To był spektakularny występ Świątek. Paolini rozbita w 68 minut, nie mogła w to uwierzyć
Niezwykle jednostronny był finał Roland Garros, w którym Iga Świątek w zaledwie 68 minut pokonała Jasmine Paolini 6:2, 6:1. Polka tym samym sięgnęła po czwarty w karierze triumf we French Open, a rywalce pozostało zadowolić się trofeum pocieszenia. Po kilku miesiącach od bolesnej porażki z raszynianką Włoszka z polskimi korzeniami postanowiła przerwać milczenie. Jej wyznanie zostało odebrane z zaskoczeniem.
Tytuł Roland Garros był ostatnim, po który w minionym sezonie sięgnęła Iga Świątek. Finał przeciwko Jasmine Paolini był idealnym spuentowaniem świetnej w tamtym momencie formy raszynianki, która nie dała rywalce niemal żadnych szans. Świątek rozbiła Włoszkę z polskimi korzeniami w pierwszym secie 6:2, w drugim natomiast pozwoliła jej na wygranie tylko jednego gema i po zaledwie 68 minutach mogła świętować sięgnięcie po czwarty triumf we French Open.
Przełomowy sezon w karierze Jasmine Paolini. Dwa finały wielkoszlemowe, oba przegrane
Mimo porażki uśmiech nie znikał z twarzy Paolini. Był to dla niej pierwszy w karierze wielkoszlemowy finał, który pozwolił jej do tego wspiąć się jeszcze wyżej w rankingu WTA. A do tego otworzył drogę do kolejnych finałów.
Paolini, w przeciwieństwie do Świątek świetnie radziła sobie również na trawiastych kortach Wimbledonu. Udało jej się pokonać m.in. Emmę Navarro, a także Donnę Vekić i w finale stanęła oko w oko z Barborą Krejcikovą. Tym razem to Czeszka była lepsza, choć 28-latka walczyła zaciekle. Po triumfie 6:2, 2:6, 6:4 tytuł powędrował w ręce oponentki Włoszki.
Paolini wróciła myślami do Wimbledonu. Wciąż nie może w to uwierzyć
Chociaż od tamtej pory upłynęło już wiele miesięcy, wydarzenia z finałów Roland Garros, a także Wimbledonu wciąż żywe są w pamięci Jasmine Paolini. Włoszka postanowiła przerwać milczenie i w ostatnim wywiadzie wróciła wspomnieniami do historycznych dla siebie meczów. Mimo porażek ma z nich same dobre wspomnienia.
- Starałam się uświadomić sobie, gdzie jestem, bo finały Wimbledonu zawsze oglądałam w telewizji i to jawiło mi się jako bardzo odległa rzeczywistość. Kiedy sama się w nim znalazłam, starałam się za wszelką cenę uświadomić sobie, w czym właśnie uczestniczę i cieszyć się tym ze wszystkich sił. Oglądałam Serenę Williams, Rogera Ferderera, Rafaela Nadala, Novaka Djokovicia, Marię Szarapową. Bycie w finale wywarło na mnie ogromny wpływ. Szczerze mówiąc, to wciąż wydaje mi się nierealne - stwierdziła Paoilini.
W dalszej części rozmowy z redakcją Sky Sports Italia Włoszka podkreśliła, że uczestnictwo w obu finałach (przyp. red. w Wimbledonie i Roland Garros) było dla niej pamiętnym wydarzeniem. Trwalszy ślad pozostawiła po sobie jednak rywalizacja na kortach w Londynie. Trudno też się dziwić. Starcie finałowe z Igą Świątek było stosunkowo krótkie, podczas gdy mecz z Barborą Krejcikovą zamienił się w prawdziwą batalię, w której szala zwycięstwa przechylała się to raz na jedną, raz na drugą stronę.