Nie tylko dla samego Dariusza Żurawia, który stracił posadę trenera Kolejorza w kwietniową Wielkanoc i dzisiaj prowadzi Zagłębie Lubin, ale także dla samego Lecha. Wiosną pogrążał się on w samonapędzającym się kryzysie z wielu powodów. Jednym z nich było niedostateczne przygotowanie do sezonu i brak odpowiednich kadr, ale nawet te, którymi Kolejorz dysponował, nie zostały wykorzystane należycie.Joao Amaral i Nika Kwekweskiri to dobitne przykłady. Ci dwaj zawodnicy to gracze, którzy dzisiaj niosą na barkach ciężar gry Lecha i spisują się zaskakująco dobrze. Lech wzmacnia się tego lata, sprowadził już Joela Pereirę, Barry Douglasa, Artura Sobiecha, Adriela Ba Louę, Pedro Rebecho, wprowadza do zespołu pozyskanego zimą Radosława Murawskiego - to solidny zastrzyk nowych zawodników. Zanim jednak zaczną oni odgrywać istotniejsze role w Lechu Poznań, musi minąć trochę czasu, a zatem szczególną rolę w obecnym momencie rozwoju Kolejorza odgrywają gracze znajdujący się w jego szeregach już od jakiegoś czasu.W tym te dwa odkrycia - Joao Amaral i Nika Kwekweskiri. Lech Poznań korzysta na Joao Amaralu i Niki Kwekweskirim Portugalczyk opuścił Lecha Poznań zaraz po Sylwestrze 2020 roku, kiedy to poinformował kibiców i media, że chciałby spędzić kilka miesięcy w ojczyźnie. Jego partnerka miała rodzić, a chciała to zrobić w Portugalii. Po jakimś czasie jednak Joao Amaral udzielił portugalskiej prasie wywiadów, w których zdradził, że za jego wyjazdem z Polski stoi konflikt z trenerem Dariuszem Żurawiem, który przestał go wystawiać do gry. - Nie wiedziałem, dlaczego - mówił pomocnik. Wypożyczenie do Pacos de Ferreira przedłużało się, aż w końcu trener Żuraw został zwolniony, a jego następca Maciej Skorża zapragnął ściągnąć wypożyczonych graczy i przyjrzeć się im przed podjęciem decyzji co do ich przyszłości. Djordje Crnomarković już Poznań opuścił i gra w Olimpii Lublana, nie wiadomo co dalej z Karlo Muharem, bo dostał wolną rękę w szukaniu klubu, ale go nie znalazł. Został Joao Amaral, który u trenera Skorży nie tylko złapał wiatr w żagle, ale stał się kluczowym zawodnikiem Lecha. Jego renesans jest spektakularnym wydarzeniem.Nieco inna jest historia Niki Kwekweskiriego, sprowadzonego w styczniu w miejsce Radosława Murawskiego, który nie dostał zgody swego tureckiego klubu na grę w Lechu już wiosną. Sprowadzony awaryjnie, tylko na pół roku (miał kartę na ręku). U trenera Żurawia grał ogony, wchodził na końcówki, nie miał szans rozwinąć skrzydeł. Dopiero po zwolnieniu szkoleniowca jego tymczasowy następca Janusz Góra dał mu pierwszy plac w meczu z Legią Warszawa. Wtedy Gruzin błysnął. Lech Poznań odświeżony Trener Skorża utrzymał ten stan. Gruzin zaczął grać regularnie, Lech przedłużył z nim kontrakt i dzisiaj Nika Kwekweskiri wygrywa rywalizację w środku pola, co wiosną wydawało się wręcz niewyobrażalne. Piłka nożna jednak polega także na tym, by niewyobrażalne sobie wyobrazić i korzystać z tych ukrytych pokładów możliwości, jakie ma każdy trener. - Nika nie miał łatwego wejścia w sezon, wciąż mu brakuje meczowego rytmu. Gonił czas, a teraz lepiej mu wszystko wychodzi. Poza dwoma stratami w środkowej strefie zagrał solidnie, a podkreśliła dobry występ piękna bramka. Tylko się cieszyć, że jego forma idzie w górę - ocenił Skorża. Te dwie historie graczy, którzy byli bohaterami ostatniego meczu Lecha z Lechią Gdańsk są już poważnym przyczynkiem do postawienia tezy, że jednak trener Dariusz Żuraw nie radził sobie z Lechem, nie czytał zespołu i jego możliwości, podejmował fatalne decyzje o zgubnych skutkach. Chociaż awansował z Kolejorzem do fazy grupowej Ligi Europy, to jednak ostatecznie doprowadził Lecha do stanu, w którym nigdy nie powinien on się znaleźć. Winą za to obarcza się zarząd klubu i jego minimalistyczną politykę transferową, kierującą go ku sprowadzaniu graczy tak słabego formatu jak Karlo Muhar czy Djordje Crnomarković, ale obecne wydarzenia to dowód także na to, że sam trener również się nie popisał. Lech marnował czas, teraz musi go nadrobić.