Partner merytoryczny: Eleven Sports

Mike Tyson wytrzymał osiem rund. Później nie było już złudzeń

Tymoteusz Tur

Mike Tyson wrócił do ringu. 58-letni pięściarz w Teksasie zmierzył się ze zdecydowanie młodszym Jakiem Paulem. Nie był faworytem, bo po 19-letniej przerwie od zawodowej rywalizacji być nim nie mógł. I choć robił co mógł, dystans dzielący go od przeciwnika był wyraźny. Przegrał jednogłośnie na punkty.

Mike Tyson - Jake Paul
Mike Tyson - Jake Paul/TIMOTHY A. CLARYAFP/AFP

Na to starcie zęby ostrzył sobie cały świat. Trudno się jednak dziwić - powracający po 19 latach przerwy na zawodowy ring Mike Tyson to postać, której przedstawiać nie trzeba. W Teksasie stanął naprzeciw Jake'a Paula - pięściarza i celebryty, który swego czasu pochwalił się... polskimi korzeniami. Końcowy rezultat tego pojedynku trudno było przewidzieć. Owszem, "Żelazny Mike" ma już swoje lata, jednak jego atutem pozostawało gigantyczne doświadczenie. Rywal nie mógł go zlekceważyć.

Pojedynek, choć w formule zawodowej, toczył się na niecodziennych zasadach. Zakontraktowano osiem krótszych, dwuminutowych rund (zapewne dlatego, by zwiększyć szanse Tysona, który mógłby nie wytrzymać kondycyjnie), pięściarze weszli też do ringu w większych niż standardowe rękawicach, co miało osłabić siłę ich ciosów. O zabawie nie mogło być jednak mowy, zwłaszcza, że w grę wchodziły gigantyczne pieniądze. Jak ujawniono, łącznie dwójka miała zarobić 60 milionów dolarów.

Mike Tyson nie dał się zaskoczyć. Przynajmniej na początku

Mimo 58 lat na kartu Mike Tyson zdawał się być przekonany o swojej sile. Pytany tuż przed wejściem na ring o swoje przewidywania dotyczące pojedynku odpowiedział krótko. "Okrutne zwycięstwo". I faktycznie wyglądało na to, że żaden inny rezultat go nie interesuje. Od początku ruszył na rywala, "polując" na niego seriami ciosów. Napór ten osłabł pod koniec drugiej rundy, kiedy do głosu zaczął dochodzić Paul.

Problemy "Żelaznego" zaczęły się piętrzyć. I było to wyraźnie widać już w trzeciej odsłonie, kiedy to rywal po serii prostych poważnie nim zachwiał. Wydawało się nawet, że Tyson walczy o przetrwanie, starając się doczekać gongu. To mu się udało, przetrwał pierwszy kryzys i w czwartej odsłonie nie pozwolił przeciwnikowi pójść za ciosem. Choć przewaga Paula wciąż była widoczna, niewiele z niej wynikało. 

Niestety, nawet krótsze rundy z czasem okazywały się dla Tysona poważną przeszkodą. Wraz z upływem czasu stawał się mniej mobilny, a Paul z łatwością trzymał go na dystans. Wszystko zmienić mógł jednak jeden cios. I Mike o tym wiedział. W rundzie siódmej poderwał się do szarży, szukając szansy na zaskoczenie Paula. Szybko jednak... odpadł z sił i zepchnięty został do defensywy. 

Cudu nie było i ostatecznie, po ośmiu rundach pojedynku sędziowie orzekli zwycięstwo Jake'a Paula na punkty. Przyznać jednak trzeba, że Mike Tyson zaprezentował się naprawdę godnie, zwłaszcza biorąc poprawkę na jego słuszny wiek. Po blisko dwóch dekadach dopisał do swojego rekordu kolejny rezultat. Czy ostatni? Kto wie, bo patrząc na zainteresowanie, jakie wygenerowała walka spodziewać się można, że otrzyma kolejne propozycje.

Portugalia zebrała z trybun wiele braw, a Polacy? "Było słychać lepiej niż w Warszawie". WIDEO/INTERIA.TV/INTERIA.TV
Mike Tyson/Alberto Gandolfo/NurPhoto/AFP
Jake Paul/FAYEZ NURELDINE/AFP



INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem