- Jestem w kontakcie z prezesami, z dyrektorem sportowym i oni wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Nie rozważam dymisji, a jak będą jakieś decyzje, to będą. Ja nie mam zamiaru się poddawać - mówił po porażce z Rakowem Częstochowa w Pucharze Polski trener Lecha Dariusz Żuraw. Klub też nie chce pozbawić szkoleniowca posady w tym momencie (podkreślmy: tu i teraz), co wielu kibicom się nie spodoba. Ale Lech Poznań sam tak naprawdę ograniczył sobie pole manewru. Zaryzykował, nie zmienił trenera zimą. Liczył, że zespół "odpali". Nie odpalił (jak kiedyś Jan Zapotoka w którego sprawie dzwoniono do wróżbity). Zakładamy, że skoro Lech Poznań nie chce teraz zatrudnić nowego szkoleniowca, to dlatego, że najlepsi kandydaci do końca tego sezonu są związani z innym pracodawcą. "Nowe" przy Bułgarskiej ma nadejść 1 lipca. Dla obecnej sytuacji to założenie ma spore znaczenie. Pozwala na kilka rozwiązań - w większości złych. Scenariusz 1: Lech Poznań zostawia trenera Dariusza Żurawia do końca sezonu Dariusz Żuraw pozostanie trenerem Lecha Poznań mimo porażki z Rakowem - zdecydował klub. I pozostanie nim do końca sezonu. Inaczej może się stać chyba tylko w sytuacji całkowitego i ostatecznego rozkładu drużyny, z serią porażek na czele. Władze klubu pewnie nie chcą sobie robić z gęby cholewy, bo zapewniały przecież, że szkoleniowiec zostanie do końca sezonu. Może nawet uważają, że brak gwałtownych ruchów da choć jakąś stabilizację. Jednak bez względu na to, czy Lech jakimś cudem doczłapie się do czwartego miejsca (które może nawet dać europejskie puchary), czy będzie tkwił w przeciętności i środku tabeli, wobec prawdopodobnej zmiany trenera latem, te cztery ostatnie miesiące z Dariuszem Żurawiem będą tak naprawdę czasem straconym. Trudno myśleć o tej dalszej współpracy w kontekście rozwoju całego zespołu i poszczególnych piłkarzy. Tu już brakuje pewnie nie tyle chemii, co wiary w szkoleniowca ze strony drużyny. Świadczą o tym m.in. słowa Tymoteusza Puchacza, ważnego piłkarza Lecha, który przed kamerami mówi o wyższości taktycznej rywala. Scenariusz 2: Lech Poznań bierze trenera tymczasowego Już to przerabialiśmy: Dariusz Żuraw był przecież takim trenerem tymczasowym po Adamie Nawałce. W oczekiwaniu na Macieja Skorżę, szkoleniowcem na chwilę został Krzysztof Chrobak. Mieliśmy też, po Nenadzie Bjelicy, trio Rafał Ulatowski - Jarosław Araszkiewicz - Tomasz Rząsa. Może nawet i Lech miał ochotę na skorzystanie z tej tymczasowej opcji, ale - poruszając się w obrębie wymienionych nazwisk - to mogłoby zostać odebrane przez kibiców jeszcze gorzej niż pozostawienie Dariusza Żurawia. Poza tym, tu chyba tym bardziej byłoby trudno mówić o rozwoju zespołu przez cztery pozostałe miesiące. Ciekawy pomysł na Twitterze podsunął jeden z kibiców: Dariusz Skrzypczak, człowiek o podejściu zupełnie innym niż Dariusz Żuraw, byłby dobrym kandydatem na trenera tymczasowego. To jednak wydaje się nierealne, bo klub postawił na Żurawia właśnie kosztem współpracy ze Skrzypczakiem jako asystentem. Alternatywa ciekawa, ale w tym momencie nierealna. Scenariusz 3: Lech Poznań z forpocztą trenera od nowego sezonu Jeśli Lech Poznań ma już dogranego trenera od 1 lipca, mógłby sięgnąć po człowieka z nim związanego. On przez te cztery miesiące już mógłby wprowadzać zmiany i wylewać fundament pod pracę nowego trenera. To wyjście zapewniające choć cień rozwoju. Niestety - logistycznie najtrudniejsze. Współpracownik nowego trenera musiałby albo zostać puszczony przez obecnego pracodawcę, albo być bezrobotny. W przypadku fachowców o to trudno. Co ciekawe, Lech już kiedyś tak zrobił. Gdy Świt Nowy Dwór nie chciał puścić Czecha Libora Pali, Kolejorz w oczekiwaniu na niego zatrudnił jego rodaka i współpracownika, Bohumila Panika. Paradoksalnie, z samym Panikiem Lech prezentował się lepiej niż później z Palą, którego kibice na stadionie pożegnali machaniem chusteczek i wulgarnymi-rymowanymi okrzykami. Dziś Lech Poznań może próbować zaklinać rzeczywistość, ale wszystko wskazuje na to, że z punktu widzenia rozwoju zespołu, najbliższe cztery miesiące będą całkowicie stracone. Bartosz Nosal