Partner merytoryczny: Eleven Sports

Legii Warszawa nikt nie musi holować

Bardzo złą robotę pan Paweł Gil i inni sędziowie, holujący Legię, robią jej samej i całej polskiej piłce. Jakie będziemy mieli korzyści w walce o Europę z zespołu, który - pozbawiony sędziowskiej pomocy - będzie niczym dziecko we mgle?

Po fałszywym gwizdku sędziego Pawła Gila Legii radość, a Jagiellonii rozpacz.
Po fałszywym gwizdku sędziego Pawła Gila Legii radość, a Jagiellonii rozpacz./Bartłomiej Zborowski/PAP

Echa pomyłki Gila były tematem dnia niemal równoważnym z prezydencką kampanią wyborczą. Jedna z rozgłośni rockowych. Prezenter, który nie ma ze sportem nic wspólnego, wyciera sobie buzię polską piłką w ten sposób:

"Niby politykę mamy brudną, ale to co się dzieje w polskiej piłce jak pokazał mecz Legia - Jagiellonia to jest dopiero skandal!".

Do tego dochodzą żarty, jakich  na portalach społecznościowych jest pełno:

"Przychodzi kibic Legii do sklepu klubowego i mówi-poproszę koszulkę klubową- a sprzedawca pyta-zawodniczą czy sędziowską?"

"O co wam chodzi? Zapłacone było za 1-0 i jest 1-0" - to wzorowane na  "Piłkarskim Pokerze".

Długo szef sędziów Zbigniew Przesmycki z uporem maniaka bronił swoich podopiecznych, szedł w zaparte. Dopiero teraz zdecydował się zawiesić Gila, a Jagiellonii punktu nikt już nie wróci.

Daleki jestem od zarzucania sędziom, mylącym się na korzyść Legii, celowego działania. Podejrzewam bardziej, że ulegają presji, jaką wywierają jej piłkarze. Coś z tym fantem polska piłka musi zrobić. Bilans pomyłek krzywdzących i pomagających danemu klubowi, jak ze szczęściem i pechem, które w każdym sporcie są nieodzowne, powinien się zerować. Tymczasem w wypadku Legii przeważają sędziowskie koła ratunkowe.

Problem w tym, że żaden inny klub nie jest tak obdarowywany przez sędziów jak Legia. Z Jagiellonią dwa punkty załatwił pan Gil (gdyby nie karny byłby remis, więc legioniści jeden punkt by wywalczyli).

Ze Śląskiem punkt Legii zapewnił pan sędzia Adam Lyczmanski, któremu się oko przymknęło, gdy Orlando Sa sfaulował zamierzającego wybić piłkę Piotra Celebana i w ten sposób wyrównał na 1-1 Tomasz Jodłowiec.

W ostatnim meczu z Wisłą przy Łazienkowskiej asystent Mariusza Złotka przegapił spalonego Michała Żyry, który asystował przy samobójczym trafieniu na 2-2, a wcześniej - przy bramce na 1-1 - sam Złotek nie zauważył zagrania ręką Żyry  i w ten sposób kolejny punkcik "sędziowski" trafił do koszyczka Legii.

Jesienią w Krakowie Legia wygrała 3-0, ale najważniejszy, pierwszy gol padł z metrowego spalonego. Dwa kolejne trafienia miały miejsce w doliczonym czasie gry, gdy Wisła się odkryła, chcąc odrobić stratę.

Przy pierwszej tegorocznej wyprawie do Wrocławia, gwizdek arbitra też brzmiał fałszywie. Legia wygrała 3-1, ale drugą bramkę Tomasz Jodłowiec strzelił ręką.

Trochę za dużo tych pomyłek. I trudno później odciąć się od kontekstu, że Legia ma swojego szefa rady nadzorczej Ekstraklasy SA - jest nim współudziałowiec klubu Maciej Wandzel, a za moment dyrektor z Łazienkowskiej Dariusz Marzec ma zostać prezesem Ekstraklasy SA.

Najważniejsze jest to, że Legia ma tak dobry zespół, tak skutecznego szkoleniowca i jest tak wzorowo poukładanym klubem, iż żadne holowanie przez sędziów, ani nikogo innego nie jest jej do szczęścia potrzebne.

Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 1-0. Galeria

Zobacz galerię
+2
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem