.
Śląsk Wrocław, w którym spędził pan najlepsze lata kariery, trochę niespodziewanie ma szansę powalczyć o Ligę Europejską. Czy ten zespół ma szansę na fazę grupową?
- Bardzo trudno mi mówić o tym zespole, bo wiele zmieniło się w Śląsku odkąd zakończyłem swoją pracę z tą drużyną. Nie miałem czasu patrzeć z bliska na to, co dzieje się we Wrocławiu, bo w Koronie mieliśmy swoje problemy.
Swoje problemy miała w tym roku także Legia Warszawa. Rozczarowała pana postawa tego zespołu?
- Kadrowo Legia była uzbrojona lepiej od Lecha i "na logikę" to ona powinna zdobyć mistrzostwo. Myślę, że ten sezon to nauka dla trenera Berga i właścicieli klubu. Wiedzą już, gdzie zostały popełnione błędy i ich nie powtórzą. W kolejnych rozgrywkach pewnie nie dopuszczą już do tego, by mistrzostwo wypuścić z rąk na ostatniej prostej.
Wymarzonego "majstra" zdobył tymczasem Lech Poznań. "Kolejorz" ma szansę osiągnąć coś w europejskich pucharach?
- Lech to rozsądnie prowadzony zespół, który z głową wydaje pieniądze. Jeżeli te pieniądze zostaną ulokowane w zawodnikach dobrej jakości, to "Kolejorz" może śmiało powalczyć o fazę grupową Ligi Mistrzów.
Rozmawiał Bartosz Barnaś